27

948 66 21
                                    

Rhysand wciąż się w nią wpatrywał, aż Amalie poczuła się nieswojo. Zaczęła się wiercić pod tym spojrzeniem oczu w kolorze najgłębszego granatu.

-Czemu się tak na mnie gapisz? – nie wytrzymała. Rhysand uniósł brwi i parsknął śmiechem.

-Nie wiedziałem, że to cię drażni.

-Wiedziałeś – zaprzeczyła. – Dlatego się tak we mnie wpatrywałeś – odparła. Nie skomentował. – Ponawiam pytanie, co zamierzasz ze mną zrobić?

-Nic. Nie mogę ci rozkazywać – wzruszył ramionami.

-Ja... - Amalie się zawahała. – Służyłam królowi. Może będę wstanie przedostać się do obozu i go zabić – powiedziała powoli.

-Nie – uciął Rhysand ostro.

-Co? To może być nasza szansa! – popatrzyła na niego zdumiona.

-Nie.

-Nie boję się ryzyka! Cholera, mogę tam umrzeć, ale jeśli go zabiję, to umrę szczęśliwa!

-Nie. Będziesz tu potrzebna.

-Nie prawda! – ryknęła. Odchrząknęła, widząc zaskoczony wzrok przechodzących nieopodal fea. – Nie będę wam potrzebna. A tylko ja mogę tam wejść niepostrzeżenie.

-Zabiją cię. Nikt nawet nie będzie się zastanawiał. Za zdradę król każe zrobić ci straszne rzeczy...

-Wiem – ucięła lodowato. – Zapominasz, że sam mnie szkolił. Nie jestem jak moje siostry – powiedziała z nagłą goryczą. – Nie miałam szczęśliwego życia. Przez dekadę walczyłam, by przetrwać w tamtym środowisku. Próbowałam pozbyć się wszystkiego co ludzkie, co czyniło mnie człowiekiem... - słowa wylewały się z jej ust i za nic nie potrafiła ich powstrzymać. Czuła zdradzieckie łzy pod powiekami, ale głos jej nie zadrżał. – Ale przegrałam. Jak zobaczyłam Feyrę na Dworze Wiosny, przegrałam – powiedziała ze smutkiem. – Dokonałam wyboru. I wybrałam przeszłość. Moje ludzkie życie. Wspomnienia moich młodszych sióstr, małej Feyry, która tak ślicznie malowała, czy kochającej kwiaty Elainy, albo doskonale opanowanej, perfekcyjnej Nesty – nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Jej siostry. Jej młodsze siostry. Zrobiłaby dla nich wszystko.

-Więc czemu chcesz zginąć? – zapytał Rhysand, o którym Amalie zdążyła zapomnieć.

-Nie chcę. Ale jeśli tak ma być... - wzruszyła ramionami.

-Zanim postanowisz pójść na samobójczą misję... Może zastanowimy się nad jakimś rozsądnym planem? – zapytał tonem, który sugerował, że Amalie w żadnym razie nie jest rozsądna.

-Dobrze, Rhysandzie – potaknęła potulnie.

-Rhysandzie? – zapytał ze szczerym zdumieniem. – Tak mówią do mnie tylko wrogowie.

-Nie przypominam sobie byśmy zostali przyjaciółmi – odgryzła mu się. Książę Dworu Nocy parsknął śmiechem.

-Może czas najwyższy to zmienić, Amalie Archeron.

-Pod warunkiem, że nie nazwiesz mnie więcej Archeron – parsknęła. Posłała mu szelmowski uśmieszek.

-Jak sobie życzysz, Amalie.

-Świetnie... Rhys. To na jakiż wspaniały plan wpadłeś? – zmieniła temat, usilnie starając się zignorować błysk w oczach Rysanda. I ten jego głęboki głos... Naprawdę, Rhysand... Rhys, mógłby mówić i mówić. Cokolwiek. A ona z chęcią by go słuchała.

Zdrajczyni ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz