4. W gąszczu deszczu, pięknych wspomnień

658 48 4
                                    

-Masz zamiar tak stać? -zapytał Adrien.

-A co mam robić? Nie widzisz? Pada-zdziwiłam się pytaniem.

-Mam duży  parasol.

-Skoro tak to przedstawiasz- zaśmiałam się.

-Gdzie chcesz iść?

-Pozwiedzać.

-Nie mogliśmy wybrać na to lepszej pogody.

-Przecież to był twój pomysł -chwyciłam chłopaka pod pachę, otworzył parasol i wyszliśmy.

-Wieża Eiffla?

-Ale ty mnie dobrze znasz -oparłam głowę na jego ramieniu, a on objął mnie w tali. Czułam jego ciepło na moim policzku. Kroki stawialiśmy delikatnie, powoli. Nie chcieliśmy poganiać piękna chwili.

-Poczekaj chwilę- zatrzymał się. Podał mi parasol. Jego opuszki musnęły moje. Wystarczył ten ułamek sekundy, by poczuć jaki żar od niego bił. Ubrał kaptur od swojej, zielonej bluzy. Staliśmy przy stoiskach, dzieliło nas od wieży jakieś pięć minut. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Adrien wybiegł spod parasola i zniknął za rogiem. Po chwili wrócił. Cały mokry z czerwonym balonem z helem w ręce.

-Aleś ty głupi -przytuliłam go, gdy stał już obok mnie pod parasolem.

-Wolałbym zwykłe dziękuje -podał mi balona. Podeszliśmy pod wieże Eiffla. Chłopak powtórzył prośbę o pozostanie w miejscu i odszedł. Nie widziałam go przez deszcz.

-Jak idzie po kolejny prezent to muszę mu przywrócić rozum do głowy -z chichotem spojrzałam na podarek.

Przypomniało mi się jak w moje czwarte urodziny dostałam od Agresta identyczny jak ten balonik. Wyleciał mi z ręki i strasznie płakałam. Ja, w przeciwieństwie do przyjaciela, bardzo często płakałam. Mama mnie pocieszała, ale nie przynosiło to żadnych skutków. Po chwili zauważyłam, że z windy wychodzi mężczyzna trzymający mój balon.

- To twój balon?- zapytał, a ja powoli pokiwałam głową.- Wszystkiego najlepszego i pilnuj go dobrze -oddał mi go i odszedł. Postanowiłam spróbować tego dzisiaj. Puściłam prezent i patrzyłam jak odlatuje. Nagle ogarnęła mnie panika. Przedmiot oddalał się coraz dalej. Bałam się. Czułam się głupio, niewyobrażalnie głupio. Moje oczy napełniły się łzami. Jak mogłam być taka egoistyczna i wyrzucić prezent od przyjaciela?

Zauważyłam przelatujący cień nad moja głowo. Była to jakaś postać, która stanęła przede mną i podała dobrze mi znane czerwone cudo. Tą postacią był Czarny Kot we własnej osobie.

-Coś zgubiłaś?- zadał pytanie. Nie mogłam się ruszyć. -Wszystko dobrze?

-Tak, oczywiście -po policzku z ciekła mi łza.-Dzięki za pomoc. Ten balon dał mi przyjaciel i jest dla mnie ważny.

-Do usług panienko -ukłonił się. Już odchodził, ale przemówiłam.

-Zobaczymy się jeszcze?- nie odpowiedział. Niedługo patrzyłam jak odchodzi, bo przez deszcz widziałam go tylko parę sekund. Dostrzegłam tylko, że biegł w oszałamiającym tempie. -Adrien?! -przypomniałam sobie o istnieniu kolegi. Ruszyłam, ale zatrzymał mnie czyjś dotyk.

-Prosiłem, abyś została -uśmiechnął się. Zauważył moją zapłakane oczy, ale nic nie powiedział, za co byłam mu wdzięczna. -Byłem sprawdzić czy  damy radę wejść po schodach. Jest bardzo ślisko. Mam nadzieję, że sobie poradzisz, bo inaczej będę musiał cię tam wnieść. A znam cię na tyle dobrze, że jestem pewien, że bardzo byś tego nie chciała.

-Nie wierzysz we mnie? -wspięłam się na pierwszy stopień i upadłam. Rzeczywiście było bardzo ślisko.

-Jasne, że wierzę -objął mnie i ostrożnie podniósł. -Jestem pewny, że ani razu nie upadniesz -przewróciłam oczami i wtuliłam się w niego. Ja również dobrze go znałam i byłam pewna, że nie warto z nim dyskutować. Wiedziałam, że to nic nie da. Chłopak złapał poręcz i zaczął biec! Wpatrywałam się w niego z ogromnym wrażeniem z jaką szybkością pokonuje piętra. Nawet nie zauważyłam kiedy byliśmy już na szczycie.

-Jak ty to zrobiłeś? -wydukałam. -Nawet windą  dłużej się jedzie.

-Nie wygaduj głupot, tylko chodź tu popatrzeć. Chyba zrobiłaś coś sobie podczas tego upadku.

-Ha, ha, ha. Bardzo zabawne. Jak mam coś widzieć? Przez ten deszcz nic nie widać.

-Masz rację, ale jest drobny szczegół teraz nie pada -rozglądnąłam się. Miał racje ulewa ustała. Paryż było doskonale widać. Ślicznie wyglądał oświetlony latarniami ulicznymi.

-Jak ty to robisz?

-To nie moja robota. Przecież nie jestem  Nawałnicą.

-Kim? -nie zrozumiałam.

-Nie ważne -westchnął. -Widzisz to miejsce -wskazał palcem pewien obiekt. Odłożyłam parasolkę i podeszłam w jego kierunku. Dostrzegłam mały budynek. Najprawdopodobniej o niego mu chodziło. -Są tam najlepsze wypieki. Musisz je spróbować! Na pewno się w nich zakochasz!

-Skoro tak uważasz -staliśmy podziwiając widoki w cisz. Jego ręka stanowczo przyciągnęła mnie do siebie. Wtuliłam się w jego tors. Pachniał tak... męsko. Oparł brodę na mojej głowę. Zmrużyłam oczy. Było cudownie.  

-Tęskniłem -wymruczał.

-Ja też -dodałam szeptem. Staliśmy w tej pozycji dość długo. Kiedy nogi zaczęły nam drętwieć powoli, już samodzielnie, zaczęłam pokonywać stopnie. Po drodze potknęłam się co najmniej dwadzieścia razy.

----------------------

Hejka! Mam nadzieję, że wam się podoba. Jeśli tak to byłabym wdzięczna za gwiazdki i komentarze, bo motywują.

Miraculum. Your blue eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz