- Cześć, kochanie. Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem. Całą noc o tobie myślałem i nawet mi się śni....
- L-luke! - wydusił wreszcie, przerywając słowotok bruneta.
- Noah, ty mówisz!
- Naprawdę? - jego głos był jeszcze nieco zachrypnięty, ale grunt, że wreszcie mógł powiedzieć to, co tak długo był zmuszony w sobie dusić.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę...
- Wiesz, trochę mam, bo wreszcie mogę ci przerwać gadanie. To ty nie masz nawet najmniejszego pojęcia jakie to było trudne, kiedy ty ciągle mówiłeś, a ja musiałem siedzieć jak jakiś pieprzony manekin na wystawie. Tak, to była tragedia.
- Ale już dobrze, tak?
- Mhm. - uśmiechnął się, lekko kiwając głową na znak potwierdzenia.
- Pójdę do doktora Grey'a i zaraz cię stąd zabiorę, tylko nigdzie nie uciekaj, ok?
- Ok.
Luke wyszedł z sali w poszukiwaniu mężczyzny, który już drugi raz zajmował się jego aniołkiem, a właściwie "ściągnął" go z powrotem na ziemię, kiedy był jedną stopą po drugiej stronie.
- Doktorze! - krzyknął może trochę zbyt głośno, kiedy wreszcie wypatrzył na korytarzu znajome mu ciemne włosy.
- Oh, Luke. Coś się stało?
- Tak, znaczy nie. - poprawił się od razu widząc jak oczy drugiego otwierają się szerzej. - Noah zaczął mówić. - nie mógł powstrzymać uśmiechu na twarzy, przekazując mu tą jakże wspaniałą nowinę i tamten także się uśmiechnął, bo w istocie życzył tej dwójce jak najlepiej i właściwie nawet ich podziwiał. W końcu nie jeden związek rozpadł by się kilkanaście razy, gdyby tak to miało wyglądać, a oni mimo armagedonu, jaki życie im zgotowało nadal byli razem, nierozerwalni i nawet śmierć nie była w stanie tego zmienić.
- Wspaniała wiadomość. W takim razie Noah może wracać już do domu, tylko przygotuję wypis.
- Dziękuję za wszystko.
- Nie masz za co dziękować, to moja praca.
- Mam, mam. Nie jeden lekarz machnąłby na to ręką i powiedział, że Noah jest chory psychicznie i nic się nie da zrobić, a nawet nie ma to najmniejszego sensu, bo i tak zrobi sobie coś znowu, ale pan tak nie postąpił. Dlatego dziękuję. - dwudziestoośmio latek uśmiechnął się nieznacznie, aczkolwiek w głębi duszy naprawdę cieszył się z tych słów. Jednak dobrze wybrał, idąc na studia medyczne.
- Zaraz przyniosę wypis. Poczekaj tutaj. - poszedł do swojego gabinetu, wracając po chwili z zapisaną kartką w dłoni.
- Jeszcze raz dziękuję.
- Obyśmy się już nie spotkali.
- Nie spotkamy się, już ja o to zadbam. - oczywiście żadnemu z nich nie chodziło o niechęć do drugiej osoby, bo zdążyli się już polubić i to, że Luke zwracał się do Louise'a, bo tak właśnie doktor Grey miał na imię, było jedynie przyzwyczajeniem.
- Wiesz, że trzeba się nim zająć?
- Nie odstąpię go na krok. Nie tym razem.
- Powodzenia.
Z szerokim uśmiechem na twarzy skierował się do sali blondyna, w której on czekał na niego już ubrany z takim samym uśmiechem na twarzy, co mogło wyglądać nieco dziwnie. Chłopak o cerze bladej niczym porcelana, w za dużej, czarnej jak smoła bluzie i takiego samego koloru spodniach i w zasadzie butach też, o oczach, którego brunet nie potrafił nawet określić. Kiedyś z pewnością były niebieskie jak ocean, ale potem... straciły głębię i lazur zmienił się w kurz, a teraz... Wyglądało to, jakby lekki wietrzy zaczynał zmiatać ten brud. Noah wyglądał raczej jak śmierć niż człowiek, a z tym uśmiechem było to wprost irracjonalne połączenie. Co wcale nie znaczyło, że Parkerowi się nie podobało. Był wprost zachwycony, że drugi wreszcie się uśmiecha i nie jest to wymuszony grymas, ale najprawdziwszy w świecie uśmiech, swoją drogą najpiękniejszy na świecie. Co prawda White przy każdym oddechu odczuwał ból w żebrach, a jeszcze dosyć świeża rana na brzuchu dawała mu się we znaki. No może taka znowu świeża nie była, ale wcale jej to nie przeszkadzało w emitowaniu bólu na całe ciało chłopaka. Lecz ten ból w porównaniu z uczuciem towarzyszącym mu, kiedy Luke było obok, kiedy się do niego uśmiechał, a nawet tylko patrzył, nie liczył się ani trochę. To było niesamowite. Nawet zaczął trochę normalnie jeść. W szpitalu na szczęście nikt nie pytał go o dietę czy blizny. Sam doktor Grey twierdził, że nie trzeba na razie poruszać nieba i ziemi, bo sami dawali sobie świetnie radę. Może z boku nie wyglądało to na świetne dawanie sobie rady, skoro już drugi raz wylądował w szpitalu, ale... Jeśli patrzyło się na to okiem lekarza, który w swoim życiu widział już dużo było bardzo dobrze. Zatem mieszanie kogokolwiek w tę sprawę mogłoby jedynie zaszkodzić zwłaszcza, że zdecydowana część nie miała pojęcia o co tak naprawdę chodzi i uważała takich ludzi jak Noah, za kompletnych świrów.
CZYTASZ
Leave me alone
Short StoryUśmiechnięty, wesoły, normalny nastolatek, bez problemów... w wiecznie za dużej bluzie z długimi rękawami, głodzący się, nazywający żyletkę swoją przyjaciółką. Ale uśmiecha się, czyli szczęśliwy? Noah bardzo dobrze potrafi ukryć krwawiące serce sztu...