22. Foch to foch, a akuma to akuma

297 19 7
                                    

Słońce było już wysoko na niebie gdy się obudziłam.  Telewizor dalej był włączony. Nie do końca przebudzonym wzrokiem dostrzegłam, znikający za drzwiami frontowymi Koci ogon. Obróciłam się na bok, w celu upewnienia się i faktycznie towarzysza nie było.

-Może innym razem mu powiem -ziewnęłam. -Ukryj -nic się nie wydarzyło. -No ukryj!

-Co tak się drzesz? -zaspany łebek Whiry wyłonił się z wnętrza mojej torebki.

-Jakim cudem jesteś tu? Przecież jestem przemieniona...

-Nie?

-Jak to? -podbiegłam do lustra i pisnęłam z całej siły.

-Zawsze w czasie snu się odmieniasz. Nie myśl tylko o sobie. Przecież ja też muszę odpocząć.

-Czyli on mnie widział! Dlaczego mi nie powiedziałaś?!

-Niby jak? Przecież nie mogę się z tobą komunikować jak jesteś Polarną. Poza tym myślałam, że ty się pierwsza obudzisz.

-Haha, Kot wie kim jestem -zaśmiałam się nerwowo.

-Przecież wczoraj wieczorem zdecydowałaś, że mu powiesz?

-W sumie... Whira, pokaż swój wdzięk -po zakończeniu przemiany, chwyciłam za szczotkę i pospiesznie zadzwoniłam do Chata. -Nie odbiera... -próbowałam wielokrotnie, ale za każdym razem kończyło się niepowodzeniem.
Przy około setnym razie, wyświetlił mi się komunikat, że limit połączeń został przekroczony i muszę odczekać wyznaczony czas. -Debil!- rzuciłam szczotką o ścianę, a z oczu z ciekały mi łzy.- Może ktoś go porwał? Albo spieszył się do domu? Albo... Nie Daria... On cię po prostu wystawił. Jednak nie spełniłaś jego oczekiwań -łzy spływały coraz częściej. -Odmień... -wychlipałam.

-Oj, Daria... -podleciało do mnie stworzonko i zaczęło swoimi małymi łapkami wycierać moje policzki. Plagg wtulił się w moje kolana i smutno miauknął. W całym domku zawitała żałoba po bohaterze. Wyłączyłam program telewizyjny oraz wysłałam SMS do Natalie informujący, że źle się czuję i proszę, żeby po mnie przyjechała. Powolnym krokiem spakowałam walizkę i po długim czasie oczekiwania wróciłam do domu. Podróż przespałam, co jakiś czas przebudzając się z sennych koszmarów. Zastygałam wtedy wpatrzona w szybę. Czułam się jak dziecko podziwiające motyla. Ten głęboki trans mogło przerwać tylko jedno: myśl, że może uda się nam go złapać. Dziecko podnosi swoje ufne, delikatne rączki. Jest gotowe zrobić wszystko, byle by tylko dostać to magiczne stworzonko. A wtedy motyl co robi? Ucieka! Zostawiając dziecko same na pastwę losu. Niszczy jego marzenia... Ja właśnie byłam takim dzieckiem, a mój koci- motylek, pozostawił mnie na łące codziennego życia całkiem samą. Najgorsze było to, że naprawdę źle się poczułam. Usprawiedliwiałam to nerwami, lecz prawdziwego powodu nie znałam.  Asystentka przez całą drogę nie zadała mi ani jednego pytania na temat wczorajszych przeżyć, za co posłałam jej wdzięczny, smutny uśmiech.

-Dziękuję -wymruczałam w momencie dojechania na miejsce. Czekał już na mnie Gabriel, lecz po młodym blondynie nie było śladu. Pan Agreste wydawał się zmartwiony. Już otwierał usta, aby o coś zapytać, lecz znaczące spojrzenie Natalie uciszyły go. Całe moje wnętrze zatrzęsło się po tym czynie, lecz byłam zbyt słaba, żeby okazać cokolwiek. Nie wiedziałam, że w tej kobiecie jest choć cień zrozumienia, a tu proszę. Przeszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Przez przypadek położyłam się na pilocie i włączyłam telewizor.

Miraculum. Your blue eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz