Rozdział V

12K 827 94
                                    

W poniedziałek Luke jak zwykle czekał przed szkołą, żeby przywitać się z blondynem, jednak kiedy zabrzmiał pierwszy dzwonek, chłopaka dalej nie było.

- Luke, idziesz? - zapytał przyjaciel, wyrywając go jakby ze snu.

- Co? Tak, idę. - odpowiedział, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę, z której zwykle przychodził niebieskooki.

- Może zaspał.

- Może.- nie za bardzo nawet słyszał to, co powiedział, bo jego myśli były całkowicie gdzieś indziej. Faktem było, że Noah mógł najzwyczajniej w świecie zaspać, ale było też jeszcze kilka innych, zdecydowanie gorszych możliwych powodów jego nieobecności, a brunet, będąc jedynie człowiekiem, od razu zakładał najgorsze. Nie długo później okazał się, że White wcale nie zaspał, bo nie pojawił się na pierwszej lekcji, a z każdą minutą Luke coraz bardziej się niepokoił. Może to był głupi i nieuzasadniony niepokój, ale bał się o niego. Sam nie potrafił wyjaśnić dlaczego, ale tak już było. Na przerwie po matematyce, która była jego drugą lekcją już nie wytrzymał i mimo próśb Mike'a postanowił zapytać przyjaciół blondyna, co się z nim działo.

- Hej. - cała trójka podniosła na niego pytające spojrzenia. Zdążyli już przyzwyczaić się, że Luke ciągle biegał za Noahem, ale do nich nigdy jakoś specjalnie nie pałał sympatią.

- Noah jest chory? - wypalił, zanim którykolwiek z nich zdążył odpowiedzieć na powitanie.

- Nie. - odpowiedzieli niemal chórem. - Znaczy my nic nie wiemy. - dodał jeszcze Harry, na co zielonooki miał ochotę szczerze mu przywalić. Przecież byli przyjaciółmi, więc jak mogli nie wiedzieć co się działo z chłopkiem?! Powstrzymał się jednak i uśmiechając się sztucznie, prychnął coś w odpowiedz, wracając do stojącego pod przeciwną ścianą czarnowłosego.

- I?

- Nie wiedzą.

- Stary, uspokój się...

- Nic nie rozumiesz... - warknął wściekle, zaciskając mocno zęby. Istotnie, Mike nie mógł rozumieć. Nikt nie mógł rozumieć, bo tylko Luke wiedział, bo tylko on się martwił. A robił to z każdą minutą coraz bardziej. Czuł niespokojny rytm serca i rosnącą w jego gardle gulę.

- Skoro masz taki problem, to może napisz do niego? - syknął niezbyt przyjaźnie, na co drugi w ułamek sekundy wyciągnął telefon i zaczął pisać, choć sam nie za bardzo wiedział, co miał napisać.

Luke: Hej.

Luke: Czemu nie ma cię w szkole?

Luke: Coś się stało?

Czekanie na odpowiedź dłużyło mu się niesłychanie. Skończyła się przerwa, a on nadal nie odrywał wzroku od ekranu. Dobrze, że przyjaciel wciągnął go do klasy i posadził na miejscu, bo nadal stałby na korytarzu. Lekcja się zaczęła i trwała dobre kilka minut, a Noah nadal nie odpisywał, przez co chłopak zaczynał dosłownie wariować.

- Luke? Luke?! - podniósł wzrok i zobaczył przed sobą niezbyt zadowoloną nauczycielkę angielskiego.

- Tak?

- Telefon. - wyciągnęła rękę, robiąc zdegustowaną minę.

- Ale...

- Chcesz iść do dyrektora?

- Nie. - mruknął i niechętnie oddał jej urządzenie.

- Przyjdź po niego po lekcjach, a teraz może skup się.

Chłopak raczej nigdy nie miał problemów z nauczycielami. Większość nawet lubił. Poza tym nie uczył się wcale źle, dlatego oni się go zwyczajnie nie czepiali. Ale w tej chwili miał ochotę zabić niezbyt wysoką brunetkę. Ona oczywiście też nie wiedziała, jak ważne jest to, co właśnie robił. Przecież jemu mogło się coś stać... Nie! Na pewno był przeziębiony. Bo był, prawda? Nawet nie chciał myśleć o niczym innym i mimo, że starał się sobie wmówić, że nic się nie stało, nie wiele to dawało. Chciał w tej chwili biegnąć do niego do domu, sprawdzić czy wszystko jest w porządku, chciał, żeby blondyn na niego nawrzeszczał, ale w tej nieświadomości po prostu nie mógł wytrzymać. Lecz iść tam oczywiście też nie mógł, nie teraz. Trafiłby do dyrektora, matka musiałaby przyjechać do szkoły i pewnie wyrzuciliby go z drużyny, a już na pewno przestałby być kapitanem, a na to nie mógł sobie pozwolić w żadnym razie. Nie chciał zawieść ani matki ani kumpli.

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz