25. Denalczycy

114 7 7
                                    

Renesmee

Nerwowo spojrzałam na wiszący na ścianie zegar. Wskazówki nieubłaganie zbliżały się do godziny dziewiątej wieczorem, a tym samym do momentu, kiedy powinnam spotkać się z Demetrim u stóp głównych schodów. Nie mogłam uwierzyć w to, jak nieubłaganie szybko płynął czas, chociaż już niejednokrotnie doświadczyłam jego kaprysów. To zresztą nie było jedynie niezwykłe, czasem irytujące zjawisko, ale to już była inna sprawa i rozmyślałam nad nią już tyle razy, że tej nocy mogłam dać sobie spokój.

Sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę chcę. Bal Bożonarodzeniowy nie był szczytem moich marzeń, bo wiązał się z tym, co najbardziej mnie zniechęcało: tańcem, sukienkami oraz znajdowaniem się w centrum uwagi. Jedynie dla Demetriego zamierzałam tego wieczoru w ogóle ruszyć się poza komnatę, teraz zresztą tym bardziej potrzebowałam okazji, żeby zająć czymś myśli. Wciąż wracałam pamięcią do spotkania z Alistairem i chociaż od dnia jego śmierci minął przeszło tydzień, tamta rozmowa uparcie nie dawała mi spokoju. Co więcej, czułam się winna tego, że pozwoliłam Santiego wampira zabić, ale co ta naprawdę miałam zrobić? Nie dość, że byłam całkowicie oszołomiona, na domiar złego jego słowa całkiem wytrąciły mnie z równowagi i sama już nie byłam pewna, co powinnam o tym wszystkim myśleć.

Moja rodzina...

Nie byłam pewna, co takiego wampir próbował mi przekazać, ale chyba wolałam nigdy się nie dowiedzieć. Cullenowie byli martwi, a rozdrapywanie jeszcze nie do końca zagojonych ran wydawało się masochizmem. Kiedy rozmawiałam o tym z Demetrim, widziałam obawę w jego oczach, zwłaszcza kiedy wspomniałam o tym, że Alistair próbował wyjaśnić mi, że Voleterra nie jest mi przyjazna i powinnam jak najszybciej uciekać. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, bo z powodu Demetriego, Hanny i Felixa, miejsce to stało się dla mnie namiastką domu i po prostu nie zamierzałam uwierzyć w to, że którekolwiek z tej trójki byłoby zdolne do tego, żeby mnie skrzywdzić. Alistair musiał być przewrażliwiony i chociaż jego intencje z pewnością były dobre i podyktowane pomocą komuś, kto był powiązany z jego przyjaciółmi, nie znaczyło to wcale, że miał rację. Wiedziałam przecież, jaką opinię w świecie mieli Volturi i być może niektórzy faktycznie wierzyli w to, że prędzej czy później podzielę los swojej rodziny, ale to była tylko i wyłącznie ich sprawa. Musiałam w to wierzyć, żeby nie postradać zmysłów, poza tym nie chciałam i nie mogłam pozwolić sobie na wątpliwości, kiedy wszystko nareszcie zaczynało się układać.

No tak, ale to bynajmniej nie znaczyło, że cieszyłam się ze śmierci wampira i tego, że na nią pozwoliłam. Co więcej, w jakimś stopniu żałowałam, że przynajmniej nie spróbowałam go wysłuchać. Coś podpowiadało mi, że w tamtym momencie popełniłam ogromny błąd, chociaż starałam się to przekonanie usprawiedliwić tym, że po prostu do tego stopnia tęskniłam za Cullenami, iż byłam wyczulona na jakąkolwiek wzmiankę o nich. To była ciężka sytuacja, kiedy starałam się jednocześnie unikać, ale i pielęgnować wspomnienia, ale powoli zaczynałam do tego przywykać i miałam nadzieję na to, że kiedy ostatecznie zacznę normalnie funkcjonować.

Musiałam – dla siebie i dla Demetriego. A co najważniejsze, musiałam to zrobić, żeby ostatecznie zaznać spokoju i zacząć naprawdę żyć, zamiast kolejny raz ryzykować popadnięcie w otępienie. To było trudne, ale nie niemożliwe i zdawałam sobie z tego sprawę.

Oni by tego chcieli.

A już na pewno Alice chciałaby, żebym poszła na ten cholerny bal, dlatego nareszcie musiałam się zmobilizować. Już i tak byłam lekko spóźniona i chociaż kiedyś słyszałam, że lekka zwłoka była wskazana – zwłaszcza, kiedy na próbę wystawiało się ukochanego – wolałam nie ryzykować, że nagle w moich drzwiach pojawi się Felix, który po raz kolejny wywlecze mnie z pokoju siłą, zmuszając do pojawienia się w odpowiednim miejscu.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA I: MASKARADA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz