4

1.5K 125 24
                                    

Przechadzała się ogrodami pałacowymi, w ręku trzymając rysik i arkusz papieru. Udawała, że pisze. W rzeczywistości nigdy nie miała talentu do składania rymów. Z pamięci cytowała poematy, udawała, że je zapisuje. Była pewna, że jest obserwowana. Tylko głupiec myślałby inaczej. 

Amalie nie należała do tych głupich.

Ale po jej wcześniejszym przedstawieniu tak by się mogło wydawać. Jedyna rzecz, jakiej udało jej się dowiedzieć, to to, że Tamlin jak na razie nie miał szczęścia. Nie udało mu się spełnić warunków klątwy. Amarantha była bezpieczna pod Górą. Ale Amalie nie sądziła, by wszystko szło tak gładko. Owszem, czas Tamlina uciekał. A ona nie widziała wyjścia z sytuacji, ale... 

Zawsze, ale to zawsze coś musiało pójść nie tak. Gdyby ten rok przeminął, a Tamlin nie złamałby klątwy, byłby więźniem Amaranthy na wieki. Amalie nawet nie umiała sobie wyobrazić co to oznaczało dla dumnego księcia. A druga rzecz, której wciąż nie pojmowała, to czas. Czas, który się jej nie imał. Wciąż myślała jak człowiek. Wciąż obawiała się upływających dni. Traktowała swoje życie jakby miało się zakończyć w każdej chwili.

-I co, obca? – usłyszała głos rudowłosego fea. Jak się dowiedziała, był to przyjaciel Tamlina, Lucien. Nie polubiła go. Ten cwaniacki uśmieszek, który miał przyklejony do twarzy, z wielką chęcią by mu starła jednym ciosem.

-Tu jest tak pięknie! – wykrzyknęła, nawet nie musząc udawać zachwytu. Okręciła się radośnie na pięcie, twarz miała pomazaną węglem. Wytarła dłoń o czoło, brudząc się jeszcze bardziej. Szalona artystka, ot co! Lucien skrzywił się wyraźnie, patrząc na nią jak na wariatkę. Widać, musiał jej pilnować. Rozkazy księcia, jak zgadywała.

-Jest – potaknął. Spróbował zajrzeć jej przez ramię, ale zabrała kartkę.

-Ej! To nieskończone! – obruszyła się.

-Chyba mogę zerknąć?

-Nie, nie możesz! Nie pokazują nieukończonych prac! –zaczęła zwijać kartki. Posłała mu mordercze spojrzenie. Artyści mieli to do siebie, że każdy jakoś trawił ich dziwactwa. Kolejny z plusów przemawiających za jej nową rolą. Zrobiła kilka kroków, potknęła się i wywróciła. Syknęła. Lucien zaczął się śmiać z niedowierzaniem. Spojrzała na niego spode łba. Nawet nie musiała udawać. Ten upadek był tylko częściowo zamierzony. Chciała pokazać jaka z niej niezdara, stanowiąca nikłe zagrożenie. Cóż, udało jej się.

-Pozwolisz? – wyciągnął do niej rękę. Amalie niechętnie ją chwyciła. Lucien postawił ją na nogi szarpnięciem.

-Mam na imię Arian, nie obca – burknęła, otrzepując spodnie.

-Piękne imię. Mogę ci potowarzyszyć?

-Czemu nie? – Amalie wzruszyła ramionami i rozpoczęła swój niespieszny spacerek. Każdego mężczyznę doprowadziłaby swoim tempem do szału. A już zwłaszcza, gdy zachwycała się kwiatkami, robaczkami i wszelkimi stworzonkami jakie ujrzała na swej drodze. Lucien znosił to jednak z cierpliwością i potakiwał, gdy pytała o jego opinię. Co jakiś czas wpadała na krzewy i wyciągała z włosów gałązki. Nie mogła uwierzyć, że ktoś się na to złapał! A jednak! Kilka godzin później, Lucien wyglądał na poirytowanego.

-A te noże to dla ozdoby? – zapytał w końcu. Amalie zerknęła po sobie i palnęła się w czoło, jak roztargniona ślicznotka.

-Ależ oczywiście, że nie! Potrafię rzucać, zademonstrować? – zapytała, sięgając po jeden, ale Lucien powstrzymał ją.

-Nie! Wierzę na słowo! – wykrzyknął, autentycznie przerażony. Amalie powstrzymała rodzący się w gardle śmiech. Widać jej pokazowa kiepska koordynacja ruchowa zrobiły swoje. Wszyscy mieli ją za niezdarę z bronią nienadającą się do użytku. I bardzo dobrze! Jeśli przyjdzie co do czego, zwieje zanim ktokolwiek zorientuje się z kim mają do czynienia.

-Muszę iść, trafisz do swojego pokoju? – zapytał Lucien, jakby naprawdę go to interesowało. Amalie uśmiecha się. I był to chyba pierwszy, szczery uśmiech od kiedy stanęła na ziemiach Prythianu.

-Oczywiście. To nie aż takie trudne do zapamiętania – popukała się palcem w skroń, a Lucien popatrzył na nią niepewnie. Widać, wątpił w jej zdolności. Ale Amalie się tym nie przejmowała, pożegnał i poszła dalej przed siebie. Słyszała tylko kroki rudowłosego fae w oddali, a potem zawróciła. Upewnia się, że żadne oczy już jej nie śledzą. Używała w tym celu swoich niezwykłych zdolności. Zapewne tylko książęta Prythianu mogliby poszczycić się podobnymi... Albo i nie. Amalie nie wiedziała skąd to umie, ale umiała. Nikt nie potrafił jej wyśledzić, ani odnaleźć o ile on sobie tego nie zażyczyła.

Szybkim, cichym krokiem podążyła za Lucienem. Weszła za nim do rezydencji. Przemknęła między cieniami jak zawołany szpieg. Król byłby z niej dumny! Szła wprost za fae. Lucien nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego, ale Amalie wolała dmuchać na zimne. Schowała się za kolumną i czekała. W końcu do jej uszu doleciała rozmowa, którą tak bardzo chciała podsłuchać.

Tamlin i Lucien dyskutowali. O klątwie. Amalie była tym zachwycona. Nie spodziewała się, że tak łatwo pójdzie!

-Nie! Zbyt wielu już straciliśmy – Tamlin wyraźnie sprzeciwił się jakiemuś pomysłowi Luciena. A może czemuś, co już wcześniej w ich rozmowach wypłynęło? Amalie nie mogła tego wiedzieć.

-Tamlinie, musimy spróbować!

-A co z tą przybłędą? – pogarda w głosie Tamlina aż razi. Amalie skrzywiła się. Szkoda, że nie może mu dokopać. Szkoda, że nie może pokazać kim i czym jest naprawdę.

-Nic. Jest nieszkodliwa – słychać wyraźne lekceważenie w słowach Luciena. Amalie mogłaby sobie pogratulować. – Nie patrz tak! Powinieneś ją widzieć! Potyka się o własne nogi! – rzuca Lucien, a potem chichocze.

-I pojawiła się akurat teraz? – Tamlin wciąż nie dowierza. A Amalie wciąż słucha i wciąż jest na niego wściekła.

-Przypadek, Tam. Napisze kilka wierszy i uda się dalej.

-Dokąd niby? – parsknął Tamlin. – Obserwuj ją. Kocioł jeden wie skąd się tu wzięła!

-Jak chcesz. Ale uważam, że są ważniejsze rzeczy, niż...

-Dość! – Tamlinowi wyraźnie puszczały nerwy. Amalie wyjrzała. Dostrzegła, że Lucien skulił się pod naporem tonu Tamlina. Musiała się wycofać. Niczego więcej nie usłyszy.

Ale ten dzień i tak był udany. Amalie wyrobiła sobie odpowiednią reputację. Nikt jej nie doceniał, poza podejrzliwym księciem, ale i z nim sobie poradzi.

Tego była pewna!  

Zdrajczyni ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz