28

874 79 2
                                    

Amalie nie czekała, aż ludzie uciekną. Zrzuciła z siebie zaklęcie i wkroczyła do obozu. Może i było to szalone, może nieodpowiedzialne, ale...

A w cholerę z tym!

Fae z Hybernii patrzyły na nią jak na jakieś cudo. Fakt, Amalie nie przypominała ulubionej kochanki króla, nie była wystrojona w czerwoną zbroję, nie miała mocnego makijażu na twarzy, ale to spojrzenie... Było nie do pomylenia z żadnym innym.

-Gdzie jego wysokość? – zapytała władczym tonem. Chyba dopiero to pytanie otrzeźwiło żołnierzy. Skoczyli na nią, ale Amalie zwinnie uniknęła ciosów, a potem szybko pomknęła przez obóz. Rozległ się dźwięk dzwonu alarmowego. Oczywiście, fakt, że w obozie pojawił się intruz musiało lotem błyskawicy obiec wszystkich w promieniu kilometra! Amalie nie czekała, aż ją złapią. Znała zwyczaje króla. Jego namiot będzie stał po środku obozu.

I tam właśnie się udała.

Fakt, że niedaleko trwała pierwsza bitwa, ułatwiał jej działanie. W obozie zwyczajnie brakowało żołnierzy. A ona była doskonale wyszkolona i to przez najlepszych z najlepszych. Hybernijczyków. Tych, którzy sztukę manipulacji i skrytobójstwa doprowadzili do perfekcji. A Amalie była wirtuozem w tej dziedzinie. Niekrępowana przez więzy rodzinne, ani przez wychowanie fae, postępowała w taki sposób, że trudno było przewidzieć, co zrobi w następnej kolejności.

W końcu zgubiła ogon. Król nie brał udziału w bezpośrednim starciu. Był na to zbyt próżny. Wysyłał swoich generałów. No i niespecjalnie zależało mu na zwycięstwie. Bo miał w zanadrzu broń, która wymiecie wojska Prythianu. Kocioł.

Amalie nie wiedziała, co może zrobić z Kotłem, poza kradzieżą, która odpadała z czysto praktycznych względów. Nie dałaby rady zabrać ogromnego Kotła ze sobą. Zniszczyć go też nie potrafiła. Pozostawało jej tylko zabić króla i uciec, nim ją złapią.

Ewentualnie mogła tu zginąć.

Co nie miało znaczenia. Jej życie dla nikogo nie było ważne. Z siostrami nie miała żadnego kontaktu. Nie umiały się dogadać. Dzieliła je przepaść bez dna. One, nawet jeśli miały trudne dzieciństwo, było nieporównywalnie prostsze niż życie Amalie na Hybernii. Wszystkie cztery to rozumiały. Ponadto przemiana... To co im zrobiono... Amalie nie chciała nawet myśleć o tym, co jej siostry przeżyły, gdy wywleczono je z domu i gdy ludzkie królowe sprzedały je królowi Hybernii.

No i Feyra. Najmłodsza. Ta, którą stworzyły połączone moce książąt Prythianu.

Amalie potrząsnęła głową. Niepotrzebnie się rozpraszała. Miała misję. Znaleźć króla. Zabić go. Uciec.

-Ty durna dziewucho – usłyszała, a potem ktoś grzmotną ją w plecy długim kijem. Amalie rozłożyła się z jękiem na ziemi. Wypluła piach z ust. Obróciła się błyskawicznie i skoczyła na równe nogi. Widare patrzył na nią z niedowierzaniem na przystojnej twarzy. Piękny szpieg króla kręcił głową nad głupotą Amalie. – Co ty wyprawiasz? Sądziłem, że uciekłaś gdzieś daleko! – syknął. Podszedł do niej, ale wtem zatrzymał się. – Airan...

-Amalie, Widare. Amalie – poprawiła go, cofając się o krok.

-Świetnie. Zabieraj się stąd. Zanim cię... - przerwał mu okrzyk, a Widare zaklął szpetnie.

-Już wiedzą – ucięła Amalie, wciąż obserwując byłego nauczyciela. Widare ją pokona. Zawsze pokonywał.

-Więc to przez ciebie wszczęto alarm – mruknął. Chwilę patrzył na Amalie. A potem chyba podjął jakąś decyzję. – Nie wierzę, że znowu to robię – ściągnął z ramion płaszcz i narzucił na ramiona Amalie. A potem popchnął ją w cień. – Tam pobiegła! – ryknął. – Złapać zdrajczynię! – wrzeszczał, wskazując przeciwny kierunek. Gdy żołnierze pomknęli obok niego, Widare wykrzykiwał jeszcze przez chwilę rozkazy. Westchnął ciężko, chwycił Amalie za ramię i zaczął ciągnąć w przeciwnym kierunku.

-Puść mnie! – syknęła. Jednak niewzruszony fae wypchnął ją do lasu. Zdarł swój płaszcz. Ubrał go i zerknął za siebie.

-Drugi raz ratuję ci tyłek. W Prythianie są sami idioci, że wysyłają najbardziej rozpoznawalną kobietę jako potencjalnego skrytobójcę do obozu wroga? – parsknął.

-Nikt mnie nie wysłał! To moja własna inicjatywa! – parsknęła. Widare uniósł brwi. Nie skłamała, o czym wiedział. Ale nie potwierdziła też, że jest po stronie Prythianu.

-Jesteś głupia, Ai... Amalie. Króla nie ma w obozie. Kotła też nie. Zabieraj się stąd – dodał. Odwrócił się na pięcie, co było wyrazem arogancji i głupoty. Amalie bez trudu mogła go zabić.

A przynajmniej tak sobie powtarzała. Chciała wierzyć, że ma jakiekolwiek szanse w starciu z byłym mistrzem. Nie miała. A najgorsze było to, że oboje o tym doskonale wiedzieli.

Dlatego obrócił się na pięcie i z szelestem pomknęła wśród drzew. Szkolenie nie poszło na marne. Nie męczyła się tak szybko jak przeciętny fae, a moc, którą dysponowała, pomagała jej zachować jasność umysłu. Na ile należało to do darów, które otrzymała od Kotła, nie wiedziała. O ile Nesta okradła Kocioł z jego mocy, o tyle Kocioł podarował Amalie... coś. Nie wiedziała co. Ale miesiące szkolenia się i treningów, udowodniły, że ona nie jest zwyczajnie silna. Pokonywali ją tylko sprytniejsi, tacy jak Widare. Ale mało kto był równie wytrzymały.

I gdy już była blisko obozu Rhysanda, odrzuciła zaklęcie. Weszła w sam środek koszmaru po bitwie. Ranni, umierający i już martwi. Amalie westchnęła ciężko. Nie mogła im pomóc. Nic nie mogła zrobić...

-Ty! – usłyszała wściekły głos. Obróciła się błyskawicznie, dostrzegając Morrigan. Zacisnęła dłonie w pięści, gotowa do walki. Ta fae nigdy jej nie lubiła. Ale Amalie miała to gdzieś. Oblizała tylko usta i uśmiechnęła się szyderczo, gdy blondynka przeciskała się w jej kierunku. – Gdzieś ty była?! – warknęła na nią.

-Wpadłam na pogawędkę do starych znajomych – odparła, nonszalancko wzruszywszy ramionami. Morrigan zgrzytnęła wściekle zębami.

-Ty i Feyra... Jesteście takie same – parsknęła. Amalie nie wiedziała co o tym myśleć, ale nie miała czasu się zastanowić. Morrigan wymierzyła jej cios, ale hybernijska szkoła sprawiła, że Amalie uniknęła go jednym płynnym ruchem. Zmarszczyła brwi.

-Daruj sobie, Morrigan – warknęła. Czy ona postradała zmysły? – Nie chcesz tutaj naszej walki. Któregoś dnia może. Jak przeżyjemy tę wojnę. Ale nie dziś.

-A co? Nie masz odwagi? – zaszydziła. Amalie zmrużyła oczy. Morrigan była potężna. Ale Amalie niewiele jej ustępowała. I ta blond suka ją podpuszczała.

-Z miłą chęcią nauczę cię kilku rzeczy w stosownym momencie. A teraz łaskawie powiedz, czego chcesz! – syknęła Amalie. Morrigan mierzyła ją spojrzeniem. Prześwietlała ją. I w jednej chwili z jej twarzy odpłyną gniew. Wyglądała na zmęczoną.

-Cokolwiek chciałaś zrobić, było to nierozsądne. Feyra wiedziała, że zniknęłaś, ale Rhysa nie było w obozie, a bitwa...

-Wygraliśmy – powiedziała Amalie. Musieli wygrać. MUSIELI!

-Tak – potwierdziła Morrigan. – Ale Feyra chciała cię znaleźć. A ty zniknęłaś. Po prostu rozpłynęłaś się w powietrzu. Gdzie byłaś? – popatrzyła na nią badawczo. Zbyt przenikliwie. Zbyt...

-Chciałam zabić króla – oznajmiła. Morrigan z sykiem wciągnęła powietrze. Popatrzyła na Amalie z niedowierzaniem. – Ale mi się nie udało. Nie było go tam. Na polu bitwy też nie. Gdziekolwiek się udał, planuje coś wielkiego. A my nie wiemy co – dokończyła. Miotali się. Król Hybernii od pięciu wieków przygotowywał się do tej wojny.

Prawda była taka, że nie mieli z nim najmniejszych szans.      


~*~

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!


Zdrajczyni ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz