15

1.2K 95 2
                                    

Amalie klęczała przed tronem króla. Pochylała ciało w ukłonie, choć wszystko ją bolało po starciu z Amaranthą. Czekała. Jej raport nie zrobił wrażenia na jego wysokości. Wyglądał, jakby właśnie tego się spodziewał.

Że ostatecznie złamie jego rozkazy.

-Dobrze – postukał palcem w kolano. Miał założoną nogę na nogę w niedbałym geście. Zbyt swobodnym, by Amalie się nie wzdrygnęła. – To, że znają twoje imię to prawdziwa niedogodność, ale cóż... Trudno. Nie wiedzą skąd pochodzisz, skąd się tam wzięłaś, choć zapewne już cię szukają.

-Wybacz mi, panie – pochyliła niżej głowę, obnażając kark. Gest poddaństwa. Mógł ją zabić. Z dziecinną łatwością. A ona się nie bała. Okazywała to każdym swym gestem. Ale też nie była głupia. Już drugi raz złamała rozkaz.

-Myślę, że szorowanie wychodków przypomni ci, kto jest twoim władcą – mruknął. – Przez pół roku – dodał, a Amalie prawie odetchnęła z ulgą. Tak łaskawa kara! Cóż za niespotykane szczęście. – Nie wolno opuszczać ci wyspy. Masz trenować nadal, ale nie pokazuj mi się na oczy. Porozmawiamy po tym czasie.

-Dziękuję, Wasza Wysokość – powiedziała szczerze, a potem wyszła. Gdy dobrnęła do swoich komnat, opadła z ulgą na łoże. Król odsunął ją, pewnie. Ale nie okaleczył i nie wtrącił do lochów. Miała dużo szczęścia. Więcej niż ostatnim razem.

Przekręciła się na plecy.

Tak, miała sporo szczęścia. Ale czy to nie był kolejny test? Amalie nie mogła być pewna. Dowiedziała się zbyt wiele pod Górą. Przypomniała sobie rozmowę, którą podsłuchała miesiąc temu. Może to była część planu... Włącznie z jej nieposłuszeństwem. Może to wszystko było obliczone...

Ale na co? Zamachała stopą, założyła ręce za głową i wpatrywała się w baldachim. Co mógł zyskać król na śmierci Amaranthy?

Stracił kontrolę nad Prythianem. Amarantha miała w swojej garścią wszystkich siedmiu książąt. Teraz byli wolni. I ich moce również. Potencjalna sojuszniczka, jaką była Amarantha, zginęła, a zamordowała ją Amalie. I nie spotkała ją z tego powodu żadna, dotkliwa kara. Więc? Co on na tym zyskał?

Cóż, Amalie się tego w końcu dowie. Wojna wybuchnie. I to już niedługo. A Prythian nie był wciąż na nią gotowy. Zwłaszcza po prawie pięćdziesięciu latach niewoli, jakie zafundowała im Amarantha, niszcząc dwór po dworze.

I może to właśnie był klucz. Prythian był osłabiony. Niestabilny. Książęta sobie nie ufali. Nie sprzymierzyliby się. Nie byliby w stanie. Może kilku... Ale ta ich zawiść! Amalie widziała ją pod Górą na każdym kroku! Wszyscy tam pragnęli władzy. Ale czy którykolwiek z nich umiał ją sprawować? Czy wszyscy trzęśli się po prostu przed ich potęgą?

Cóż, mało ją to obchodziło. Chciała rozgryźć plany króla. Ale ten odsunął ją na pół roku. Świetnie. Więc będzie wypełniać obowiązki, będzie czyścić wychodki i zapewne stajnie. Będzie trenować. I będzie węszyć. To, że wypadła z łask, mogło rozwiązać kilka języków.

Amalie uśmiechnęła się drapieżnie na samą myśl o czekającym ją wyzwaniu.


***


Mijały tygodnie. Treningi były jeszcze cięższe, niż wcześniej. Okładano ją bez litość. Potem szła szorować kible w całym zamku. Obolała, zmęczona i zbyt wściekła, by o czymś myśleć. Nie zastanawiała się zbyt wiele. Poświęciła się treningom i księgom w bibliotece. Zaszywała się tam i udawała, że jej nie ma.

Zdrajczyni ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz