Rozdział XXXIX

6K 354 117
                                    

-Luke, weź tą rękę. - lekko popchnął ramię znajdujące się dokładnie na środku jego twarzy.

-Weź tą rękę. - powiedział już zdecydowanie bardziej stanowczo, będąc już w pełni obudzonym.

- Zabieraj tą łapę! - zrzucił ją z twarzy, podnosząc się do pionu.

- Jeszcze będziesz udawał, że śpisz. No bardzo dojrzałe. - brunet nawet nie drgnął, co jeszcze bardziej zdenerwowało niebieskookiego.

- Zachowujesz się gorzej niż ta mała diablica. - szturchnął go palcem e żebra, ale ten nadal udawał manekina.

- No daj już spokój. - jeszcze raz wbił palec w jego bok.

- Luke? Luke? - potrząsnął nim, ale ten ani drgnął.

- Luke, do cholery! - wrzasnął, a serce podskoczyło mu do gardła.

- Kurwa mać, Luke! - w jednej sekundzie w jego oczach pojawiły się łzy. Szybko rzucił okiem na klatkę piersiową chłopaka i stwierdził, że.... Przyłożył ręce do obydwu stron jego szyi, ale nie poczuł absolutnie nic. Zanim jednak łzy zdążyły wytoczyć się spod jego powieki brunet otworzył oczy i zaczął się śmiać.

- Luke! - z pomiędzy jego warg wydobył się rozpaczliwy jęk. Zaczął się dusić, zwijając się przy tym. Coś skręcało jego ciałem, odbierając przy tym głos. Zaciskał zęby tak mocno, że szczęka go bolała i wbijał paznokcie do w dłonie tak bardzo, że po chwili pociekła z nich krew. To nie był ból fizyczny czy psychiczny. To był każdy jego rodzaj w dawce, która zabijała od razu, łamiąc kości, wypalając mózg i napełniając wrzaskiem każdą komórkę ciała. To była śmierć. Zwykła, przeraźliwa śmierć.

Nie, nie, nie. Tak naprawdę, to tylko żartowałam. Możecie to potraktować jako "zły sen" , w którym Luke miał tętniaka w mózgu czy gdzie Wam tam pasuje. Za bardzo lubię tego mojego chorego blondyna i porąbanego bruneta, żeby tak ich zabić. To teraz tak na poważnie(ale na początku tak to miało wyglądać).

Siedzieli na ciepłym piasku, wpatrując się z znikającą w błękitnej tafli złotą tarczę. Noah wtulał się w tors bruneta, który obejmował go ramieniem, głaszcząc po plecach.

- Mniej więcej tak to właśnie miało wyglądać i by wyglądało, gdyby nie twoje podejrzenia i reszta histerii. - szepnął we włosy niższego.

- Co miało wyglądać?

- Jak to co? Chciałem cię tu zabrać, jeszcze najlepiej zawiązać ci oczy i wsadzić do bagażnika i wypuścić dopiero tutaj, a potem wjechać na białym koniu na tle zachodzącego słońca i... - nie musiał kończyć, bo niebieskooki wybuchnął głośnym śmiechem i podniósł oczy ku górze. Jego policzki nie były tak blade jak zwykle, a wręcz można było dostrzec na nich lekkie rumieńce. Niebieskie oczy odbijały różowe i fioletowe promienie, co sprawiało, że były jeszcze bardziej niesamowite niż normalnie.

- Wiesz, powiedziałeś już kilka razy, że albo jestem aniołem bez skrzydeł, albo z tylko z jednym i przez to nie mogę latać i odlecieć stąd w cholerę, ale możesz mieć rację, bo chyba znalazłem to moje skrzydło. - powiedział, ponownie wtulając się w tors wyższego, zaciągając się jego cudownym zapachem.

-Tak?

- Mhm. Jest takie wielkie, nie całkiem białe, trochę nawet brązowe i ma takie dwa cholernie zielone szmaragdy. I wiesz co? Ono chyba naprawdę jest moje, bo jest nawet podpisane. - uśmiechnął się jeszcze szerzej na wspomnienie o tatuażu, który Luke zrobił sobie tylko po to, żeby udowodnić mu, że go kocha.

- Ale nie tylko on jest podpisany.

- C-co? - niebieskooki nie odpowiedział, tylko wyprostował się i odsunął nieco, po czym  pociągnął rękaw do góry, a na jego nadgarstku ukazał się czarny atrament wtopiony w skórę.

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz