Renesmee
Powoli weszłam do środka. W pomieszczeniu panował półmrok, dlatego zatrzymałam się w progu, niepewnie rozglądając się dookoła i czekając aż moje oczy będą w stanie przywyknąć do zmiany oświetlenia. Nie rozumiałam dlaczego okna zasłonięte są ciężkimi zasłonami, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, zbyt skupiona na próbach dostrzeżenia innych detali pomieszczenia.
To bez wątpienia była komnata. Dostrzegłam zarys mebli i okazałego łoża, które umiejscowiono w centralnym punkcie sypialni. Mimo wszystko i tak za każdym razem dziwiłam się, kiedy w tym miejscu widziałam łóżko, tym bardziej w wieży, którą zamieszkiwali władcy i ich żony. Co prawda nie trudno było sobie wyobrazić jaką musiało spełniać rolę, ale mimo wszystko ciężko było spojrzeć mi na niektóre wampiry jak na istoty inne niż urodzonych morderców. Co prawda zdążyłam się przekonać, że Aro potrafi być miły, ale nie mogłam też zapomnieć, że to on omal nie zabił mnie i mojej rodziny osiemnaście lat wcześniej.
– Nie musisz się bać, moja droga – usłyszałam spokojny, cichy głos. Wzdrygnęłam się zaskoczona, bo nie zauważyłam wcześniej, żeby ktokolwiek był w środku. – Wejdź i zamknij za sobą drzwi. Możesz wpuścić trochę światła, jeśli tak będzie ci wygodniej – dodał ten sam głos, a ja z niedowierzaniem zdałam sobie sprawę z tego, że należy on do... Marka.
Wciąż lekko oszołomiona wykonałam polecenie. Kiedy zamknęłam drzwi, miałam jeszcze większe problemy z zobaczeniem czegokolwiek, ale jakoś udało mi się bez przeszkód dotrzeć do najbliższego okna i rozwinąć kotary. Zmrużyłam oczy w słabym, przytłumionym świetle, ale teraz już przynajmniej mogłam dostrzec skromne i dobrane ze smakiem meble w ciepłych, brązowych kolorach. Pokój urządzono skromnie i bez większego przepychu, chociaż dostrzegłam kilka bardziej misternych zdobienia, które zrobiły podtrzymujące baldachim łóżka kolumienki. Również pościel była w jasnym, kremowym kolorze; łóżko było starannie zaścielone i wyglądało tak, jakby nikt nie używał go od bardzo dawna.
Marek Volturi siedział na fotelu w najbardziej zacienionym kącie pokoju, uważnie mnie obserwując. Jego krwiste tęczówki jak zwykle wyrażały obojętność, ale i tak zaskakujące było już samo to, że w ogóle się do mnie odezwał:
– Usiądź – polecił mi spokojnie; w zasadzie była to prośba, co już całkiem wytrąciło mnie z równowagi. Zdecydowanie nie tego się spodziewałam.
Przez moment pomyślałam, że chodzi mu o łóżko i speszyłam się, ale wtedy z ulgą spostrzegłam jeszcze jeden fotel naprzeciwko władcy. Posłusznie spełniłam polecenie, zważając na każdy swój ruch i modląc się w duchu o to, żeby nie zrobić przypadkiem czegoś głupiego. Nie wiem dlaczego, ale w wampirze było coś na tyle dostojnego, że czułam się bardzo niezgrabna i próbowałam zrobić wszystko, byleby pokazać, że potrafię właściwie się zachować.
Siedzisko lekko ugięło się pode mną. Złączyłam kolana razem i ułożywszy dłonie na udach, odważyłam się spojrzeć na Marka.
– Spokojnie. – Prawie się uśmiechnął, a przynajmniej tak pomyślałam, bo jego twarz wciąż pozostawała nieodgadniona i... znudzona. – Jak zgaduję, Sulpicia nie powiedziała ci, dlaczego Aro uznał, że powinnaś ze mną porozmawiać – stwierdził.
Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby uprzytomnić sobie, że oczekuje mojej odpowiedzi. Jak nic musiał uznać mnie za idiotkę.
– Nie... – przyznałam tak cicho, że sama ledwo się słyszałam. – Nie, nie mam pojęcia... panie – dodałam, w ostatniej chwili przypominając sobie, że być może nie powinnam mówić do niego tak, jakbyśmy się znali. Rozmowy z Aro przychodziły mi zdecydowanie łatwiej, bo i wampir był bardziej rozmowny, poza tym zwykle był (albo tylko udawał, ale to nie miało dla mnie większego znaczenia) życzliwy.
CZYTASZ
THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA I: MASKARADA]
FanfictionW jednej chwili cały świat Renesmee rozpada się, kiedy podczas walki z nowo narodzonymi ginie cała jej rodzina. Pogrążona w depresji dziewczyna bez wahania przyjmuje propozycję Aro, który obiecuje jej miejsce u swojego boku i odszukanie winnych zbro...