Rozdział XXXV

5K 322 95
                                    

Kiedy odzyskał świadomość, zamiast jak to zwykle czynił uchylić powieki, tylko mocniej je zacisnął. Jednak nie było to spowodowane faktem, że chciał dłużej pospać, czy światło go drażniło, bo to właściwie nigdy nie stanowiło dla niego problemu, ale tym, że za wszelką cenę chciał przedłużyć to jakże piękne złudzenie, że Luke przy nim jest, że leży tuż obok. Owszem sny w których widział jego śmierć były okropne i bolesne, lecz świadomość, że brunet już nigdy go nie przytuli, że nigdy nawet się do niego nie zbliży czy nie uśmiechnie możliwe, że jeszcze bardziej rozdzierała resztki tego, co kiedyś podobno nazywało się sercem. Jego ludzka natura niestety nie pozwoliła mu długo trwać z tą iskierką nadziei, że wszystko było prawdą. Otworzył oczy i niczym rozpędzony pociąg uderzyła w niego rzeczywistość, miażdżąc najmniejszy promyczek światła. Wyjątkowo mdłe jak na tą porę roku słabo oświetlało pokój, tworząc niemal wrażenia mgły. Istotnie nigdzie nie było właściciela szmaragdowych oczu.

- Bawi cię to, nie? - spojrzał w górę, wypowiadając te słowa z niemal namacalnym bólem. Może zwariował, może był nienormalny, w ogóle to chyba przestał wierzyć w jakiegokolwiek Boga, ale kogo to obchodziło?

- Nie wiem o czym mówisz, ale twoja mina z pewnością mnie nie bawi. - usłyszał, od razu przenosząc wzrok na postać stojącą w drzwiach i mało nie zapomniał jak się oddycha. Zamrugał kilka razy, przetarł oczy, ale on nadal się tam znajdował i jeszcze się do niego uśmiechał.

- Czy to kolejny z tych snów, z którego obudzę się z płaczem?

- Nie... zaraz co? - jego mina natychmiast stężała, a zielone tęczówki jakby w ułamku sekundy poszarzały. Zrobił kilka kroków w stronę łóżka, siadając na jego skraju i wyczekująco przyglądając się mlecznej, zaspanej twarzy.

- Ja... - długo nie mógł nic powiedzieć, a kiedy ich spojrzenia się spotkały poczuł się, jakby dostał kopniaka w brzuch.

-Przepraszam... - szepnął cicho, zwiedzając oczy. Znowu to zrobił. W zaledwie kilka sekund znowu sprawił, że na tej pięknej twarzy zagościł smutek.

- Za co ty mnie przepraszasz?

- Znowu sprawiłem, że jesteś smutny. Mówiłem, że wszystko, czego dotknę rozsypuje się. Jak widać wystarczy mój wzrok...

- Noah, kochanie, błagam cię, nie mów tak. - delikatnie dotknął jego podbródka, zmuszając go tym samym do spojrzenia na siebie.

- Po prostu, kiedy usłyszałem, że płakałeś, a mnie przy tobie nie było, aż poczułem ukłucie w sercu. Powiesz mi, co ci się śniło? - blondyn wpatrywał się niczym zahipnotyzowany w spokojne rysy, nie mogąc nadal przyjąć do wiadomości, że to wczoraj i to teraz nie był sen, a najprawdziwsza w  świecie rzeczywistość.

- Sny były różne... Wszystkie z tobą... I we wszystkich ty... - zamilkł. To jedno słowo dusiło go, gdy tylko o nim pomyślał, a co dopiero wypowiedzieć je na głos. Przymknął powieki, starając się powstrzymać łzy, kiedy ciepłe ramiona bruneta owinęły się wokół niego, działając niczym hektolitry melisy. Bez zastanowienia wtulił się w niego, zaciągając się tym cudownym zapachem, nie dającym się porównać do czegokolwiek innego. On naprawdę tu był. Luke naprawdę był z nim i przytulał go, okazując mu tym samym tyle ciepła i dobroci, o jakiej nawet nie śmiał marzyć, nie po tym co mu zrobił.

- Koniec z nimi. Obiecuje ci. - szepnął do ucha blondyna, mając szczerą nadzieję, że jego obietnica będzie możliwa do spełnienia. Był istotnie przerażony całą sytuacją. W nocy praktycznie nie zmrużył oka, wpatrując się w pogrążone we śnie drobne ciało i zastanawiając się cały czas, co ma zrobić, żeby przywrócić uśmiech na jego twarzy.

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz