Kolejna sesja za mną. Nie ukrywam, ciężko było. Poruszyłam temat tej
okrutnej pustki która mnie ostatnio tak rozwala. Dowiedziałam się co za nią
tak naprawdę stoi. Z jednej strony odpowiedzialna jest za nią moja część
destrukcyjna, która chce porzucić terapię wmawiając mi, że jestem zdrowa. A
z drugiej w dużej mierze moje wewnętrzne dziecko. Ono nie czuje się
bezpiecznie. Jest samo, boi się. Czuje się odtrącone i zostawione samo
sobie. Czuje niepokój. Nosi w sobie pustkę emocjonalną nie wypełnioną
miłością
Poruszyłyśmy również zagadnienie dotyczące mojego małżeństwa. Moich
relacji z mężem. One są cholernie skomplikowane. Moje małżeństwo jest
fikcją, jedną wielką bujdą. Nie ma miłości, zrozumienia, akceptacji i wsparcia.
Jest za to zazdrość, cierpienie, dogryzanie i wypominanie.
Oszukiwałam się wierząc w to, że jestem kochana. Nie dopuszczałam do
siebie tej wiadomości aż do dzisiaj. Zrozumiałam jakie uczucia mi towarzyszą
w tym związku. Mam potworny żal do męża za to w jaki sposób mnie traktuje.
Nie czuję się atrakcyjna czy wyjątkowa dla niego. Czuję za to iż jestem
zbędnym balastem. Nie czuję jego miłości, tylko zazdrość, chorą i niszczącą
zazdrość. Nie czuję zrozumienia tylko pogardę. Nie akceptuje mnie takiej jaka
jestem, chcąc mnie zmieniać i wychować po swojemu. Nie ma wsparcia. W
zamian tego wieczna krytyka. I to jest miłość? Do dnia dzisiejszego
uważałam, że tak.
Tak naprawdę czuję się niekochana. Nie potrafiłam przyznać się do tego
przed sobą. Udawałam że wszystko w porządku mimo iż tak nie było. Nie
chciałam o tym myśleć a tym bardziej czuć. Odciełam się od tego. Dziś
właśnie dostrzegłam istotę problemu. Mówiąc na głos, każde słowo
pochłaniałam. Coraz bardziej bolało. Oczy zaszkliły się a głos załamywał.
Całą energię wykorzystałam po to aby się nie rozkleić. Po to by pokazać, że
jestem silna.
Emocje zaczęły towarzyszyć. Opowiadając myślałam, że serce mi pęknie na
kawałki. Poczułam dużą stratę, ogromne pokłady żalu i złości. Ból nie do
opisania. Moje małżeństwo jest tylko na papierku. Łączy nas dziecko i
wspólne mieszkanie. Nic poza tym. Dziś dokładnie to zrozumiałam. Tyle lat
żyłam w kłamstwie. Żyłam złudnymi oczekiwaniami. Jednak to moja wina.
Szukałam kogoś kto się mną zaopiekuje, kto będzie dominował w tym
związku a nie partnera. Pasowało mi to, ale do czasu. Teraz przerodziło się to
w pułapkę. Jestem więźniem w swoim świecie.
Jak można wypełnić pustkę jednocześnie nienawidząc się?! Nie mając wokół
siebie życzliwej osoby. Nie ma takiej możliwości. Trzeba to zmienić. Czas
zaopiekować się sobą i swoim wewnętrznym dzieckiem. Obdarzyć je miłością
która pomoże wypełnić ten zbiornik. Czas w końcu na szczęście i godne
życie. Muszę dać sobie szansę.
Co do małżeństwa to nie wiem jak potoczą się moje dalsze perypetie.
Chciałabym walczyć ale brakuje mi sił. Moja miłość uschła jak kwiat bez
wody. Nie była odpowiednio pielęgnowana. Czy da się to uratować? Sądzę,
że tak ale w pojedynkę mam marne szanse. Czy lepiej będzie się poddać i
rozstać? Tego nie wiem. Wszystko jest wielką niewiadomą. Najgorsze jest to,
że jesteśmy zbyt różni, zbyt indywidualni. Brak wspólnych tematów czy
zainteresowań. To wszystko powoduje chaos. Chaos w moim życiu i
małżeństwie.
CZYTASZ
Ja borderline i terapia
NonfiksiAutorka książki: Agnes Agmatarek Moja książka to tylko, albo aż ubrane w słowa emocje.Piszę o emocjach i z emocjami. O świecie, życiu, ludziach, uczuciach, wspomnieniach, marzeniach, nadziejach, rozgoryczeniach. Moja książka to moja opowieść o codzi...