Rozdział XIX

7.8K 507 79
                                        

Minęło kilka dni. Kilka cholernie długich i ciężkich dni dla nich obojga. Tak długo było w miarę dobrze, a przynajmniej Luke'owi tak się wydawało, ale to co się działo teraz było po prostu jakimś chorym koszmarem. Czuł się, jakby ktoś podmienił blondyna na jakąś słabą podróbkę, która nawet nie za bardzo umie mówić. Chłopak przestał się do niego odzywać, chyba że został zmuszony, czego brunet naprawdę nie lubił robić, ale nie miał wyboru. Nawet na niego nie patrzył, a gdy już Parker wyłapał spojrzenie serce go bolało, przez to co się z nim stało. Kiedyś lazurowe tęczówki kompletnie poszarzały, a czasem wydawały się być zamglone jak u trupa, a nie było tak nigdy. Nawet kiedy Noah był sam ze wszystkim, kiedy miał zdecydowanie więcej problemów niż w chwili obecnej zielonooki nie był w stanie spotkać się z takim spojrzeniem. Teraz nawet nie starał się wywinąć od jedzenia, tylko grzebał w talerzu tak długo, aż przerwa nie dobiegła końca. Jak nie trudno się domyślić, takie sytuacje często kończyły się krzykiem, oczywiście obustronnym. Szarooki nawet nie starał się bronić, czy tłumaczyć. Może gdyby Luke nieco dokładniej się przyjrzał, zauważyłby że niższy wręcz kulił się pod jego głosem. Doskonale wiedział, że coś jest nie tak ale przyjął całkowicie błędną strategię w celu dowiedzenia się prawdy niż powinien. Jego działania tylko oddalały ich od siebie, co nie działało dobrze na żadną ze stron. White w każdej chwili nie myślał o niczym innym jak o tym, że chce, żeby to wreszcie dobiegło końca. Nie ważne w jaki sposób, ale wiedział, że dłużej już nie wytrzyma. Luke był spełnieniem jego marzeń, wyśnionym ideałem, lecz on do tego obrazka nie pasował. Brunet powinien chodzić za rękę z wysoką blondynką, a nie z kimś takim, jak on sam. Kiedyś jeszcze łudził się, że coś jeszcze może z tego być... że jak się postara, będzie dobrze... że będą razem... Teraz żałował swojej głupoty. Niepotrzebnie zawracał chłopakowi głowę, mieszał go we wszystko, marnował jego cenny czas. Tylko co miał zrobić? Bał się odezwać, a co dopiero odejść. Całymi godzinami rozmyślał, jak zniknąć z życia bruneta? Jak wymazać siebie z jego pamięci? Ciągle nie był w stanie pojąć, dlaczego król liceum nadal tak uparcie się go trzyma? Dlaczego nie powie mu, żeby spadał? Skoro jest mu tylko problemem... Tak właśnie żyli - w głupiej nieświadomości, cierpiąc. Przecież wystarczyłoby normalnie porozmawiać szczerze jeden, jedyny raz. Ale nie... Człowiek musi komplikować sobie życie.

- Luke? - zaczął drżącym głosem, przerażony tym, co chce zrobić. Wbrew pozorom, wbrew całej chęci samozniszczenia wcale nie lubił, gdy ktoś go bił, a właśnie takiej reakcji po chłopaku się spodziewał.

- Tak?

- Bo... - głos uwiązł mu w gardle. Nie był w stanie wydusić z siebie pojedynczej sylaby, a co dopiero coś takiego. Podczas kiedy on prowadził ze sobą wewnętrzną walkę, Luke zaczynał wychodzić z siebie. Doskonale wiedział, że takie rozmowy nigdy nie kończą się dobrze, a już zwłaszcza jeśli chodzi o kogoś takiego jak szarooki.

- Tak? - ponaglał, widząc jak blondyn coraz bardziej przybiera porcelanową barwę. Jego wnętrzności skręcały się we wszystkie strony, gula w gardle rosła, a on czuł, jakby zaraz miał zemdleć.

- Chciałeś coś powiedzieć, więc...? - odpowiedziała mu głucha cisza. Znowu.

- Noah? - pomachał mu ręką przed oczami na co ten odskoczył o dobry metr do tyłu i zaczął się trząść. Na daremno zielonooki chciał do niego podejść i zapytać co się stało. Jego już nie było. Wybiegł z domu ze szlochem. Zatrzymał się dopiero za rogiem, siadając na chodniku z twarzą ukrytą w dłoniach. Luke by go uderzył. Właściwie to prawie to zrobił. Jego połamane, krwawiące serce rozjebało się właśnie w tym momencie na miliard kawałeczków, pozostawiając po sobie zionącą otchłań. Czuł coś, czego nawet nie można nazwać bólem. To było nie do opisania. Nawet nie wiedział, czy jest jeszcze w świecie żywych, czy może umarł. W jednej chwili cały jego świat przestał istnieć. Kiedyś myślał, że już gorzej być nie może. Jednak mogło. I było. Brunet jednoznacznie pokazał mu, że jest nikim, nic nie wartą szmatą. Ale Luke wcale nie czuł się lepiej. Od wyjścia swojego "chłopaka" nie ruszył się z miejsca. Jedynie osunął się na podłogę, a łzy same popłynęły po jego policzkach. Zastanawiał się, czy była to jego wina, a kiedy stwierdził, że nie ma innej opcji miał ochotę podciąć sobie żyły. Czy mógł zrobić coś gorszego? Wolałby przyjąć na siebie wszelkie cierpienia świata, ale nie robić krzywdy szarookiemu, który był dla niego najważniejszy. Kochał go tak samo mocno mimo, że tamten się odsuwał. Kochałby go nawet, gdyby wbił mu nóż w plecy. Właśnie w tej chwili znienawidził siebie, ale przecież szarooki nie mógł przez niego niszczyć siebie. Dlaczego on miał znowu być karany za niewinność? Ten chłopak pewnie nawet nie skrzywdził w życiu muchy, a sam obrywał cały czas. Większość dorosłych po miesiącu takiego życia by zwariowała, albo podcięła sobie żyły, a on to wszytko wytrzymał i jeszcze miał cierpieć? Wszechświat upatrzył go sobie na męczennika czy jak? Złodzieje, mordercy i gwałciciele żyli sobie spokojnie, a on tylko dostawał co chwila w twarz. O nie! Tak być nie mogło! Mimo, że zielonooki postanowił już więcej nie mieszać się w jego sprawy, żeby nie pogarszać sytuacji, jak robił to do tej pory, postanowił porozmawiać z nim ten jeden, ostatni raz. A właściwie nawet nie porozmawiać, a mu coś powiedzieć. I zamierzał zrobić to jak najszybciej, ale dopiero następnego dnia, żeby jeszcze bardziej go nie straszyć. Właściwie to miał w głowie jedną wielką pustkę i nie wiedział właściwie, co ma robić, a czego nie.

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz