27. Przesłuchanie

97 7 0
                                    

Renesmee

Poczułam, że Demetri sztywnieje. Oboje jak na zawołanie spojrzeliśmy w stronę wejścia do celi, a ja dodatkowo spięłam się, ogarnięta złym przeczuciem. Chociaż za wszelką cenę starałam się nie okazywać strachu, zwłaszcza w jego obecności, instynktownie i tak zacisnęłam palce na jego ramieniu, coraz bardziej podenerwowana. Spojrzał na mnie krótko, próbując mnie uspokoić, ale to okazało się niemożliwe, skoro sam wyglądał na zaniepokojonego.

Kroki wyraźnie zbliżały się w naszą stronę i chociaż trudno było mi stwierdzić, czego powinniśmy się spodziewać, nie sądziłam, by czyjakolwiek wizyta była dla nas dobra. Zanim się obejrzałam, Demetri poderwał się na równe nogi, ciągnąć mnie za sobą i pomagając mi utrzymać równowagę. Uchwyciłam się jego ramienia, instynktownie chcąc zaprotestować, kiedy spróbował osłonić mnie własnym ciałem, wpychając mnie sobie za plecy, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. W zamian zacisnęłam obie dłonie na jego ramionach, mocno do niego przywierając i ponad jego ramieniem starając się zobaczyć, co takiego się działo i dlaczego tropiciel wydawał się aż do tego stopnia poruszony. Nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, iż jest co najmniej niezadowolony z obrotu spraw, nie wspominając o poczuciu zagrożenia, które momentalnie poczułam. Wciąż byłam obolała i zesztywniała, poza tym czułam się strasznie słabo, co bynajmniej nie miało być mi pomocne, gdyby sytuacja się skomplikowała, a my musielibyśmy walczyć.

Zdecydowanie nie takie przebudzenia się spodziewałam, ale powinnam była już przyzwyczaić się do tego, że nic nie idzie zgodnie z tym, czego moglibyśmy oczekiwać. Euforia, którą odczuwałam nie tak dawno temu, zasypiając w ramionach najważniejszej osoby w całym moim życiu, teraz zniknęła, wyparta przez niepokój i nieopisany wręcz lęk. Chyba powinnam cieszyć się, że po wszystkim tym, co się wydarzyło, wciąż byłam zdolna do tego, żeby odczuwać te jakże ludzkie emocje, zwłaszcza naturalny w naszej sytuacji strach, ale wcale nie poczułam z tego powodu satysfakcji. Przez cały czas towarzyszyło mi poczucie pustki, co było chyba nawet gorsze, niż gdybym nagle wpadła w panikę albo po raz kolejny wpadła w gniew. Nie chciałam okazywać słabości przy Demetrim, który przecież wiedział o mnie wszystko, a co dopiero w towarzystwie naszych wrogów, którzy w każdej chwili mogli to wykorzystać. Pragnęłam być silna i zdecydowana, niezależnie od konsekwencji, ale już nie czułam wcześniejszej determinacji, a tym bardziej nie wyobrażałam sobie tego, żebym mogła rzucić się w wir walki, nie wspominając o jakichkolwiek próbach ucieczki.

Na ułamek sekundy przymknęłam oczy, bezskutecznie próbując zebrać myśli. Wtuliłam policzek w koszulę Demetriego, wdychając jego znajomy, słodki zapach. To do pewnego stopnia mnie uspokoiło, ale nadal czułam się bardzo niespokojna i ogarnięta niepokojem, którego w żaden sposób nie byłam w stanie zignorować. Nie byłam pewna, czy to możliwe, ale chyba nadal byłam w szoku, a przynajmniej w ten sposób chciałam usprawiedliwić przed samą sobą dręczącą mnie bezczynność. Uczucie paraliżu mnie wykańczało, ale choć za wszelką cenę pragnęłam coś z tym zrobić, byłam w stanie wyłącznie bezradnie tkwić w miejscu, zdając się na opiekuńcze objęcia tropiciela i biernie wpatrywać się w majaczące po przeciwległej stronie wąskiej celi wejście.

Już nie widziałam w ciemnościach aż tak dobrze, jak mogłabym oczekiwać, co niejako potwierdzało wyjaśnienia Demetriego, na temat tego, że Kajusza poparł ktoś, kogo zdolności mogły być albo największym darem, albo prawdziwym przekleństwem – zależnie od perspektywy. Ja sama skłaniałam się do tej drugiej wersji, bo chociaż zdążyłam przywyknąć do tej ludzkiej cząstki mojej natury, kiedy ta nagle zaczęła przeważać, poczułam się nieznośnie mała i bezbronna. Nie przeczę, wielokrotnie marzyłam o tym, by stać się człowiekiem i wieść normalne życie – bez ciągłego strachu, konieczności ukrywania się, otaczającej mnie śmierci... Z tym, że teraz doświadczałam czegoś na swój sposób odwrotnego i w ironiczny sposób okrutnego. Byłam nieśmiertelna i to w stopniu większym niż kiedykolwiek wcześniej, a mój świat składał się z elementów, które wzbudzały we mnie aż tak wielki lęk i obrzydzenie, zaś na domiar złego towarzyszyła mi naturalna ludzka słabość, której nie byłam w stanie tak po prostu zwalczyć. W zasadzie sama już nie byłam pewna, czy ta świadomość bardziej mnie przeraża, czy popycha do walki, to zresztą wydawało się najmniej istotne w sytuacji, kiedy i tak nie miałam być zdolna do tego, żeby cokolwiek zdziałać.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA II: SZAŁ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz