16. Wizja

111 7 0
                                    

Felix

To było jedno wielkie szaleństwo.

Cały czas myślałem o tym, kiedy Hannah przysunęła się jeszcze bliżej mnie, zmniejszając dzielący nas dystans niemal do minimum. Jej usta były zaskakująco znajome i przyjemnie miękkie, chociaż od naszego pierwszego – i z założenia ostatniego – pocałunku minęły chyba całe wieki.

Przestałem myśleć nad tym wszystkim, co od tamtego czasu wydarzyło się nie tylko pomiędzy nami, ale również Renesmee. Wszelakie opory zniknęły, a ja z czystym sumieniem pomyślałem, że cokolwiek właśnie się dzieje, jest dobre. Gdzieś z oddali dochodziły nas dźwięki energicznej, karnawałowej muzyki i gwar rozbawionego tłumu całkowicie nieświadomych istnienia nieśmiertelnych ludzi, ale my byliśmy jakby poza tym, skoncentrowani na sobie i emocjach. Nie przeczę, w przeszłości miałem wiele kobiet, również ludzkich – w końcu wszyscy mieliśmy jakieś potrzeby, tym intensywniejsze dzięki wyostrzonym zmysłom – ale tym razem było zupełnie inaczej, chociaż nie do końca byłem świadom na czym polegała ta różnica.

W pierwszym odruchu poczułem się absolutnie oszołomiony, nie tylko tym, że w ogóle zdecydowałem się zaproponować Hannie wspólne wyjście, ale również tym, że zamiast dać mi w twarz, pozwoliła bym się do niej zbliżył. Na boga, przecież to wciąż była Hannah – ta sama dziewczyna, która od pierwszej chwili naszej znajomości jakimś cudem była w stanie podnieść mi ciśnienie, chociaż przecież od wieków byłem martwy, a w moich żyłach nie krążyła krew. Do cholery, gdyby ktoś po tamtych trzech miesiącach, które spędziliśmy z Demetrim w drodze, szukając prawdopodobnej sprawczyni całego zamieszania z Cullenami, powiedział mi, że wszystko ostatecznie potoczy się w ten sposób, wysłałbym go do wszystkich diabłów.

A jednak wcale nie czułem irytacji ani złości, kiedy trzymałem Hannę w ramionach. Nie rozumiałem tego, ale emocje w zasadzie nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia. Czułem przede wszystkim przyjemność i coraz silniejsze pragnienia, które jednoznacznie podpowiadały mi, że chce więcej – więcej jej, więcej tego czegoś, co było między nami. Trzymałem ją w ramionach i było mi z tym dobrze, jakbym od samego początku dążył do tego momentu, chociaż do tej pory nawet nie byłem tego świadom. Nie rozumiałem jakim cudem wcześniej nie pomyślałem, że rozwiązanie jest tak oczywiste, ale mimo wszystko...

Coś się zmieniło. Nie wiedziałem kiedy, dlaczego i gdzie to wszystko zmierzało, ale coś pomiędzy mną a Hanną zmieniło się już tamtego jednego popołudnia, kiedy zniknęła Renesmee, a ona przyszła do mnie, chcąc bym przemówił do rozsądku Demetriego. Do tej pory nie potrafiłem stwierdzić, co takiego skłoniło mnie do tego, bym ją pocałował, ale nie zmieniało to faktu, że ten sam impuls kierował mną teraz. Wciąż miałem do Hanny żal o to, że tak długo ukrywała przed nami prawdę, jednak w tamtej chwili wszelakie wcześniejsze żale poszły w zapomnienie. Byliśmy razem, tu i teraz, i to było dobre, odmienne, cudowne...

Lekko uniosłem Hannę, bez większego wysiłku sadzając ją na masce lexusa. Zadrżałem mimowolnie, kiedy objęła mnie łydkami w pasie, nagle znajdując się jeszcze bliżej niż do tej pory. Wyczułem, że również w jej emocjach coś się zmieniło – że nabrała pewności siebie, odrzucając od siebie wcześniejsze obawy i w końcu pozwalając się ponieść chwili. Jej emocje udzieliły się również mnie, a nasze pocałunki stały się bardziej zdecydowanie i namiętne. Chociaż żadne z nas nie potrzebowało tlenu, żeby normalnie funkcjonować, doskonale słyszałem nasze przyśpieszone oddechy, jednocześnie nierówne, co i mieszające się ze sobą w taki sposób, że wydawały się przeplatać ze sobą, tworząc wspólny, wyjątkowy rytm.

Moje dłonie wylądowały na jej krągłych biodrach, kiedy naparłem na nią, zmuszając do tego, żeby odchyliła się nieznacznie. Jęknęła niekontrolowanie, gdy przerwałem pieszczotę, odrywając usta od jej warg. Spodobało mi się to; nie powstrzymałem się od uśmiechu, a moja radość sięgnęła zenitu, kiedy spojrzawszy na bladą twarz Hanny, dostrzegłem jej dezorientację i to, jak bardzo była rozemocjonowana. Niczym w transie znów nachyliłem się w jej stronę, tym razem znacząc pocałunkami jej policzek, żuchwę i schodząc coraz niżej, powoli kierując wzdłuż obojczyka, a później do ładnie wyeksponowanych dzięki krojowi sukienki piersi...

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA II: SZAŁ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz