10. „Zapomnij..."

78 7 0
                                    

Renesmee

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

Hannah spoglądała na mnie niespokojnie, nerwowo nawijając jasny loczek na palec. Nie byłam pewna, kiedy właściwie nabrała tego irytującego nawyku, ale od jakiegoś czasu robiła tak cały czas, zawsze pod wpływem skrajnych emocji. Cóż, tych w ostatnim czasie zdecydowanie nam nie brakowało, więc teoretycznie nie powinnam być zdziwiona, aczkolwiek i tak miałam ochotę zrobić coś, żeby przestała.

Ze świstem wypuściłam powietrze z płuc, po czym wbiłam wzrok w przednią szybę czarnego mercedesa, który pożyczył nam Carlisle. Od kilku minut stałyśmy na samym środku pustej, asfaltowej drogi, wahając się nad przejechaniem chociaż jeszcze jednego metra. Chociaż na drodze przed nami nie było niczego szczególnego, co mogłoby powstrzymywać nad przed dalszym ruchem, to i tak zastygłam z palcami zaciśniętymi na kierownicy tak mocno, że aż zbledły mi kłykcie. Mięśnie miałam napięte jak struna i chyba jedynie cudem pod wpływem nerwów nie docisnęłam pedału gazu. Tak, byłam marnym kierowcą, ale przynajmniej w przeciwieństwie do Hanny potrafiłam prowadzić na tyle przyzwoicie, żeby zaryzykować wyjazd na ulice tak ruchliwego miasta, jakim było Seattle.

Teraz nie byłyśmy już na ruchliwych, zapchanych drogach metropolii, znajdując się w zupełnie innym miejscu – tak bardzo znajomym, że to wręcz bolało. Wiedziałam, że Hannah nie widziała niczego szczególnego w podniszczonej drodze, która stopniowo przechodziła z asfaltu w ubitą ziemię, ale ja...

Czy byłam pewna? Nie i wampirzyca musiała zdawać sobie z tego doskonale sprawę. Z tego powodu tym bardziej czułam się rozbita i rozdrażniona jej pytaniem, chociaż wiedziałam, że to nie jej wina. Wciąż miałam problemy z zapanowaniem nad emocjami, ale naprawdę starałam się zrobić cokolwiek, żeby więcej bez powodu nie wyżywać się na bliskich, zwłaszcza na Hannie i Felixie, którzy zdecydowanie sobie na to nie zasłużyli. Jeśli już na kogoś powinnam była się denerwować, bez wątpienia był to Rosalie, ale nawet na to nie potrafiłam się zdobyć. W końcu to nie Rose zaciągnęła mnie do tego miejsca, nawet jeśli w pośredni sposób miała wpływ na to, że teraz tkwiłam w tym miejscu, bezmyślnie wpatrując się w to, co miałam przed sobą.

Gdzieś na horyzoncie zaczęły majaczyć pierwsze promienie wschodzącego słońca. Zmrużyłam oczy, chociaż jasny blask nie był dla moich oczu aż tak szkodliwy, jak mogłabym się tego spodziewać. W aucie wciąż panował przyjemny półmrok, co poniekąd związane było z mocno przyciemnianymi szybami – dobremu usprawnieniu, jeśli chciało poruszać się w dzień, nie zwracając uwagi ludzi lśnieniem skóry. Nie byłam pewna, jak bardzo przyciemniane szyby uznawały przepisy ruchu drogowego, ale coś podpowiadało mi, że w przypadku mercedesa odcień znajdował się gdzieś na pograniczu prawa. Tak czy inaczej, ja widziałam przez nie doskonale, poza tym okna wciąż były wystarczająco przejrzyste, żeby jasny blask zatańczył na mojej odsłoniętej skórze, wprawiając ją w subtelne lśnienie.

Było zimno, dookoła zalegał śnieg, a jednak dzień zapowiadał się wyjątkowo słonecznie, co było tym bardziej ironiczne, że stan Waszyngton słynął przecież z ciągłego zachmurzenia nieba i obfitych opadów. Kolejna sprzeczność, jakby w całej mojej egzystencji było ich zbyt mało. Obserwując wschodzące słońce, które dobitnie uświadomiło mi, jak nieubłaganie czas parł do przodu, nagle zwątpiłam w to, czy dobrze zrobiłam, decydując się tutaj przyjechać. Gdybym była rozsądna, nie zrobiłabym tego, zwłaszcza, że już za siedem godzin powinnam znaleźć się w samolocie, który miał zabrać mnie i moich bliskich na Alaskę, gdzie – jak mieliśmy nadzieje – powinniśmy byli szukać moich rodziców. Hannah dała nam dość dokładny opis miejsca, które wskazała im, kiedy zmieniała ich wspomnienia, aczkolwiek wciąż istniała niepokojąca możliwość tego, że w ciągu minionych miesięcy zdecydowali się gdzieś przemieści i byliśmy tego świadomi. Sama zainteresowana, w towarzystwie Felixa, zamierzała udać się do Rio de Janeiro, żeby spróbować odnaleźć Alice i Jaspera. Rosalie nie była zachwycona pomysłem, żeby dać tej dwójce wolną rękę, ale jednocześnie nie chciała słyszeć o tym, że miałaby im towarzyszyć, dlatego ostatecznie zmuszona była ulec.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA II: SZAŁ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz