5.Przyjaciółka?

600 49 11
                                    

Deszcz już nie padał. Przemieszczaliśmy się szybkim krokiem do wspomnianego wcześniej miejsca. Na ulicach panował już pół mrok i dlatego nie obyło by się bez licznych oświetleń. Podczas wcześniejszej drogi, podążałam wtulana w chłopaka, więc teraz czułam się dziwnie z luźno spoczywającymi rękami wzdłuż mojego tułowia. Jedynie prawą lekko unosił przywiązany do niej wcześniej balon. Podróż minęła w całkowitej ciszy. Parę razy chciałam ją przerwać, ale się opamiętałam. Dopiero po chwili zaczęłam ją doceniać. Kałuże urozmaicały wędrówkę. Trzeba było się nagimnastykować, aby w nie nie wpaść , bo były doprawdy spore. W końcu staliśmy przed punktem docelowym. Nie przypominałam go sobie. Musiał być nowy lub niedawno odkrytym miejscem przez Agrestów. Weszliśmy pomału do środka. Przepysznie pachniało. Na ladach leżało rozmaite pieczywo.

-Mari twój kolega przyszedł! -zawołał sprzedawca. Usłyszałam odgłos zbiegania po schodach. -Adrien, co ci podać?

-To co zwykle. Dwa specjały -mężczyzna wręczył mu normalnie wyglądające drożdżówki. Spojrzałam zdziwiona na towarzysza, ale on się tylko zaśmiał i ugryzł swoją przekąskę. Postąpiłam za jego przykładem. To co w tej chwili odczułam, nie dało się opisać. W moim całym życiu nie jadłam niczego lepszego. Od razu poczułam, że ten smakołyk został stworzony specjalnie dla mnie. Podczas dokańczania tej przyjemności, do pomieszczenia weszła dziewczyna w moim wieku. Miała czarne podpadające w niebieski kolor włosy oraz turkusowe oczy. Zaczęłam się zastanawiać gdzie już widziałam taki wygląd. No tak! Ta bohaterka... Biedronka! Moje ciało przeszedł lekki dreszcz. Może pojawi się zaraz Czarny Kot. Moje rozmyślanie przerwał Adrien.

-Cześć Mari.

-Hej -wyglądała na spiętą. Przyglądałam się w ciszy. -Kto to?

-Poznaj moją przyjaciółkę z dzieciństwa, Darie Vitgier. Mieszkała w Polsce.

-Hej -powiedziałam nieśmiało.

-Mówiłeś, że Chloe była twoją jedyną przyjaciółką -zignorowała mnie. Jej słowa zabolały. Znałam Chloe, nie przypadła mi do gustu, chociaż spotkałam ją tylko parę razy. Jej matka również była w "paczce" naszych rodziców. Skoro wolał przyznawać się do niej niż do mnie to coś było na rzeczy.

-Myślałem, że już się nie spotkamy, ale na szczęście wszystko wróciło do normy -te słowa również mnie zraniły.

-Tak poza tym to ja jestem Marinette, również przyjaciółka Adriena -w końcu się przedstawiła. Wyglądała na miłą, ale z tym, że było tak naprawdę, ciągle traciłam pewność.

-To może się zaprzyjaźnicie -zaproponował. -Stworzylibyśmy grupę przyjaciół.

-Przecież mamy już grupę. Ja, ty, Alya i Nino.

-Fajnie by było chociaż się zakolegować -zastała niezręczna cisza. Po chwili na jej twarzy pojawił się podejrzany uśmiech.

-W sumie czemu nie?! Wydajesz się przesympatyczna! Przyjaciółki na zawsze! -niepewnie na nią spojrzałam, ale Adrien tego nie zauważył. W moim sercu dalej tkwiło lekkie ukłucie.

-Jest już późno. Powinniśmy się zbierać -mruknął. Zerknęłam przez okno. Było już bardzo ciemno, a na dodatek deszcz znowu zaczął padać.

 -Masz parasol?

-To ty go nie wziąłeś? -pokiwał przecząco głową. -Musiałam go zostawić na wieży Eiffla.

-Mogę wam pożyczyć swój -wyszeptała Mari.

-Nie trzeba. Mamy blisko -podziękowałam niegrzecznie.

-Jakieś piętnaście minut -mruknął z uśmiechem.

-To do zobaczenia Mari -otworzyłam drzwi.

-Pa Adrien -znowu mnie ominęła. Wyszliśmy. Po moim ciele nie tylko przeleciały gęste krople deszczu, ale też chłód. Towarzysz na mnie spojrzał, ale ja to zignorowałam. Za bardzo dalej bolało mnie serce od jego słów.

-To niezły przyjaciel -pomyślałam z gniewem. Stałam w deszczu, czekając co zrobi kompan. Zaskoczył mnie jego czyn. Zdjął swoją bluzę i pomógł mi ją ubrać. Całą niechęć znikła. Bez ruchu wpatrywałam się w niego z otwartą buzią.

-No dalej ubieraj tą bluzę, bo tu trochę mokro i zimno -zaśmiał się. Pospiesznie założyłam odzież na mój przemoczony biały podkoszulek. Teraz mi było ciepło choć dalej mokro. Wpatrywałam się w chłopaka  w czarnym krótkim rękawku, z wdzięcznością. -A teraz! Kto ostatni to zgniłe jajo! -zaczął biec. Parsknęłam.

-Pomimo poważnej buźki dalej z ciebie dzieciak -ciągle biegnąc odwrócił głowę w moim kierunku. W oczach wirowały mu radosne iskry. Dogoniłam go. Przeganialiśmy się ze śmiechem, gdy w końcu dotarliśmy do domu.

Miraculum. Your blue eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz