Gdy w końcu sobie o niej przypomnieli, Amalie straciła nadzieję. Wyciągnięto ją z lochu, uleczono rany i zostawiono w jej komnatach.
Zostawili ją samą, by zajęła się doprowadzeniem do ładu.
Zerwała ubranie, ciężkie od zakrzepłej krwi i cuchnące. Na Kocioł! Jakże śmierdziała!
Odrywanie materiału od ciała nie było przyjemne. Było koszmarem. Ale Amalie zrobiła, co musiała. A potem wzięła bardzo długą kąpiel. Zbyt zmęczona na cokolwiek innego.
***
-Król cię wzywa – służąca pokazała się w drzwiach. Amalie nie zaszczyciła jej spojrzeniem. Wyszła z wanny, ociekając wodą. Zostawiała ślady stóp na marmurze. A potem ubrała się w męski strój. Nie zamierzała się stroić. Prosta, czarna koszula i skórzane spodnie wystarczyły. Ścisnęła talię pasem, zapięła złote klamerki. Włosy związała w warkocz, co całkowicie nie pasowało do dworu, ale Amalie miała już dość przejmowania się tym co wypada. Była na to zbyt zmęczona.
I zła. Król potraktował ją niesprawiedliwie! Mógł ją zabić. Oszczędzić upokorzenia i cierpień. Ale nie. Wybrał TO. A Amalie już dawno pozbyła się czegoś takiego jak wstyd. Pozostał za to gniew. Paląca furia.
Nigdy nie była wściekła na króla. Aż do tej pory. Wszystko się zmieniło. Widok siostry, której nie widziała od tylu lat, wiedza co czeka ludzką dziewczynę, gdy Amarantha się o niej dowie...
Zacisnęła dłonie w pięści. Nie. Amalie nienawidziła swojego ojca. Nienawidziła za to, że ją sprzedał, ale czy Feyra zasługiwała na jej nienawiść? Czymże zawiniła? Była tylko dzieckiem! Dzieckiem, które...!
Weź się w garść, Amalie! Co się stało, to się niedostanie! Skarciła się w myślach. Przekroczyła próg komnat króla. Skłoniła się nisko i pozostała na kolanach. Czekała. Czuła na sobie wzrok fae z dworu. Szyderstwo. Nienawiść. Pogarda. Była dla nich nikim. Zawiodła króla. Zawiodła pokładane w niej nadzieje...
-Możesz zmyć swoją hańbę – powiedział król po bardzo długiej chwili ciszy. Był już spokojny. Miejsce u jego boku zajęła inna fae. Amalie odczuła to jak policzek. Pochyliła się niżej. – Udasz się pod Górę. Chcę byś meldowała mi o wszystkim, co się tam dzieje. Masz się nie wychylać i udawać członkinię jednego z Dworów...
-Wasza Wysokość, doskonały będzie Dwór Zimy – odezwała się melodyjnym głosem fae u boku króla. Amalie przysięgła sobie, że zabije sukę. Gdy to wszystko się już skończy. Gdy wróci. – Jej uroda idealnie do niego pasuje – zapamięta ten jadowity głos. Zapamięta. I wyrwie jej język. Na początek. A potem zajmie się resztą.
-Służę, Wasza Wysokość – powiedziała Amalie.
-Taaak, służysz... - zamruczał król. – Chcę byś miała oko na Amaranthę i wszystkich książąt. Znajdują się pod Górą. Tamlin również – dodał od niechcenia. Amalie w jednej chwili uświadomiła sobie, że być może Feyra...
Jej siostra musiała umrzeć. I nie uwolniła księcia Dworu Wiosny.
-Rozumiem – dotykała już czołem podłogi. Amalie płaszczyła się, a to bawiło wszystkich zgromadzonych. Cóż, niech myślą sobie co chcą. Ona im pokaże. Oblizała usta na myśl o tym, co zrobi. O tak...
-Ruszaj, Arian.
Amalie bez słowa wstała z klęczek, ukłoniła się lekko i wyszła.
Feyra nie żyła.
Jej młodsza siostra zapewne została zamordowana.
A serce Amalie nawet nie drgnęło. Feyra... Mała Feyra, która tak kochała malować... Feyra, która jako jedyna podziwiała jej dziwny wygląd...
Przemieniona odsunęła te wspomnienia. Zamknęła swoje serce dla każdego, kto mógłby ją wykorzystać. Miała misję. Przez swoją głupotę straciła zaufanie króla. Przez miłosierdzie straciła pozycję na dworze. Ale to był koniec. Teraz nie zawiedzie. Nie było takiej szansy!
***
Dwór Amaranthy był wzorowany na Dworze Nocy. Amalie nigdy tam nie była, słyszała tylko plotki. A te nie oddawały grozy jaką budziły w niej jaskini i zamknięcie pod ziemią. Przeniknięcie tutaj było banalnie proste. Związała długie włosy w warkocz, spuściła głowę i udawała służącą. Nic nieznaczącą, szarą myszkę. Kolejna prosta rzecz. Choć jej włosy wciąż rzucały się w oczy. Musiała wetrzeć w nie pył. By zmatowiały i straciły blask. By były szare i sztywne. Oczu niestety ukryć nie mogła. Ta lodowata szarość... Cóż, nie będzie podnosić wzroku. Najwyżej...
A teraz musiała tylko grzecznie obserwować Amaranthę i tych nadętych dupków, fea wysokiego rodu. Obiecała sobie, że któregoś dnia to ona będzie patrzeć na nich z góry.
Gdyżbyła w końcu Arian. Niegdyś ulubienica króla Hybernii. Teraz znowu powróci dołask.
***
Była w komnacie z białej skały. Sufit podtrzymywały kolumny. Stała w tłumie fae, gdy attor wprowadził Feyrę. Amalie chciała zakląć szpetnie. W myślach to zrobiła. Klęła jak szalona. Feyra żyła, ale do cholery! Co ona tu robiła?! Przecież Tamlin...!
Amalie stała i słuchała. A to co słyszała nie mieściło jej się w głowie. Jej siostra pokochała Tamlina i przyszła po niego! Cóż za idiotka! Targowała się z tą suką Amaranthą o życie Tamlina! Amalie nie mogła i nie chciała w to uwierzyć! Ale stało się. Kobiety dobiły targu. Feyra miała trzy zadania do wykonania, a gdy już je wykona, to uwolni Tamlina i cały jego dwór. Albo rozwiąże zagadkę Amaranthy i zadania może sobie darować.
Amalie uznała, że Feyra straciła rozum. Po cholerę wracała po księcia fae? Nie byli nawet z jednej rasy! A mimo to... A mimo to jej siostra wróciła. Srebrnowłosa zastanowiła się jednak nad czymś innym. Kiedy jej siostrę bito, kiedy dwór Amaranthy się nad nią znęcał, Amalie stała i patrzyła. Patrzyła na katowaną Feyrę, a jej serce... Było puste. Wiedziała, że za to co Amarantha zrobiła i co jeszcze zrobi, Amalie będzie chciał ją zabić. Może i nie darzyła swych sióstr głębokim uczuciem, ale to wciąż była jej krew. Jej ludzkie życie. Jej wspomnienia.
To jedyny powód, dla którego Amalie obiecała sobie, że pomoże Feyrze.
By zniszczyć Amaranthę.
I by Amalie wróciła do łask swojego króla.
CZYTASZ
Zdrajczyni ✔
FanfictionTom I Amalie Archeron jest najstarszą pośród czterech sióstr Archeron. Od dzieciństwa wyróżniał ją niezwykły wygląd - białe włosy i szare oczy. Przez ten wygląd rodzina ją odtrąciła. Sprzedała, by spłacić długi. Tak narodziła się nienawiść, trawi...