27. Ucieczka

97 7 0
                                    

Renesmee

Poczułam, że mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa, dlatego w pośpiechu cofnęłam się o kilka kroków, wpadając na ścianę. Przywarłam do niej, po czym – praktycznie nad sobą nie panując – powoli osunęłam się na ziemię. Drżałam na całym ciele, ale uświadomiłam to sobie dopiero po chwili, kiedy z moich ust wyrwał się cichy, nieartykułowany jęk. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w Hannę, ale tak naprawdę niczego nie widziałam, pomijając zamazane plamy, kiedy obraz zaczął rozmazywać mi się przed oczami. Czułam, że łzy napływają mi do oczu, ale uparcie nie chciały spłynąć po mojej twarzy, zupełnie jakby całe moje ciało zamarło w oszołomieniu, nie potrafiąc w pełni zrozumieć tego, co usłyszałam.

Jedna myśl raz za razem odbijała się echem w moim umyśle, powoli doprowadzając mnie do szaleństwa. Nade wszystko zapragnęłam ukryć twarz w dłoniach i zacząć krzyczeć, ale nawet do tego nie byłam zdolna. Mogłam co najwyżej siedzieć i patrzeć się w przestrzeń, jednocześnie prawie nieświadomie kręcąc głową, jakbym w ten sposób miała być zdolna uchronić się przed treścią tych kilku słów, które wypowiedziała wampirzyca. Nie potrafiłam zmusić się do tego, żeby tak po prostu uwierzyć, iż to prawda, ale nie dlatego, że tego nie chciałam – wręcz przeciwnie. Na samą myśl moje serce wypełniało się ciepłem, ale jednocześnie paraliżował mnie niemożliwy do opisania strach, że wszystko nagle okaże się jedynie głupim żartem. Bałam się rozczarowania i kolejnej dawki obezwładniającego bólu straty; zaakceptowanie tej prawdy było zbyt straszne, bo rozczarowania bym nie zniosła, a gdybym przeszła raz jeszcze to, co spotkało mnie pół roku wcześniej, wtedy po postu bym tego nie przeżyła.

Zamknęłam oczy. Słyszałam, że ktoś powtarza moje imię i podświadomie wiedziałam, że to Demetri, ale równie dobrze mogłoby go w ogóle nie być. Oszołomiona, dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że kulę się pod ścianą, zupełnie jakby ktoś próbował mnie uderzyć, i niczym w transie powtarzam jedno zdanie, które zmieniało wszystko.

Oni żyją. Oni...

W tamtej chwili to do mnie dotarło. Wciąż drżąc niczym osika, rozszlochałam się, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego. Z ulgi? Być może, ale zdecydowanie większy wpływ na moją reakcję miała mieszanina strachu i czystego niedowierzania. Emocje, które narastały we mnie od momentu, kiedy Hannah zaczęła wyjawiać swoje kłamstwa, a może już od chwili, kiedy Eleazar mnie nie rozpoznał, teraz ostatecznie znalazły ujście i już nie byłam w stanie ich powstrzymać.

Czyjaś dłoń wylądowała na moim ramieniu. Uniosłam głowę, napotykając spojrzenie krwistych tęczówek Demetriego. Tropiciel patrzył na mnie bezradnie, ale wyraźnie mu ulżyło, kiedy zauważył, że nareszcie spojrzałam na niego przytomnie. Zaraz spróbował pomóc mi wstać, ale odepchnęłam jego wyciągniętą rękę, stanowczo kręcąc głową. Szybko pożałowałam swojej reakcji, bo w jego oczach pojawiło się cierpienie, zmusiłam się jednak do zignorowania poczucia winy. Mrugając pośpiesznie i gniewnymi gestami ocierając oczy, podniosłam się z trudem, żeby – wciąż opierając się o ścianę, bo nie ufałam własnemu ciału – spojrzeć na Hannę.

– Renesmee... – wyszeptała dziewczyna drżącym głosem. W jej spojrzeniu było tyle bólu i poczucia winy, że w normalnym wypadku pewnie zrobiłoby mi się jej żal, ale w tamtym momencie nie potrafiłam jej współczuć. – Renesmee, przepraszam. Nie chciałam tego zrobić. Powinnam była ci powiedzieć, ale...

– Zamknij się. – Poraziło mnie brzmienie własnego głosu, ale zmusiłam się do tego, żeby zignorować własne emocje oraz zszokowane spojrzenie Hannah. – Nie chcę nawet tego słuchać. Jedyne czego chcę... Dlaczego? Do cholery, wyjaśnij mi, co takiego wydarzyło się pół roku temu! – zażądałam, nie zamierzając nawet znosić sprzeciwu.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA I: MASKARADA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz