Rozdział XXXVI

5K 335 70
                                        

Drzwi lekko tylko pociągnięte, zamknęły się same, jakby wiedziały, że przyszedł czas, w którym nikt poza tą dwójką nie miał prawa w jakikolwiek sposób uczestniczyć. Zdecydowanie prościej byłoby tak po prostu przejść dalej, pominąć ten fragment, bo w końcu żadnemu się to nie uśmiechało, ale chcieli zacząć od nowa już ostatni raz. Ilekroć do tej pory nie próbowali wszystko prędzej czy później sypało się jak domek z kart. Teraz miało być inaczej. Miało nie być żadnych tajemnic, żadnego udawania. Właściwie to miało nawet nie być Noaha i Luke'a, a jedna osoba, bo zdążyli już przekonać się, że owszem potrafią żyć osobno, ale na dobre im to nie wychodzi.

- Noah? - zaczął trzęsącym się głosem, czując jak serce podchodzi mu do gardła. Jednocześnie miał lodowate dłonie i czuł jak wrząca krew płynie w jego żyłach. Nawet nie potrafił określić czy było mu niedobrze czy wszystko się w nim skręcało i wywracało. Zanim jednak blondyn otworzył usta, pierwsze przemówiły zaszklone oczy, z których po chwili popłynęły słone, gorzkie i wręcz parzące łzy. Luke nawet bał się pytać, choć nie musiał... Z trudem powstrzymywał własne łzy, kiedy jego serce łamało się po raz kolejny. Warga niższego zaczęła drżeć, a mokra plama na wyjątkowo nie czarnej, a szarej bluzie robiła się coraz większa.

- Noah? - chłopak podniósł przekrwione oczy i trzęsącą się ręką podciągnął rękaw. Na tle strych i raczej cienkich kresek grubymi liniami odznaczały się dwie nowe, lekko jeszcze czerwone blizny.

- Ale ty chyba...? - wypalił zanim ugryzł się w język.

- Co?! Nie! Ja... - przeczesał rękami włosy, po czym wbił paznokcie w skórę głowy. Był tak roztrzęsiony, że z trudem nie wybuchnął głośnym szlochem.

- Przepraszam... - wychlipał, zwijając się jakby ktoś kopnął go w brzuch. - Nie chciałem... Tak bardzo nie chciałem, ale... ty... przeze mnie... to tak bolało... - chlipał, dusząc się własnymi słowami. Jego ciałem zawładnęły niekontrolowane spazmy, jakby ktoś odciął mu nagle dopływ powietrza.

A brunet? A co on miał zrobić? Przecież to była też jego wina. Doskonale znał White, wiedział jak on potrafi się zachowywać, jakim jest świetnym aktorem i jak wielkie ma problemy i jak bardzo zniszczona jest jego psychika. Nic nie zrobił. Uwierzył, że ma go dość.

- Noah, przestań. - powiedział może ostrzej, niż zamierzał, ale niebieskooki od razu się uspokoił, jakby ta scena przed chwilą była czystą grą. Gdy jednak uniósł przerażone oczy na wyższego było wiadome, że było to szczere do samego szpiku kości.

- Nie to chciałem. Posłuchaj. - wziął głęboki oddech, przymykając powieki, bo to co chciał powiedzieć nie było proste nawet dla niego.

- Kurwa mać... - zaklął pod nosem, starając się stworzyć chociaż jedno składne zdanie.

- Nie umiem układać jakichś romantycznych przemówień. I nie wiem, czy to co mówię ma w ogóle jakikolwiek sens. Nie chcę, żeby to się skończyło tak jak ostatnio, bo mówię ci to teraz prosto z mostu - ja tego nie przeżyje. Rozumiesz? Jeśli się rozstaniemy - trudno, ale nie tak. Nie tak. Dlatego jeśli mi nie obiecasz, że nie będziesz na siłę starał się mnie uszczęśliwić, że nie będziesz udawał, że wszytko jest w porządku, a nie będzie, że nie będziesz siedział po nocach sam w łazience i płakał, że będziesz sobą to lepiej skończmy to od razu.

Niższy zbladł. Jego źrenice zrobiły się tak szerokie, że oczy zamiast lazurowe morze przypominały bezgwiezdną noc. Nawet nie wiedział kiedy przestał oddychać. Tylko patrzył, jak zahipnotyzowany.

- Obiecuje. - wydusił, z trudem przełykając gulę która pojawiła mu się w gardle. A może to było serce?

- Co?

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz