Pieprzona bzdura.
Potraktował go tak bezwzględnie. Jak w ogóle mógł do tego dopuścić?
Tylko Baekhyun potrafił gadać totalne bzdury i dopuścić do tego, by jego przyjaciel spędził Święta w samotności. Był potwornym przyjacielem. Poczucie winy przenikało teraz przez całe jego ciało i pożerało go żywcem.
Niepewnie kliknął na jedną z wiadomości, które dostał od Jongdae. Jego myśli były jak ogień w płonącym lesie.
Serio? Żartujesz sobie ze mnie?
Cholera. Trochę ostro. Wrócił do ekranu głównego swoim telefonie i nawet nie starał się napisać swojemu przyjacielowi krótkich przeprosin. Jeśli tylko by chciał, zrobiłby to osobiście. Nie był niemiły, no może dla tych, których nienawidził, ale dla swoich znajomych, którzy stali się dla niego przystanią, gdy właśnie tego potrzebował najbardziej?
Nie ma szans.
Miał ogromny szacunek do Jongdae i to wszystko jego wina. To była jego wina, że Jongdae spędził Święta w samotności. Zamiast z nim być, dobrze bawił się ze swoim chłopakiem i dawno zapomniał o przyjacielu.
Baekhyun napisał na karteczce krótką wiadomość i przypiął ją pod budzikiem, zanim w pośpiechu zaczął się ubierać, mimo że jego tyłek wciąż był obolały. Chanyeol od teraz był jego drugim priorytetem, na pierwszym miejscu znalazł się jego długoletni współlokator.
To wszystko dlatego, że był w sytuacji „teraz albo nigdy" i nie mógł pozwolić, by taka okazja wymknęła mu się z rąk. Tak bardzo, jak chciał spędzać czas ze swoim chłopakiem, po prostu nie mógł. Jednak dobrze wiedział, że Chanyeol zrozumie.
Chciał przeprosić tak szybko, jak tylko tam dotrze. Oczywiście nie miał zamiaru jeszcze bardziej rujnować tego, co było. On i Jongdae kłócili się wcześniej. Jednak nie tak poważnie jak teraz. Kiedyś to były małe, niegroźne kłótnie między dwójką najlepszych przyjaciół, na przykład o to, kto pierwszy weźmie prysznic albo kto pierwszy zrobi pranie czy też wykona obowiązki domowe. To, co miało miejsce teraz, nie zaliczało się do tego rodzaju. Czas to tak jakby tykająca bomba, która czeka na wybuch.
I cholera, koniec tego czekania. W końcu wybuchła. Doigrał się.
Baekhyun złapał taksówkę i gdy siedział w aucie, zaczął układać sobie w głowie przemówienie, które mógłby później wygłosić. Był zmartwiony i ta cisza wcale dobrze na niego nie wpływała. Tylko wytrącała go z równowagi i sprawiała, że w każdej chwili mógł się jeszcze bardziej wkurzyć. Westchnął zrezygnowany i skrzyżował ręce na piersi, gdy kierowca szybko skręcił.
To będzie długa podróż.
Och, jak on modlił się do Boga, żeby tylko uchronił go od gniewu Kim Jongdae. Inaczej jego ciało może znaleźć się sześć metrów pod ziemią.
Jego wiotkie ręce nieco trzęsły się przez zimne powietrze, które owiewało całe jego ciało. I teraz żałował, że nawet nie pożyczył od Chanyeola żadnego swetra, który uchroniłby jego życie od zamarznięcia. No ale walić to zimno, rozebrałby się, totalnie by to zrobił, jeśli tylko w zamian Jongdae poświeciłby mu swój czas.
Ale nawet sam wiedział, że to nie była łatwa droga i że zawalił po całej linii.
Baekhyun może chciał, a może i nie chciał udusić kierowcy za to, jak szybko dojechali do celu. Chciał, żeby jechali dłużej, żeby miał szansę dopracować i nauczyć się swojej przemowy na pamięć, ale nie, kierowca dopilnował, by dotarli do bram piekła o wiele za wcześnie. Troskliwie.
CZYTASZ
un.fortunate ; Chanbaek ; [tłumaczenie]
FanfictionChanyeol zaplanował sobie, że wzbudzi zazdrość w Do Kyungsoo, więc wynajął do tego projektanta - Byun Baekhyuna, który miał być jego fałszywym chłopakiem. I miał tylko udawać. Nic poza tym. Jako jeden z młodych Koreańskich prezesów, miał wszystko...