2

2.1K 140 52
                                    





Czerwona, płytowa zbroja odbijała światła kandelabrów, gdy szła korytarzami czarnego zamku swego pana i władcy, króla Hybernii. U boku miała sporej wielkości miecz. Zmierzała do sali, w której przebywał ON. Sens jej istnienia.

Amalie weszła, gdy tylko wrota otworzyły się przed nią i nie uraczyła nikogo spojrzeniem. Miała wysoką pozycję na dworze i korzystała z niej. Ukłoniła się przed królem, zachwycona jego widokiem. Ubóstwiała go. Za to, że dał jej dach nad głową i cel w życiu.

-W końcu – król ledwo zaszczycił ją spojrzeniem. Amalie nie wyprostowała się. Okazała należny szacunek władcy. 

-Wzywałeś, panie mój – szepnęła melodyjnym głosem, tak typowy dla fae wysokiego rodu.

-Amarantha stanowi problem – mruknął, przeglądając jakieś papiery.

-Mam ją zabić, panie? – zapytała Amalie. Szczerze nie znosiła tej rudej suki. Amarantha gardziła nią z powodu jej ludzkiego pochodzenia. Wszem i wobec wszyscy wiedzieli, że królowa Prythianu i władczyni wszystkich tamtejszych fae nie jest zdolna do innych uczuć wobec rasy ludzkiej. Za wojnę sprzed pięciuset lat, za zdradę, za śmierć jej bliskich...

Król roześmiał się krótkim, suchym śmiechem. Najwyraźniej rozbawiła go ta propozycja.

-Nie, Arian – imię również jej zmienił. Ale tylko dlatego, że nigdy nie podała swojego ludzkiego. Nie chciała, by Amalie Archeron i jej przeszłość się za nią ciągnęły. Chciała nowego. Chciała życia bez piętna. Cóż, poniekąd jej się to udało. –Śmierć Amaranty nie jest nam na rękę. A przynajmniej nie teraz.

-Więc? – każdy inny fae zapłaciłby głową za taką bezczelność. Ale nie Amalie Archeron, zwana Arian. Jego kochanka. Wyprostowała się gwałtownie. Prawdę mówiąc  król lubił ten jej bezczelny sposób bycia.

-Jej obsesja na punkcie księcia Dworu Wiosny jest... irytująca. Chciałbym wiedzieć co na Dworze Wiosny się dzieje obecnie. Sprawdź to dla mnie.

-Dwór Wiosny jest przeklęty – mruknęła Amalie. 

-Tak, tak... -machnął lekceważąco ręką. – Ciekawi mnie, czy Tamlin może przełamać klątwę. Dowiedz się tego – odprawił ją gestem. Amalie odeszła marszowym, żołnierskim krokiem. Gdy wrota się za nią zatrzasnęły, uznała, że król nie miał zbyt dobrego pomysłu. Książę Tamlin nie był w stanie złamać klątwy, a Amalie nie znała żadnej ludzkiej kobiety, która mogłaby pokochać takiego nadętego dupka. 

No i był fae. Już samo to skreślało go z listy potencjalnych kochanków.

Ale ona akurat nie powinna się na ten temat wypowiadać. 

Amalie kiedyś się  bała tych zaczarowanych istot. Dopóki sama nie stała się fae. Jako istota z tego samego rodzaju, próbowała rozgryźć swoje nowe zdolności. Jej ciało było inne. Smuklejsze, wyższe, choć nie była zbyt wysoka. Nawet jak na człowieka. Jej twarz stała się doskonale piękna, a oczy... Oczy były jak płynna rtęć wymieszana z drobinkami szafiru. Zachwycano się jej urodą w całej Hybernii. Oczywiście, zaraz po jej okrucieństwie. Hybernia sławiła fae, którzy byli najbardziej bezwzględnymi brutalami. Jak Amarantha. Jak Amalie

Wyszła z sali i skierowała się do swoich komnat. Były położone w tej samej części zamku, w której król miał swoje pokoje. Amalie musiała przygotować się do podróży. Musiała ustalić co się dzieje na Dworze Wiosny. To ostatni rok, gdy tamtejszy książę może przełamać klątwę. Choć szczerze nie znosiła Amaranty, nie potrafiła nie dostrzec finezji z jaką fea rzuciła klątwę. I przyznać, że to doskonały majstersztyk. Nikt nie mógłby tak świetnie zagrać na nerwach książętom. Amaranta podporządkowała ich sobie i trzymała jak pieski salonowe pod Górą. Świętą Górą Prythianu. Cóż za ironia! Amalie słyszała to i owo o tamtym miejscu. I bardzo żałowała, że król zabrania jej się tam wybrać. Chciała zobaczyć słynną twierdzę pod Górą. Chciała zobaczyć jak Amarantha torturuje swoich więźniów.

Bo tym w istocie byli. Więźniami. Nic nie wartymi, nawet z ich tytułami i mocą. Amalie od dekady studiowała księgi fae. Próbowała rozgryźć magię władającą Prythianem. I na razie nie potrafiła tego zrozumieć. Za wiele zagadek, za wiele skomplikowanych teorii, które dla fae stworzonego magią Kotła były niepojęte. Ale Amalie się nie poddawała. Lubiła się uczyć, a księgi w tym miejscu były fascynujące. I pisane tyloma różnymi językami, że z prawdziwą przyjemnością oddawała się lekturze. Aż w końcu pojęła tylko to, że jej nieskończenie długie życie będzie wypełnione nauką.

I nie rozpaczała z tego powodu. To dawało jej cel.

Oczywiście, zaraz po spełnianiu zachcianek króla! Ah! Jakiż był wspaniały! Za to co dla niej zrobił, czym ją uczynił, wielbiła ziemię po której stąpał. Gdyby rozkazał jej pojawić się w Prythianie i pozbijać wszystkich książąt, z radością by to uczyniła, nawet gdyby to oznaczało jej śmierć.

Dlatego teraz pakowała się. Miała zamiar zjawić się w Prythianie i nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Co jak co, ale w tym była dobra. Potrafiła świetnie polować, skradać się i zabijać. Nauczono ją tego w Hybernii. Nauczono ją wielu rzeczy, o których wcześniej nawet nie śniła.

Nadszedł czas, by zaczęła spłacać dług zaciągnięty dziesięć lat temu u króla.

Zdrajczyni ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz