Feyra została wprowadzona do sali. Tamlin siedział u boku królowej, i jak zauważyła Amalie, zawsze zajmował to miejsce. Czyżby Amarantha liczyła, że w końcu zaciągnie go do łóżka? Co było takiego pociągającego w złotowłosym, zielonookim Tamlinie, że kobiety go uwielbiały? Może chodziło o tę nieokrzesaną naturę? Cóż, maska zasłaniała część jego twarzy, więc Amalie nie wiedziała jak książę dokładnie wyglądał. Klątwa Amaranthy była okrutna.
Wtedy Amarantha się odezwała. Amalie czekała w tłumie fae.
-... Wiesz, ostatniej nocy nie mogłam zasnąć i dopiero rano zrozumiałam dlaczego – zlustrowała Feyrę nieprzyjemnym spojrzeniem. Amalie uznała, że patrzy na jej siostrę jak drapieżnik na ofiarę. – Nie znam twojego imienia. A skoro mamy być tak bliskimi przyjaciółkami – Amalie miała ochotę parsknąć – przez najbliższe trzy miesiące, powinnam je znać, przyznasz mi chyba rację?
Feyra milczała, a Amalie chciała na nią nawrzeszczeć. Niech poda tej suce swoje imię i oszczędzi sobie cierpienia. Amarantha chciała się zabawić. A w jej przekonaniu dobra zabawa równała się zabiciu kogoś.
-No dalej zwierzątko. Ty znasz moje imię, chyba więc będzie uczciwie jak ja poznam twoje? – Wtedy attor przeszedł przez rozstępujący się przed nimi tłum. Amalie spuściła głowę i ukryła się za wyższymi fae. Attor był sługą króla Hybernii, nie Amaranthy. Służył jej z jego rozkazu, ale nikt o tym nie wiedział.
Poza szpiegami króla, takimi jak Amalie.
-Rhysandzie – Amalie zerknęła z ciekawością na dziwkę Amaranthy. Zagwizdałaby z uznaniem, gdyby nie fakt, że w tym samym momencie poczuła przemożną ochotę by uciec. Rhysand był najpotężniejszym księciem Prythianu. Kiedyś. Zanim Amarantha uwięziła jego moce. Ale mimo to wciąż napawał wszystkich obecnych lękiem. Nikt nie znał granic jego mocy. Ani nikt nie sprzeciwiłby mu się. Rhysand to imię mężczyzny, którym pogardzano, a jednocześnie się go bano. Amalie nie była głupia. Nie zamierzała wchodzić mu w drogę. Ani jemu, ani żadnemu z książąt Prythianu.
-Czy to tę dziewczynę widziałeś w rezydencji Tamlina? – zapytała Amarantha. Rhysand strzepnął z rękawa tuniki niewidzialny pyłek i przyjrzał się Feyrze.
-Chyba tak – nawet głos miał piękny. Amalie doceniła barwę i ton, które kojarzyły jej się z mrocznymi melodiami, jakie czasem grywała na fortepianie. Z nocą. Ciemną, spokojną nocą... Nie słuchała dalszej wymiany zdań między Amaranthą i Rhysandem. Wychodziło na to, że książę kłamał. Amalie ani przez chwilę mu nie uwierzyła, kiedy zaprzeczał, że nie zna i nie zapamiętał Feyry...
Amalie zerknęła na nich ponad ramionami fae. Wszyscy byli ciekawi tej rozgrywki. Rozgrywki między człowiekiem i królową, jak czasem nazywano Amaranthę. Amalie chciała złapać te jej rude kudły i jej niewiarygodnie piękną twarzą grzmotnąć w najbliższą ścianę. A potem tłuc ją tak długo, aż mięśnie odpadną od kości, a suka będzie błagać o litość.
Niestety, byłby to tylko jej marzenia. Ale możliwe, że gdy król znudzi się Amaranthą, Amalie zajmie jej miejsce...
-Jeśli tak bardzo chcesz bawić się w podchody, moja mała, sądzę, że wszyscy możemy się przy tej okazji rozerwać – stwierdziła w końcu Amarantha. Amalie zaczęła się zastanawiać co też tym razem się stanie. Odkąd Feyra przybyła pod Górę, życie zrobiło się niesamowicie ciekawe. Nie zabiją jej. Nie zbyt szybko. To byłoby marnotrawco. A Amarantha niczego nie marnowała. Królowa spod Góry pstryknęła palcami, a attor wyciągnął z tłumu jakiegoś rudowłosego fae w zielonej tunice. Sądząc po minie Feyry, znała go.
-Chwyć go za umysł – rozkazała Rhysandowi. – Jej imię pośle?- zażądała Amarantha, a Amalie po czasie przypomniała sobie, że to Lucien. Niegdyś mieszkaniec Dworu Jesieni, syn tamtejszego księcia. Teraz poseł na dworze Tamlina. Amalie oddała sprawiedliwość Lucienowi, że niczego nie powiedział. Zacisnął tylko powieki i czekał.
-Feyra! Nazywam się Feyra! – krzyknęła z paniką jej siostra.
-Feyra... Stare imię, z jednego z naszych wczesnych dialektów. Cóż, Feyro, obiecałam ci zagadkę.
Niektórzy szukają mnie przez życie całe, lecz nigdy się nie spotykamy,
Pocałunek zaś ofiaruję tym, którzy nie depczą mnie swymi stopami.Niektórzy mówią, że łaskami swymi obdarzam mądrych i gładkich,
Lecz me błogosławieństwo jest dla tych, którym nie brak odwagi.Zazwyczaj me działanie zdaje się wszystkim darem cudnym,
Lecz wzgardzona staje się potworem do pokonania trudnym.I chociaż każdy cios mój góry kruszyć by pozwolił,
Gdy zabijam, robię to bardzo powoli...Amalie zamarła. Obracała słowa zagadki w głowie. To było coś prostego. Tak prostego, że Feyra mogła na to nie wpaść. I widząc jej minę, a także słysząc szyderczy śmiech zebranych fae, Amalie była już pewna, że jej siostra polegnie.
***
Amalie krzątała się po korytarzach władztwa Amaranthy. Sprzątała, pomagała, gotowała. Była nikim. Zjawą. Taką, na którą się nie patrzy, którą się ignoruje, jak powietrze. Jak cień. Pierwszego dnia uwięzienia Feyry, sama zaniosła jej posiłek. Nikt tego nie chciał zrobić, a Amalie podejrzewała, że prędzej zagłodzą jej siostrę, niż ktoś narazi się Amarancie. Robiła jakiś prosty posiłek, zanosiła Feyrze, gdy ta spała, i wymykała się nim jej siostra mogłaby coś zauważyć. Tak mijały dni.
Amalie nie chciała zobaczyć pierwszej próby Feyry. Amarantha z pewnością wykaże się kreatywnością, a w to szarowłosa nie wątpiła. Już rozpytywała o Feyrę. O jej zainteresowania, życie. A lizusy gromadziły informacje i na wyścigi biegli do królowej. Dziewczyna przypuszczała, że to co spotka jej głupią, młodszą siostrę...
-Ej ty! – głos fae przerwał jej rozmyślania, gdy szorowała podłogę. Wstała i ukłoniła się nisko. Fae wysokiego rodu. Świetnie! – Czego tu szukasz?
-Sprzątam, panie – odparła Amalie przybierając skruszony ton.
-Akurat tutaj? – szyderstwo. Amalie zgrzytnęła zębami.
-Takie dostałam polecenie – odparła. Kłamała jak z nut. Szpiegowanie. Infiltracja. Informacje. Amalie musiała to robić. A potem zda raport królowi. Choć fae doprowadzili do mistrzostwa mówienie prawdy i kłamanie za razem. Amalie nazywała to kreatywną prawdą. Przecież nie skłamała! Miała sprzątnąć, więc sprzątała. A król chciał informacji, więc rozkazy wypełniała wiernie. Chociażby o książętach Prythianu. Chciał wiedzieć o nich wszystko. Kim są, czym się zajmują, co kochają, czego się boją i wiele innych. A ona gromadziła informacje. Była w tym dobra. Aż za dobra.
-Polecenie – prychnął. Kopnął kubeł wody, który miała. Amalie nawet nie uniosła wzroku, gdy ją mijał. Popatrzyła tylko na zachlapaną podłogę. Będzie musiała zaczynać wszystko od nowa. Tupnęła wściekle nogą.
-Świnia – mruknęła pod nosem. Poderwała się z kolan i obróciła z impetem.
I zderzyła z kimś.
Nie, nie Z KIMŚ.
Z Rhysandem, księciem Dworu Nocy.
![](https://img.wattpad.com/cover/123019812-288-k70479.jpg)
CZYTASZ
Zdrajczyni ✔
Fiksi PenggemarTom I Amalie Archeron jest najstarszą pośród czterech sióstr Archeron. Od dzieciństwa wyróżniał ją niezwykły wygląd - białe włosy i szare oczy. Przez ten wygląd rodzina ją odtrąciła. Sprzedała, by spłacić długi. Tak narodziła się nienawiść, trawi...