Rozdział XVII

8K 586 117
                                    

- Jestem! - rozległ się kobiecy głos, na co Noah od razu gwałtownie się spiął. Nawet nie chodziło o to, że się przestraszył, ale obwiał się, że teraz będzie musiał się tłumaczyć. Luke na pewno powiedział wszystko matce. Brunet oczywiście nie mógł nie wyczuć zdenerwowania Noaha, bo ten siedział mu na kolanach, wtulając się w jego klatkę.

- Spokojnie. - szepnął mu do ucha. Jednak to wcale nie uspokoiło blondyna. Dla zielonookiego wszystko było takie proste i oczywiste, ale to nie on był tym, który chciał się zabić, a wiadomo jak patrzy się na takich ludzi. Nawet nie chciał myśleć co będzie, kiedy wróci do szkoły... kiedy wszyscy zaczną mówić tylko o nim, wytykać go palcami i wlepiać nienawistne spojrzenia. Chłopak wciąż głaskał niższego po plecach, nie wypuszczając go z uścisku, ale jego świadomość była gdzieś zupełnie indziej.

- Za pięć minut kolacja. - zawołała, wyrywając tym samym blondyna z transu. Spiął się jeszcze bardziej, zaciskając drobne dłonie w pięści. Nie chciał schodzić na dół. Nie chciał rozmawiać. Chciał zostać tak jak był, bo było mu dobrze.

- Chodź kochanie, musisz coś zjeść. - ciepły oddech owiał jego ucho, aż przeszedł go dreszcz. A gdyby tak powiedział, że... Nie! Nigdy więcej bycia tchórzem i ofiarą! Nie... Zsunął się na łóżko, żeby po chwili wstać. Zaraz obok niego stanął brunet i ujmując delikatnie jego podbródek, zmusił go do patrzenia w jego oczy.

- Nie będzie tak źle, przecież znasz moją mamę. - powiedział, całując go w czoło i ruszył do drzwi, łapiąc go za rękę. Kiedy pojawili się w jadalni od razu dostrzegli szatynkę, która rozkładała talerze i małą brunetkę, która bawiła się własnymi włosami.

- Nie mówiłeś, że mamy gości. - uśmiechnęła się promiennie, lustrując ich obu.

- Ja przepraszam, ale... - poczuł się jak piąte koło u wozu, czyli niepotrzebny jak zawsze.

- Nie żartuj nawet. Bardzo się cieszę, że cię widzę. - odparła, widząc zakłopotanie na jego twarzy i rzuciła synowi wymowne spojrzenie w stylu: "coś ty mu zrobił?!".

- Noah! - pisnęła radośnie sześciolatka, zeskakując z krzesła i ściskając chłopaka za kolana, bo wyżej nie mogła dosięgnąć.

- Cześć Amy. - przywitał się, nawet bez potrzeby wymuszania uśmiechu, bo naprawdę lubił brunetkę. Była dzieckiem, a dzieci nie oceniają, nie kłamią, a przede wszystkim nie ranią, a na pewno nie umyślnie.

- Zrobimy naleśniki! - odsunęła się, zaczynając skakać jak mała, różowa piłeczka.

- Amy nie krzycz, bo Noah sobie pójdzie. - skarcił ją brat. Może to było głupie, ale nie miał zamiaru pozwalać na to, żeby ktokolwiek krzyczał na jego aniołka, nawet jeżeli była to jego młodsza siostra.

- Dobrze, siadajmy, bo będzie zimne. - zajęli miejsce przy stole, a kiedy wzrok niebieskookiego spotkał się z miską spaghetti, zrobiło mu się niedobrze. Pani Parker zaczęła nakładać wszystkim na talerze, ale Noah oczywiście chciał się wykręcić. Jednak wlepione w niego zielone tęczówki i delikatne kręcenie głową skutecznie go od tego odciągnęły, mimo że jedzenie było ostatnią rzeczą jakiej chciał. Zwłaszcza po tym całym szpitalu, w którym pilnowali go jak dziecka, żeby jadł. Teraz musiał zrzucić cały ten tłuszcz jaki nazbierał się przez te kilkanaście dni, a nie wpieprzać makaron z masakrycznie tłustym sosem. Przyszła pora zastosować jedną z tak dobrze znanych mu już taktyk. Najpierw rozmazał sos po talerzu, żeby wydawało się, że jedzenia było znacznie więcej, po czym zaczął powoli "jeść". Jednak jakby tego zmartwienia było mało, doszło jeszcze jedno.

- Dawno cię u nas nie było...- Luke o mały włos, nie zadławił się słysząc te słowa. Cały czas błagał w duchu, żeby matka nie wyjechała z taką rozmową, ale przecież jego pieprzone szczęście działało dokładnie w drugą stronę.

Leave me aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz