22

1K 81 0
                                    

Przeciągnęła się, gdy usłyszała kroki. Otworzyła jedno oko i zerknęła na samego księcia Dworu Nocy, który zaszczycił swą znamienitą obecnością obskurną celę. Rhysand prezentował się nienagannie w swojej eleganckiej, czarnej marynarce wyszywanej złotą nicią. Podobnie nosił się pod Górą. Zawsze w czerni, zawsze gustowny.

A Amalie wyglądała jak jego przeciwieństwo. Szara, nijaka, wybrudzona i arogancka ponad miarę. W tym jednym byli do siebie podobni.

-Czego? – warknęła. Nie najlepszy początek rozmowy. Możliwe, że powinna trzymać język za zębami. Cóż, to nie było w jej stylu. Przy Rhysandzie była zadziwiająco zuchwała. Książę przyglądał jej się przez pełną minutę, nawet nie mrugając.

-To ja powinienem o to zapytać. Czego TY chcesz?

-Macie wojnę do wygrania, sądziłam, że każda pomoc się wam przyda... Jakoś nie widzę, by sojusznicy walili do was drzwiami i oknami – zakpiła. Nie spodziewała się tego. Nie wiedziała czemu, ale tutaj trudno było jej się zachowywać powściągliwie. Zwłaszcza, gdy swymi fioletowymi oczami mierzył ją właśnie ten mężczyzna.

-To nie twoja sprawa.

-Więc mam rację – pokiwała głową. – Jak Adriata?

-To też nie twoja sprawa – uciął Rhysand.

-Czy Tarquin przeżył? – zapytała, wspominając księcia Dworu Lata. Białowłosego, władającego wodą. Rhysand milczał. Amalie westchnęła. – Miejmy to za sobą. Pytaj, nie mam nic do ukrycia – rozłożyła ręce. Cóż, w sumie to miała sporo do ukrycia, ale po co było kłamać? W tym momencie nie najlepiej by na tym wyszła.

-Pod Górą... - zaczął, ale Amalie mu przerwała.

-Poznałam Feyrę już wcześniej, ale ona mnie nie. Pod Górą znalazłam się z rozkazu króla Hybernii. Miałam dopilnować, by straciła swoją śliczną główkę - wyjaśniła zdawkowo. 

-Zawiodłaś – nie było to pytanie, ale Amalie i tak skinęła głową.

-Coś jeszcze? – mruknęła, oglądając swoje brudne paznokcie.

-Ona cię nie rozpoznała – Amalie wiedziała, że nie mówił o Feyrze. 

-Amarantha nigdy nie interesowała się kimś tak... nieistotnym jak ja. Nie pamiętała nawet mojego imienia – wzruszyła ramionami. – Z drugiej strony swoją arogancję i zaślepienie przypłaciła życiem.

-Zdradziłaś króla. Czemu?

-Byłeś tam, widziałeś co zrobił – zacisnęła dłonie w pięści. Popatrzyła na niego z furią w oczach koloru błękitnej stali. - Sądzisz, że mogłabym aż tak nienawidzić moje siostry, by pozwolić na to? By nie zareagować? – parsknęła gorzkim śmiechem. - Miałam swoje powody, by odejść. Po dekadzie na Hybernii, mogłam się spodziewać, co król uczyni. Mogłam się domyślić... - mruknęła do siebie, krzywiąc się jednocześnie. Mogła. Mogła to wszystko przewidzieć. Mogła zrobić wiele rzeczy. A nie zrobiła nic.

-I teraz próbujesz odkupić swoje winy? – kpina w głosie Rhysanda sprawiła, że Amalie skoczyła na równe nogi. Mięśnie zaprotestowały boleśnie.

-Nie. Nie czuję się winna. Nie z tego powodu. Ale mogę... potrafię go zniszczyć – powiedziała spokojnie. Bo mogła. Znała go najlepiej z nich wszystkich. Była tak długo jego kochanką... 

Zdrajczyni ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz