30. Zemsta

89 6 0
                                    

Demetri

Wpatrywałem się w milczącą dziewczynę, coraz bardziej podenerwowany. Miałem ochotę do niej doskoczyć i porządnie nią potrząsnąć, ale nie mogłem tak po prostu zostawić Renesmee, jej obecność zaś znacznie ograniczała moje ruchy. Nie dbałem o to, nawet nie potrafiąc sobie wyobrazić tego, że mógłbym chociaż na chwilę ją położyć. W zasadzie w tamtej chwili nie byłem skoncentrować się na niczym innym, prócz bladej twarzy nieprzytomnej pół-wampirzycy w moich ramionach. Praktycznie bezwiednie kontrolowałem jej oddech i rytm serca, tak słabe i nikłe, że przez cały czas miałem wrażenie, że wydarzy się coś, czego nigdy bym sobie nie wybaczył.

Zacząłem gorączkowo szukać w myślach odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, ale cała ta sytuacja wydawała się równie abstrakcyjna, co i... Och, sam już nie byłem pewien! Nie miałem pojęcia, co dzieje się z Renesmee i jak powinienem jej pomóc, a to stopniowo popychało mnie na skraj rozpaczy. Jak mogłem dopuścić do tego, co właśnie się działo, nie tylko nie będąc w stanie ochronić Nessie przed Kajuszem, ale doprowadzając do tego, że ostatecznie znalazła się tutaj? To była moja wina i ta jedna myśl dręczyła mnie właściwie przez cały czas, sprawiając, że ledwo byłem w stanie oddychać. Co prawda tlen był wampirom absolutnie zbędny do tego, by normalnie funkcjonować, ale to nie miało znaczenia, zresztą tak jak i wszystko to, co działo się wokół mnie. Czułem, że muszę ją stąd zabrać i to jak najszybciej, póki jeszcze mieliśmy szansę na ucieczkę, ale jak mogłem to zrobić, nie mając pewności czy... nie wiedząc, że...

Odgłos kroków momentalnie wyrwał mnie z zamyślenia. Błyskawicznie odwróciłem się w stronę drzwi do celi, mocniej przygarniając do siebie nieprzytomną Renesmee i dla pewności przygarniając ją do siebie mocniej, chociaż z dziewczyną na rękach nie miałem szczególnie wielkiego pola manewru, zwłaszcza gdyby pojawiła się konieczność ewentualnej walki. Zdawałem sobie sprawę z tego, że najpewniej jestem równie bezradny i niezdolny do tego, by właściwie się nią zająć, zwłaszcza gdyby nagle wrócili Kajusz i Marcus, ale nie chciałem się nad tym zastanawiać. Wszystko jawiło mi się lepiej niż bezczynność, a gdyby przyszło mi jednak walczyć, nie wahałbym się nawet chwili, byleby tylko ta, którą kochałem, była bezpieczna.

Warknąłem ostrzegawczo, kiedy ktoś dosłownie wpadł do pomieszczenia. Felix zaklął cicho i w poddańczym geście wyrzucił obie ręce ku górze.

– Chłopie, opanuj się. To tylko ja – zapewnił mnie pośpiesznie. Odetchnąłem, ale i tak byłem spięty, kiedy wampir bez chwili wahania podszedł bliżej. – Co z nią? – zapytał mnie spiętym tonem, momentalnie orientując się, że wszystko poszło nie tak, jak powinno.

– Nie wiem – przyznałem zgodnie z prawdą, a do mojego głosu wdarła się niespokojna, niemal rozpaczliwa nuta. – Jest nieprzytomna. Nie mam pojęcia, co powinienem zrobić, ale...

Zanim zdążyłem dokończyć, wyczułem obecność większej liczby osób, ale tym razem nie miałem nawet okazji na to, żeby zadecydować, jak powinienem się zachować. Tym lepiej, bo Cullenowie raczej nie zareagowaliby zbyt entuzjastycznie, gdybym nagle zdecydował się na nich rzucić, tym bardziej z Renesmee na rękach. Ich widok i tak mnie zaskoczył, chociaż przecież doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Renesmee udało się odszukać rodzinę – dzięki Bogu, bo chyba nie przeżyłaby kolejnego rozczarowania. Aż nazbyt dobrze pamiętałem, jak zachowywała się, cierpiąc z powodu utraty tych, których kochała, co w zasadzie było zrozumiałe, choć mnie ten rodzaj bólu był równie obcy, co i abstrakcyjny...

– Renesmee! – Natychmiast rozpoznałem zaniepokojony głos Belli, chociaż minęły całe lata, odkąd widziałem ją po raz ostatni. Jej bladość wcale mnie nie zdziwiła, tym bardziej, że już jako człowiek mogła spokojnie konkurować z niejednym nieśmiertelnym w jakimś konkursie na jasność skóry. Tak swoją drogą, nadal podtrzymywałem to, że nieśmiertelność jej służyła, choć może próbowałem po prostu instynktownie próbowałem przychylnie spoglądać na kobietę, która wydała na świat dziewczynę, która teraz była dla mnie wszystkim. – Dobry Boże, co się stało? Co...? – zaczęła nerwowym tonem Bella i natychmiast chciała podbiec do córki, ale Edward nie pozwolił jej się do mnie zbliżyć.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA II: SZAŁ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz