Rozdział XXI

7.4K 495 135
                                    

Obudził się jeszcze zanim promienie słońca wdarły się bez pytania przez okno jego pokoju. Od razu po przebudzeniu szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, kiedy patrzył na śpiącego obok chłopaka. Może to była przesada, ale dla niego był po prostu najcudowniejszą istotą na świcie. Blond włosy przykrywały całe jego czoło i część zamkniętych jeszcze powiek, usta miał lekko rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć i właśnie wtedy zmorzył go sen. Nie wyglądał jakoś inaczej, choć Luke nie mógł nie zauważyć, że jego policzki nie są jak zwykle trupioblade, ale lekko różowe, co bardzo go ucieszyło. Z całą pewnością był w stanie stwierdzić, że mógłby do końca życia patrzeć na tą spokojną twarz. Istotnie spędził tak kilka godzin, nie odrywając wzroku od Noaha. Sam nawet nie był w stanie opisać tego, co się z nim działo. Ewidentnie zwariował, bo logicznie wytłumaczyć się tego nie dało. Nie potrafił myśleć o niczym innym, jak tylko o niebieskookim. Nagle zauważył, że chłopak mruży oczy, a po chwili ukazały mu się zabójczo błękitne tęczówki, które od razu skupiły się na nim.

- Cześć. - szepnął cicho, jakby bojąc się przestraszyć dopiero wyrwanego ze snu nastolatka.

- Cześć. Długo nie śpisz?

- Nie. - skłamał, aczkolwiek nieświadomie, bo naprawdę nie odczuł, że minęły aż tyle czasu. - Dobrze ci się spało?

- Pierwszy raz od dawna. - stwierdził i rzeczywiście tak było. Już dawno nie miewał nocy, które przespał całe, a już noc bez żadnego koszmaru była zjawiskiem niespotykanym. Popatrzył na bruneta, na jego piękny uśmiech, wesołe oczy i jego kąciki ust mimowolnie powędrowały w górę. Poczuł się jak w jakiejś krainie czarów, albo innym Hogwarcie. To było po prostu niemożliwe, żeby jeden uśmiech mógł tak działać. Jak plaster, sklejający połamaną duszę. Na kilka sekund wszystkie problemy zniknęły, a on był pewien, że chce, żeby tak było już zawsze.

- Idziemy coś zjeść? - no i skończyła się sielanka. - Dasz radę. - dodał Luke, widząc jak twarz blondyna tężeje. - Damy radę. - złapał chłopaka delikatnie za dłoń i podnosząc ja do ust, musnął lekko wargami. Oczywiście niższy nie mógł nie poczerwienieć i już po chwili wyglądał jak pomidor, ale nie mógł nic na to poradzić. Normalnie uciekłby gdzie pieprz rośnie, ale z Parkerem to już dawno nie było nic normalnego. To nigdy nie było normalne. Poza tym, chciał się wreszcie pozbyć tego cholernego głosu z głowy, który non stop powtarzał, że nie może jeść i być szczęśliwy.

- Idziemy? - wstał, oddychając głęboko i zaciskając ręce w pięści.

Bitwa pierwsza - czas zacząć. - pomyślał. Po chwili poczuł wkradającą się z łatwością między jego palce ciepłą dłoń, którą ścisnął lekko. Może nigdy nie powiedział tego na głos, ale doskonale wiedział, że sam nie da sobie rady z tym wszystkim. Może brunet nie robił wiele, ale dla niego to było więcej niż ktokolwiek, kiedykolwiek dla niego zrobił i to mu w zupełności wystarczyło. Nie potrzebował nie wiadomo czego, tylko odrobiny wsparcia i kogoś kto powiedziałby mu, że nie jest bezużyteczny, że kogoś obchodzi. Zeszli na dół, a Noah z każdym krokiem mocniej zaciskał dłoń na tej wyższego.

- Naleśniki?

- C-co? - wyrwał go z krainy "jedzenietwoimwrogiem" - Cokolwiek. - teraz dopiero dostawał palpitacji serca. To było tak irracjonalne, że sam nie wierzył w to, co się z nim działo. Przecież był prawie dorosły, a jakieś naleśniki przerażały go bardziej niż wizja końca świata, którą pewnie w ogóle by się nie przejął. Dopiero teraz zaczynał rozumieć, że cały ten czas zachowywał się jak kompletny idiota. Po jakichś piętnastu minutach śniadanie było gotowe, a White był zaskoczony, że zielonooki tak dobrze radzi sobie w kuchni. Kuchnia i król szkoły to jakoś niezbyt się łączyło. Jak widać miał o chłopaku błędne mniemanie.

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz