25. Polarna? Biedronka? A-a-a-adrien?

314 22 16
                                    

Po incydencie w kinie, musiałam odbyć długą oraz poważną rozmowę z Marinette. Nie była ona najłatwiejsza. Co chwilę jedna z nas płakała. W końcu udało nam się znaleźć wspólny język i uratować naszą przyjaźń. Tego dnia miałam pójść do dziewczyny na noc. Byłam już spakowana. Siedziałam na łóżku, odliczając minuty do spotkania. Nie miałam nic ciekawszego do roboty, niż wpatrywanie się w zegar. W ciszy dało się słychać wyłącznie jego tykanie.

-Tik-Tak- dołączyłam w myślach do przedmiotu.

-Na pewno chcesz jej  powierzyć swoją tajemnicę?- z torby wyłoniła się Whira.

-Tak. I zrobię to dziś wieczorem. Jest moją przyjaciółką. To nie sprawiedliwe, że ona nie wie o mnie- spojrzałam ponownie na zegar. Zostało dwadzieścia minut.- W sumie mogę pomału się zbierać. Jak przyjdę wcześniej, to mnie chyba nie zabiją- powędrowałam do domu przyjaciółki.

-Siemka- wbiegłam do jej pokoju i ją objęłam.

-Co tak wcześnie?-zaśmiała się, a ja zdjęłam plecak.

-Tak jakoś wyszło. Mam nadzieje, że ci nie przeszkadzam.

-Nie, nie, tylko szkicowałam- pospiesznie zamknęła zeszyt.

-Mogę zobaczyć?

-Jasne - zarumieniła się i wręczyła mi notatnik. Jej projekty były genialne.

-Kobieto ty masz potencjał! Mogłabym pokazać je Gabrielowi?

-Naprawdę ci się podobają? Sądzisz, że panu Agreste też by mogły?- dopytywała z entuzjazmem.

-Są cudowne! A co do Gabriela, to często z nim oglądam projekty. Mówi, że jestem bardziej krytyczna od niego-zaśmiałam się.- Czyli, jak mi się spodoba to jemu na stówe też.

-Oglądasz z nim projekty?!

-Gabriel jest na tyle dobry, że pozwala mi realizować moje modowe marzenia. Widzi we mnie talent mojej matki.

-Czekaj, czekaj... Twoja mama była projektantką... Nie, to nie możliwe... Czy twoja mam to słynna pomocnica Agresta, Amelia Vitgier?

-Brawo! Trochę ci to zajęło- zaklaskałam ze śmiechu.

-Przykro mi, że nie żyje.

-Mi też- posmutniałam- ale mam ciebie.

-Ooo- przytuliła mnie.

- Tak w ogóle to od poniedziałku do piątku nie będzie mnie w szkole. Lecę na tydzień do taty.

-Dobrze, że tylko na tydzień, bo nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

-Ja ciebie też potrzebuje.

-Zjecie coś dzieci?- do pokoju wszedł ojciec Marinette.

-Nie tato!- wygoniła go Mari.

-Ty się nawet nie odzywaj, nie jadłaś obiadu- powiedział spokojnie.

-No dobra- powolnym krokiem, zeszła po schodach.

- A ty Daria masz na coś ochotę?- dopytał piekarz.

-Z miłą chęcią- zbiegłam po schodach do jadalni. Było tam nie tylko pełno przepysznych wypieków, ale też zdjęć małej Mari z rodziną.

-Ooo... Ale byłaś słodka! Wróć. Nadal jesteś- wzięłam do rąk fotografie, na której była pięcioletnia Marinette cała w lukrze.

-Dzięki, ty też- zaśmiała się. Zjadłam parę drożdżówek, były wyborne.

-Poczekaj na mnie w pokoju. Zaraz dojdę, tylko dokończę kolacje- poprosiła, więc to zrobiłam. Przyjrzałam się uważnie jej ścianom. Pomiędzy przyklejonymi szkicami, dojrzałam wycinek z gazety, na którym był Adrien.

Miraculum. Your blue eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz