Podsumowanie półrocznej terapii

68 2 0
                                    

Można powiedzieć że pierwszą część terapii mam już za sobą. Zapoznanie z

dotychczasową terapeutką jest jak wygranie w totka. Nasza relacja się

zaciśnia. Poziom zaufania jest na maksymalnym poziomie. Choć było różnie,

nie ukrywam tego. Zdarzały się drobne nieporozumienia które odbierałam jak

koniec świata. Powodowały one chęć zakończenia spotkań. Mnóstwo emocji

się pojawiało, z przewagą tych negatywnych oczywiście. Z perspektywy

czasu jednak widzę jak odbierałam to wszystko. Jak moja choroba

zniekształcała cały obraz zdarzeń. Dopiero gdy to zrozumiałam i

zaakceptowałam jestem w stanie pojąć to co było w danym momencie

niepojęte. Czy to oznacza, że się zmieniłam?! Niekoniecznie. Po prostu mam

teraz większy wgląd w siebie i więcej jestem w stanie zrozumieć.

Polepszyłam sobie kąt widzenia. Do biało-czarnego spostrzegania świata

dodaje odrobinkę kolorów by szarość dnia codziennego nie wpędziła mnie w

maksymalny dół. Choć nie zawsze to takie proste i oczywiste. To, że teorie

mam opanowaną to jedno, drugie to praktyka z którą u mnie jest gorzej.

Czeka mnie ciężka i żmudna praca nad sobą ale mam nadziej, że z pomocą

terapeutki uda mi się wyjść z tego bagna jakim jest borderline. Przygotowuje

się teraz do cięższej pracy, głębokiego wglądu. Przepracowanie traum jest

priorytetem. Nie można iść do przodu zostawiając za sobą niedokończone

sprawy. Będzie trudno, cholernie trudno. Tyle wiem. Ale wiecie co, dam radę

bo jak nie ja to kto! Mam przecież na kogo liczyć, wiem że w każdej chwili

zostanę wysłuchana i otrzymam wsparcie. Bez oceny czy krytyki. Pierwszy

raz w życiu mam kogoś bliskiego, kogoś kto pomaga mi poukładać puzzle

mojej osobowości. Pomaga wymienić wadliwe klocki w postaci schematów

myślenia i zastąpić je nowymi lepszymi tak by życie było satysfakcjonujące.

Jestem ciekawa jak dalej potoczą się moje losy. Czy uda mi się przetrwać

ciężkie i bolesne chwile. Ile wzlotów i upadków mnie jeszcze czeka. Tego

wszystkiego dowiem się później. Jeszcze tyle przede mną do zrobienia. Ale

najważniejsze jest to abym się nie poddała. Znalazła w sobie siłę do dalszej

walki. Bo moją siłą walki jest życie. Ono jest celem. Celem do którego dążę. I

nie oczekuje katastrofalnych zmian bo nie o to chodzi. Nie można zmienić się

o trzysta sześćdziesiąt stopni bo to jakby stać się zupełnie innym i obcym człowiekiem.

Można zmienić się tylko pod jakimś kątem. Ale w tym wszystkim chodzi o to, by

zrozumieć, zaakceptować i pokochać siebie. Obdarzyć się miłością tą

szczerą i prawdziwą. Trzeba umieć wybaczyć sobie błędy przeszłości i

pogodzić się z nią. To już było i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Teraz to tylko wspomnienia, jedne mniej bądź bardziej bolesne ale

wspomnienia. Trzeba nauczyć się z nimi żyć i umieć zostawić je za sobą bo

gdy tego nie zrobimy to nigdy nie osiągniemy szczęścia i satysfakcji z życia.

Zawsze coś nas będzie blokować. Także przyszedł czas na zmiany. Czas

wkroczyć w dorosłość. Wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Tak by za

kilka lat powiedzieć z czystym sumieniem że było warto. Zaczynam nowy

etap, zupełnie nieznany etap. Czy się boję? Owszem! Wszystko co nieznane

wzbudza lęk i niepokój. A to co znane wydaje się bezpieczne mimo iż nam

szkodzi. Jednak warto zaryzykować i dążyć do zmian. A nóż okażą się

lepsze.

Moim priorytetem na kolejny rok jest wgląd, poznanie siebie, zrozumienie a

przede wszystkim zaakceptowanie tego kim jestem i jaka jestem. Wiele bym

dała aby móc spojrzywszy w lustro powiedzieć do siebie trzy magiczne słowa:

Kocham cię rudzielcu.

Ja borderline i terapiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz