Rozdział IV

12.4K 900 220
                                    

Niby miał plan porozmawiać z blondynem, ale tak bardzo się bał, że ucieknie, że w ogóle nie poruszał tematu, tylko wpatrywał się w chude ciało, siedzące tuż obok. Blondyn miał na sobie czarne rurki, które zapewne powinny opinać nogi, a na nim wisiały, jak na wieszaku, biały t-shirt i czarną, oczywiście, bluzę z kapturem.

- Nie jest ci za ciepło?

- Nie.

- Serio?

- Nie jest ci za zimno? – odbił piłeczkę, podczas gdy wyraz jego twarzy stał się znacznie bardziej poważny.

- Dobra, rozumiem. – odpowiedział, będąc już całkowicie pewnym, że łatwa rozmowa, o ile w ogóle do niej dojdzie to to nie będzie.

- Co ja tutaj w ogóle robię o tej porze? – zapytał, dokładnie przyglądając się jego twarzy, jakby szukał na niej odpowiedzi zanim jeszcze brunet zdążył wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Chciał odpowiedzieć w jakikolwiek sposób, jednak... nie potrafił znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia, a prawdy nie mógł przecież powiedzieć, bo w tedy chłopak z pewnością zrobiłby wszystko, żeby więcej go nie spotkać. Milczał zatem patrząc wszędzie, byleby nie zawiesić wzroku na twarzy niebieskookiego.

Gdy wreszcie zjawiła się reszta, Luke odetchnął z ulgą, z resztą tak samo jak Noah. Dziwnie się czuł, sam na sam z wyższym chłopakiem, a i drugi nie był jakoś specjalnie zadowolony z tej sytuacji. Zielonooki podszedł do swoich przyjaciół, udając, że uczestniczy w rozmowie, jednak cała jego uwaga skupiona była na jednej osobie, którą oczywiście był nikt inny, a Noah White. Wydawał się bawić całkiem nieźle, dlatego brunet postanowił zostawić go w spokoju. Ale on wcale nie bawił się dobrze. Udawanie wesołego i śmianie się wcale nie sprawiało mu przyjemności. Patrzenie na tych wszystkich szczęśliwych ludzi, którzy nie mieli żadnych problemów ani trosk dobijało go jeszcze bardziej. Najchętniej zaszyłby się w ciemnym kącie i zaczął cicho płakać, ale taka opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Zamiast tego ruszył do kuchni. Niezbyt mając na to ochotę, chwycił butelkę piwa i zaczął pić. Nadal nie lubił tego smaku, ale ponieważ miało procenty wypił całe, stwierdzając, że to wcale nie był dobry pomysł. Zamiast tego sięgnął po papierowy kubek i postanowił zrobić sobie "drinka", jeśli drinkiem można nazwać pół szklanki czystej wódki. Wypił ją w zastraszająco szybkim tempie i stwierdził, że za wiele to nie zmieniło, poza tym, że zrobiło mu się trochę cieplej i ponownie sięgnął po butelkę. Nie wiedział jednak, że nie jest sam. W progu stał nikt inny, jak sam Luke, mrugając co chwila, żeby sprawdzić, czy nie ma jakichś przywidzeń i czy widzi naprawdę to co widzi. Noah po raz kolejny wypił duszkiem sporą ilość alkoholu, po czym po raz kolejny sięgnął po butelkę, tym razem inną, bo z brandy.

- Wszystko ok? - zapytał brunet, starając się uśmiechać, a nie wyglądać jakby właśnie kopnął go prąd.

- Ależ oczywiście. - odpowiedział chłopka, wymuszając uśmiech. - Dlaczego miałoby nie być? - uśmiechnął się jeszcze szerzej i wziął spory łyk.

- Tak tylko pytam. Pijesz?

- Ja? W życiu. - wziął kolejny łyk.

- Dobra, rozumiem. Ale sam?

- Nie, ze śpiącą królewną. - parsknął sarkastycznie, lekko wkurzając Parkera, ale ten tylko zacisnął pięści i uśmiechnął się do niego.

- To ja idę latać z Alladynem. - odwrócił się na pięcie, zostawiając go samego, bo widział, że ta rozmowa nie prowadzi do nikąd, a może tylko pogorszyć sytuację.

Przez resztę wieczoru już się nie widzieli. Właściwie to Luke nawet nie chciał na niego patrzeć, bo ciągle dostawał w twarz za próbę bycia miłym. Wcale nie musiał interesować się blondynem, mógł mieć go głęboko gdzieś i pozwolić mu zdechnąć. Lecz od razu walnął się w myślach pięścią w twarz za samo takie myślenie. Jak miałby potem żyć z myślą, że Noah nie żyje i to przez niego, bo nic z tym nie zrobił? Nikt nie mówił, że będzie łatwo. W końcu gdy wszyscy zaczęli się zbierać do domu, wziął się za ogarnianie wszystkiego. Właśnie wtedy napotkał w kuchni stojącego przodem do okna, opartego o blat chłopaka.

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz