- Stój. - warknął brunet, opierając rękę na ścianie tuż obok głowy niższego. Blondyn wbił w niego beznamiętne spojrzenie i zacisnął usta w wąską linię.
- Co ty robisz?
- Chyba ja powinienem o to zapytać...
- Przestań udawać! Myślisz, że jestem ślepy? - znacznie przybliżył wściekłą twarz do chłopka. Istotnie Noah był pewien, że nikt nie zauważy żadnej zmiany w jego zachowaniu. W końcu był nikim, nikogo nie obchodził i nikt nie zwracał na niego uwagi, a co dopiero taki Luke, który był gwiazdą szkoły, kapitanem drużyny footballowej i marzeniem praktycznie każdej uczennicy, a nawet niektórych uczniów.
- Co ja ci niby zrobiłem? - zapytał, starając się zabrzmieć pewnie, jednak świdrujące spojrzenie zielonookiego skutecznie mu to uniemożliwiło.
- Noah...- zaczął zdecydowanie delikatniej niż na początku. Ostatnimi czasy bardzo martwił się o tego drobnego chłopaka o błękitnych oczach. Siedemnastolatek nigdy nie był szczególnie umięśniony, ale ostatnimi czasy dosłownie zaczynał znikać w oczach. Brunet obserwował go przez jakiś czas i nigdy nie widział, żeby wkładał do ust coś innego niż woda. Do tego ciągle chodził w bluzach z długim rękawem, nawet gdy na dworze był upał, albo na zajęciach wychowania fizycznego. Sam nawet nie wiedział, dlaczego nagle tak bardzo zaczął się interesować, ale był pewien, że nie zostawi tego tak, jak jest. Niższy uniósł na niego lekko szkliste oczy, lecz gdy tylko spotkał zielone niczym szmaragdy tęczówki kilkanaście centymetrów od własnych zwiesił wzrok, chcąc uciec jak najdalej. Nim jednak zdążył wykonać krok, silne ramiona złapały go w żelaznym uścisku, nie pozwalając na jakikolwiek ruch.
- To... boli... - wyszeptał, czując napływające łzy. Luke niczym oparzony zabrał ręce i odsunął się, dając tym blondynowi okazję do ucieczki. Nie chciał zrobić mu krzywdy. Chciał tylko dowiedzieć się, co się dzieje... pomóc mu, a nie wywołać płacz. Przeklął pod nosem i udał się w kierunku drzwi wyjściowych, którymi przed chwilą wybiegł Noah. Rozejrzał się jeszcze, ale nigdzie nie zauważył szarej bluzy. Nie mógł jej zauważyć, bo jej właściciel był już daleko, biegnąc ile sił w chudych nogach, starając się stłumić szloch. Gdy jego płuca zdawały się płonąć, zatrzymał się wreszcie. Był w parku. Usiadł pod drzewem, zagryzając mocno nadgarstek, żeby nikt nie usłyszał jego krzyku. Kompletnie nie rozumiał tego, co wydarzyło się w szkole. Nie rozumiał dlaczego Luke go zatrzymał, dlaczego na niego warczał i dlaczego tak mocno złapał go za ręce. Miał już dość ciągłego znęcania się nad nim, ciągłych krzyków i ciągłego bólu. Kiedy odeszła jego matka, ojciec całą winę zrzucił na niego.
...odeszła przez ciebie... nie chciała takiego grubasa i głupka... gdyby nie ty... - te słowa wciąż krążyły mu w głowie, do tego stopnia, że rzeczywiście w nie uwierzył.
W rzeczywistości odejście kobiety nie było wcale jego winą. Nie uciekła przez niego, jak mu wmówiono, a ponieważ miała już dość ciągłego znęcania się i wrzasków tego właśnie tyrana, który teraz terroryzował własnego syna. Nie dość, że obarczał go takim ciężarem uwielbiał się nad nim znęcać. Tak właśnie się zaczęło. Od kilku siniaków, potem przyszło głodzenie się, aż wreszcie sięgnął po żyletkę, ale nie był tak odważny, żeby całkiem z sobą skończyć. Początkowo nawet uciekał z domu, ale potem zaczął sobie wmawiać, że to kara, która mu się należy i nawet przestał zamykać drzwi do własnego pokoju. Tak w przeciągu pół roku, z wesołego i uśmiechniętego chłopaka, stał się szkieletem, pokrytym bliznami i siniakami, który żywił się własnymi łzami. Ale jak to się stało, że nikt tego nie zauważył? Noah potrafił doskonale wszytko ukryć. Nie dało się zobaczyć go w szkole smutnego, ze łzami w oczach. Był rozmowny, śmiał się, był normalnym nastolatkiem... Pozornie. Bo kiedy wracał do domu, zdejmował bluzę nie był w stanie na siebie spojrzeć w lustrze. Nie widział tego, że był naprawdę chudy, ale masę tłuszczu i fałdy skóry. Nie widział pięknych, błękitnych oczu, ale siniaki i rany szpecące jego i tak brzydkie ciało. Nie widział nastolatka, o blond włosach, a największą porażkę, jaka wyszła z pod Boskich rąk. Kiedy był między ludźmi, w ogromnym tłumie, czuł się samotny. Przecież nikt nie chciałby z nim się zaprzyjaźnić, a ci którzy nieustannie z nim przebywali robili to przecież z czystego przyzwyczajenia. Nawet oni nie zauważyli... I Noah był naprawdę zadowolony z tego powodu. Do czasu, aż ten nieszczęsny Parker musiał się przyczepić. Czego taka gwiazda mogła od niego chcieć? Skoro nikogo nie obchodził i wszyscy mieli go gdzieś dlaczego właśnie brunet musiał się nim zainteresować? Szczerze mówiąc, nie chciał wiedzieć. Chciał jedynie, żeby chłopak dał mu spokój. Nie potrzebował litości, nienawidził być w centrum uwagi, nienawidził gdy wszyscy skupiali się na nim. Wolał, żeby nikt na niego nie patrzył, nie pytał o zdanie, nie pytał... o nic. Ile razy dziennie musiał kłamać? Nawet już tego nie liczył. Wcale nie miał ochoty okłamywać kolejnej osoby, nie miał ochoty wymyślać kolejnych kłamstw, dlatego po prostu postanowił unikać zielonookiego, jednak nie miał pojęcia, że będzie to takie trudne. Siedząc pod dębem, wpatrywał się w liście nad własną głową, kiedy z kieszeni odezwał się jego telefon. Niechętnie po niego sięgnął i zobaczył wiadomość. Wiadomość od niego.
CZYTASZ
Leave me alone
Short StoryUśmiechnięty, wesoły, normalny nastolatek, bez problemów... w wiecznie za dużej bluzie z długimi rękawami, głodzący się, nazywający żyletkę swoją przyjaciółką. Ale uśmiecha się, czyli szczęśliwy? Noah bardzo dobrze potrafi ukryć krwawiące serce sztu...