Rozdział 29 - Wolność

28 2 0
                                    

Jeff

  Kolejną noc spędzałem na spacerach, a bardziej odwiedzinach. Tego dnia postanowiłem podarować mojemu dziele prezent, wciąż leżała w szpitalu z oparzeniami. Ukradłem czarną perukę, którą zabrałem z najlepszego sklepu który posiadał naturalne włosy i używał ich do produktu. Kolejnym celem była maska, koniecznie biała z czarnymi ustami, nie miałem większego problemu ze zdobyciem przedmiotu. W drodze do szpitala znalazłem pudełko do którego włożyłem rzeczy oraz list. 
    W momencie gdy stałem przed szpitalem przypomniałem sobie jak wiele wysiłku mnie czeka aby wejść na drugie piętro po ścianach. Sprawdziłem w której sali okno jest otwarte i wiedziałem jak wiele szczęścia mam, sala obok Jane.  Zacząłem przyglądać się budynkowi, ceglane ściany ułatwiały wspinaczkę oraz nadawały miejscu charakteru dworski. Pomimo przeznaczenia miejsca wyglądał jak zamek. Westchnąłem. 

-No to pora zaczynać. - zacząłem iść w kierunku krzaków dzięki którym miałem czas na wrzucenie do plecaka prezentu. 

Zabrałem się za wspinaczkę, będąc przy oknie na pierwszym piętrze usłyszałem jak ktoś otwiera okno. Zamarłem. 

-Ci pacjenci mnie wykończą, nawet w spokoju nie można zapalić, prawda Clare?- nieznajoma z piskliwym głosem prawdopodobnie żaliła się swojej współpracownicy. 

-Masz rację, wiecznie tylko chcą jakieś leki albo inne pierdoły. - W tym momencie ktoś właśni wypuścił dym z okna. 

   Postanowiłem zaryzykować idąc dalej, na całe szczęście kobiety były tak zajęte plotkowaniem, że nie usłyszały jak się wspinam. Z czasem moje dłonie zaczynał boleć coraz bardziej przez opóźnienie spowodowane pielęgniarkami, musiałem się nie ruszać co bardzo męczyło. Westchnąłem, spojrzałem na odległość jaka mnie dzieli od okna. Parę metrów, świetnie pomyślałem. Zebrałem się w sobie wysilając się jeszcze bardziej, po chwili siedziałem już na parapecie biorąc głęboki wdech i uśmiechając się sam do siebie. 

-Pora zacząć szukać mojej Jane - powiedziałem szeptem schodząc z parapetu.

   Powoli stawiając kroki szedłem w kierunku drzwi nasłuchując czy któraś z salowych nie idzie czasem po korytarzu. Cisza, zapewne śpi jak zwykle na swoich zmianach robią. Głupie pindy, zamiast pilnować to dają okazję takim zabójcom jak ja aby odwiedzać swoje zabawki. Chwilę później otworzyłem drzwi rozglądając się powoli, nikogo nie było na korytarzu. Głucha cisza panowała w całym szpitalu. Poszedłem w kierunku sali Jane wiedząc, że jest tam sama oraz śpi, za każdym razem gdy dziewczyna spała malutka lampka przy łóżku gasła.
    Wszedłem do pomieszczenia zamykając cicho drzwi i zmierzając w kierunku śpiącej dziewczyny. Przyjrzałem się jej przypalonej twarzy, która spała z grymasem bólu. 

-Tutaj już nie ukrywasz swoich emocji, prawda?- powiedziałem cicho. 

    Położyłem torbę na jej nogach i wróciłem do przyglądania się swojemu dziełu. Twarz mimo wszystko nie straciła całego kształtu. Przypaloną częścią głownie była szyja oraz skrawek brody zahaczając o włosy po których nie został ani ślad. Uśmiechnąłem się widząc jak dziewczyna cierpi, widok był wspaniały. Westchnąłem wiedząc która godzina się zbliża. 

-Pora się zbierać moja droga, mam nadzieję, że prezent ci się spodoba. - powiedziałem otwierając okno, wskoczyłem na drzewo i zszedłem na ziemię spokojnie. -Pora wracać do domu. 

* * * *

Jane

     Kolejny  tydzień w szpitalu powodował coraz większy zawód w mojej głowie. Ciągłe myśli, które nie chciały odejść. 

-Dlaczego nie dałeś mi po prostu umrzeć?- powiedziałam szeptem do samej siebie. - Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. 

   Żadnej odpowiedzi, żadnej nadziei. Jedyne co mi pozostało to trwanie w tym kabarecie zwanym życiem. Podeszłam do okna i uważnie przyglądałam się budynkom, które otaczały szpital. 

-Wiem, że tam jesteś. - powiedziałam szukając jego sylwetki wśród przechodniów. - Czuję twoją obecność Jeffie. 

    Resztę dnia spędziłam przy oknie obserwując chmury, które niosły ze sobą burzę. Nim się zorientowałam nadszedł wieczór, co oznaczało dla mnie kolejną okrutną noc. Od dłuższego czasu czułam się obserwowana, zawsze w nocy ciężko było się pozbyć tego uczucia. Gdy dopadał mnie sen, wciąż czułam się zagrożona, bywały sytuację w których się przebudzałam czując charakterystyczny zapach kwiatów polnych. Przerażającym faktem było to, że najbliższym miejscem z owymi roślinami był las oddalony o cztery kilometry. 
    W moich przekonaniach o odwiedzinach Jeffrey'a utwierdziły mnie otwarte okna w przeciągu ostatnich nocy. Pomimo moich starań sen zawsze mnie musiał dopaść nim morderca się zjawiał.  Spojrzałam na swoje dłonie, wciąż czerwone oraz wyniszczone od płomieni. Westchnęłam ze smutkiem myśląc o tym jak okrutny los sprawił mi chłopak, niestety jestem, byłam i będę tchórzem. Samobójstwo zawsze było poza moim zasięgiem, zbyt mało odwagi mam w sobie aby tego dokonać. Siedząc na parapecie zaczęłam odczuwać coraz silniejsze zmęczenie, wróciłam do łóżka z nadzieją na chociaż jedną spokojną noc. 

*                         *                           *

    Czując ciężar na swoich nogach zmarszczyłam brwi, powoli uniosłam powieki widząc zapakowane pudełko z kokardą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu aby znaleźć osobę, która pozwoli na ustalenie nadawcy. Wszelkie starania były daremne, westchnęłam z rezygnacją i przysunęłam z lekkim grymasem bólu paczkę. Ostrożnie zdjęłam kokardę i przyjrzałam się czarnemu materiałowi, żadnych wiadomości. Kolejnym krokiem zabrałam się za otworzenie pudełka, w tym momencie moje wątpliwości zniknęły. Na spodzie znajdowała się czarna peruka, którą przykryła biała maska. Charakterystyczną cechą maski były czarne usta, które kontrastowały z bielą. 
     Wyjęłam dwie rzeczy z pudełka i ujrzałam malutką kartkę prawdopodobnie wyrwaną z zeszytu. Postanowiłam zostawić treść listu na później, wzdychając wstałam i poszłam do łazienki aby założyć perukę. Dyskretnie otworzyłam drzwi od łazienki i spojrzałam w lustro czując obrzydzenie do samej siebie, poparzenia oszpeciły mnie bardziej niż mi się wydawało. Powoli uniosłam dłonie z peruką i nałożyłam ją na głowę, czarna grzywka ozdobiła moje czoło a długie do pasa włosy umożliwiły zakrycie częściowo poparzeń. 

-Więc tak to chcesz rozegrać?- powiedziałam cicho. - Najpierw mnie niszczysz a później dajesz nadzieję na lepsze jutro? Sprytnie Jeffrey. - dodałam z kpiną. 

Postanowiłam nie zdejmować peruki aby czuć się chociaż odrobinę bardziej kobieco. Na szafce obok mojego łóżka leżała wciąż nieodczytana przeze mnie karta od psychopaty. Podeszłam bliżej i wzięłam do ręki kartkę. 

"Droga Jane 

Mam nadzieję, że podoba ci się twoje nowe oblicze. Dodam nie skromnie, że sam ciebie stworzyłem. Aby dopełnić twój wspaniały nowy wizerunek zdobyłem piękną czarną perukę która perfekcyjnie podkreśli twoje oczy. Maska pozwoli ci powstać na nowo, oczywiście jeżeli chcesz. 

Chciałbym abyś się ze mną spotkała i zaznała nowego życia. Gdy wyzdrowiejesz znajdę ciebie i będziesz mogła ze mną poznać lepsze jutro. 

Jeff The Killer"

Czując nie małe obrzydzenie wyrzuciłam kartkę do kosza, postanowiłam czekać aż chłopak mnie odnajdzie i zemścić się na nim w odpowiednim czasie. 

-Drogi Jeffie, pora na mój ruch. - powiedziałam uśmiechając się pod nosem.

*          *          *
Jeff 

       Wracając o poranku przez polanę mogłem w końcu zebrać myśli, głos w głowie ucichł. Cieszyłem się chwilami bez niego obserwując jak miejsce tętni życiem. Przed oczami miałem tylko i wyłącznie wizję jak tworzę własną krwawą scenerię w tym miejscu. Zapamiętałem umiejscowienie polany aby wykorzystać jej pozytywy w późniejszym czasie. Ostatecznie wróciłem się do miasta w poszukiwaniu celu. 

Pozdrawiam 
Adrianna

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 18, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zacznijmy od początku/Jeff The Killer - PowrótOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz