Rozdział XXV

6.7K 462 89
                                    

- Nie...

- Noah, proszę cię...

- Nie. - wydusił przez zaciśnięte mocno zęby, starając się zatrzymać łzy w oczach, co wcale nie było tak proste jak mogłoby się wydawać. Już tyle razy musiał tłumić wszystko w sobie i jeszcze do tego szczerzyć się jak pojebany, żeby nikt nawet czegoś sobie nie pomyślał, więc powinien tę sztukę opanować do perfekcji, ale... jednak nie potrafił.

- Kochanie, błagam cię. - westchnął bezsilnie, bo już kompletnie nie miał pojęcia jak ma przekonać blondyna. Rozumiał, że nie była to dla niego łatwa sytuacja, ale to było konieczne. Konieczne, żeby mogli zamknąć tamten rozdział i rozpocząć całkiem nowy, bez jakichkolwiek przeszkód.

- Ja... nie... mogę... - zaczął chlipać, trzęsąc się przy tym, jakby właśnie się dusił. Nie trwało długo, a wyższy zamknął go w szczelnym uścisku, podczas gdy jego serce łamało się niczym suche gałązki na wietrze.

- Za to ja nie mogę pozwolić, żebyś tam nie szedł. Nie. Nie teraz, kiedy jesteśmy tak blisko. Ten ostatni raz, żebyś już nigdy nie musiał cierpieć. Błagam cię. Przecież dasz radę. Wiem to. Może nie wyglądasz, ale jesteś silniejszy ode mnie. Silniejszy od większości ludzi.

Nie jestem. - pomyślał niebieskooki, jeszcze mocniej wczepiając się w koszulę wyższego. - Nie jestem, ale nie pozwolę, żeby ta bestia chodziła po świecie.

- Ale... nie zostawisz mnie?

- Nawet gdybyś chciał. - pochylił się lekko, składając pocałunek na samym czubku głowy blondyna.

- Musimy już iść?

- Pozwolisz, że się przebiorę. - starał się zażartować, ale w obecnej sytuacji nie szczególnie było im do śmiechu. Chłopak niemal wbiegł po schodach i po upływie mniej niż minuty zbiegał z powrotem zapinając guziki granatowej koszuli w białe kropki i Noah chcąc nie chcąc musiał przyznać, że wyglądał w niej pięknie. Nic nie mówiąc założyli kurtki i buty, przy czym Luke zachowywał się jak nadopiekuńcza matka względem drugiego, ale gdy już stwierdzili, a raczej zielonooki stwierdził, że mogą ruszać, wyszli z domu. Wyższy złapał niebieskookiego za rękę nie sądząc nawet, że posłuży za rozładowywacz napięcia. Z każdym krokiem drobna dłoń zaciskała się nie jego dłoni coraz mocniej i gdy już stanęli przed budynkiem niemal nie czuł palców. Do tej pory nawet nie miał pojęcia, że w tym drobnym ciałku drzemie taka siła.

- Wszystko w porządku? - zapytał, widząc jak bardzo blada jest twarz White'a i jak wbija ślepe spojrzenie w drzwi.

- Nie, ale za chwile będzie. - z mocno bijącym sercem, wciąż ściskając dłoń bruneta zrobił krok przed siebie, pełen determinacji, że to już ten ostatni raz. Weszli do środka, gdzie od razu zostali skierowani w odpowiednim kierunku.

- Dzień dobry, moje nazwisko Tamara Leigh, jestem psychologiem, a ty pewnie jesteś Noah, nie mylę się? - chciał powiedzieć coś elokwentnego, żeby nie wyjść na kompletnego idiotę, ale gula, która urosła mu w gardle, skutecznie to uniemożliwiła, więc pokiwał tylko głową.

- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale czy zechciałbyś ze mną porozmawiać? - przerażony spojrzał lekko w górę, prosto w oczy, jeszcze mocniej miażdżąc kości jego dłoni. Znów nie odezwał się nawet słowem, tylko pociągnął za sobą zielonookiego, dając mu tym znak, żeby nigdzie się nie ruszał.

- Bez niego nie idę. - szepnął, widząc jej minę. Kobieta tylko rzuciła okiem na Parkera i nawet nie zaprotestowała. Znała doskonale akta sprawy i nieco przerażało ją bestialstwo, jakiego oskarżony dopuścił się względem własnego syna. Właściwie nawet nie chciała wierzyć, że coś takiego naprawdę zaszło, bo owszem miewała już sprawy dotyczące przemocy w rodzinach, ale nigdy nie tak drastyczne przypadki. Jednak kiedy zobaczyła drobnego nastolatka, o cerze białej jak porcelana, a oczach wyrażających przerażenie i ból, jakiego doświadczył nie raz miała już pewność, że takie potwory jak niejaki Tobias White jednak na tym świcie istnieją.

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz