Prawda boli. Prawda nigdy nie jest łatwa. Prawda to gorzki napój do przełknięcia.
Ona wiedziała. Wiedziała, że przegrają. Prythian nie miał szans. Wojna nawet na dobre się nie zaczęła, a oni już przegrali. Amalie myślała intensywnie. Gdzie król mógł ukryć armię? Bo to, że miał armię nie podlegało dyskusji. I miał jej więcej niż książęta.
Tylko gdzie?
Zapomniała, że rozmawiała z Morrigan. Druga po Rhysie patrzyła na nią w milczeniu. Czekała.
-Wiem gdzie król mógł zgromadzić armię – powiedziała powoli, po bardzo długim namyśle. Morrigan skinęła jej głową. – Po zachodniej stronie. Tam, gdzie jest moja rodzinna wioska.
-Jesteś pewna? – zapytała.
-Nie. Ale mogę to sprawdzić – rzuciła, już szykując w głowie plan.
-Możemy – sprostowała Morrigan. Amalie popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
-My? Jakie my? Nie ma my!
-Sama nie pójdziesz. Inaczej Rhys urwie mi głowę – stwierdziła rzeczowo Morrigan. Amalie parsknęła.
-Nie przesadzaj – machnęła lekceważąco ręką. – Mężczyźni muszą się wyspać i najeść po bitwie. A kobiety mogą trochę poszpiegować – wyszczerzyła wesoło zęby. Morrigan popatrzyła na nią jak na wariatkę. Cóż, na Amalie często tak właśnie patrzono. Jakby była niespełna rozumu. I może było w tym trochę prawdy...
-Sama nie pójdziesz.
-Sama działam najlepiej. Do tego mnie trenowano. No i już dzisiaj weszłam do hybernijskiego obozu i jakoś przeżyłam – rzuciła lekceważącym tonem, machając przy tym ręką, jakby odpędzała muchę.
-A miałaś nigdzie nie iść – odezwał się głęboki, męski głos, przez który Amalie zadrżała. Morrigan zerknęła ponad jej ramieniem, posłała szeroki uśmiech Rhysowi, a potem odeszła bez pożegnania. Amalie zaklęła.
-Cześć Rhys. Mamy piękną pogodę, nieprawdaż? – zapytała z głupią miną. Książę Dworu Nocy popatrzył na nią z niezadowoleniem.
-Coś ty sobie myślała? – zapytał cicho. Wzruszyła ramionami. – Amalie, to było niebezpieczne.
-Żartujesz? Chcesz mnie może zamknąć w Velaris i nie wypuszczać? Daj spokój! Nie jestem potulną Elainą. Mam całkiem ostre pazurki. Pilnować to ty możesz pozostałej trójki, ale ja mam zamiar coś zrobić – niespodziewanie Rhys chwycił ją za ramię. Ciemność zawirowała wokół nich. Po chwili stanęli w namiocie. Amalie rozejrzała się. Nie byli w jej namiocie. Pewnie to był namiot księcia. A Rhys...
Rhys kipiał gniewem. Tłumionym, ale mimo wszystko. Ciemność otaczała go i wiła się wokół jego sylwetki. Wyglądał... groźnie. Pięknie, ale groźnie. Amalie popatrzyła na niego z uwagą. Gdyby spróbował ją zaatakować...
-Nawet o tym nie myśl – syknął. Gdzie się podział kpiący książę spod Góry? Ten, który tak beztrosko torturował i zabijał na rozkaz Amaranthy? Ten uwodziciel, przed którym trząsł się Prythian? Rhysand nie tracił nad sobą panowania. Rhysand rozgrywał swoje gierki z mistrzowską precyzją. Rhysand... był po prostu Rhysandem. Co się z nim stało?
-O czym? – odważyła się zapytać. Była spięta. Gotowa do ataku.
-Nikt cię tu nie skrzywdzi, więc odłóż broń – powiedział, a ciemność powoli się rozwiewała. Amalie zerknęła na swoją dłoń. Faktycznie. Miała nóż w prawej ręce. Nie pamiętała, by po niego sięgała. Głęboko zakorzeniony nawyk, którego nie umiała się pozbyć. Odetchnęła spokojnie. Z wielkim trudem schowała nóż do pochwy przy pasie. Poczuła... pustkę. Musiała mieć broń. A teraz... Dłoń świerzbiła, by ponownie złapać za rękojeść. Ale się powstrzymała.
CZYTASZ
Zdrajczyni ✔
FanfictionTom I Amalie Archeron jest najstarszą pośród czterech sióstr Archeron. Od dzieciństwa wyróżniał ją niezwykły wygląd - białe włosy i szare oczy. Przez ten wygląd rodzina ją odtrąciła. Sprzedała, by spłacić długi. Tak narodziła się nienawiść, trawi...