Po wyjściu ze sklepu pana Ollivandera poszliśmy kupic dla mnie kociołek i inne potrzebne rzeczy potrzebne na lekcje eliksirów.
Idąc w stronę muru, przez który przedostaliśmy się na ulicę, na której aktualnie się znajdujemy zajadaliśmy się lodami z lodziarni Floriana Fortescue.
— Hagridzie?— zapytałam.
— Hmm? Coś się stało Eli?
Spojrzał na mnie, a ja zorientowałam się, że całą brodę ma w lodach. Cichutko się zaśmiałam po czym spytałam niepewnie:
— Jak się dostanę na peron...yyy...
— Na peron dziewięć i trzy czwarte?
— Tak...
— Oto się nie martw. Pierwszego września przyjadę po ciebie około siódmej trzydzieści, a potem pojedziemy razem na peron.
— Okej... Mam jeszcze jedno pytanie. W co mam się spakować?
— Nie masz żadnego kufra?
— Nie mam...
— To będzie trzeba go kupić.
Razem z gajowym zawróciliśmy do sklepu żeby kupić kufer a następnie odwiózł mnie do „domu". Siedząc w pokoju z wszystkim co kupiłam, postanowiłam się już spakować. Zaczęłam od ubrań, których nie miałam za dużo. Dwie pary spodni, dwie bluzki (jedną z długim rękawem, a drugą z krótkim) oraz jedną sukienkę. Wrzuciłam do kufra resztę potrzebnych rzeczy do szkoły, no i oczywiście różdżkę.
Przez trzy dni błąkałam się po sierocińcu bez celu, jakbym nigdy tego nie robiła.
W końcu nadszedł TEN dzień. Wstałam około szóstej, reszta jeszcze spała gdyż w wakacje pobudka była o siódmej trzydzieści. Kiedy upewniłam się, że nikogo nie ma na korytarzu, szybko i po cichu pobiegłam w stronę schodów, a następnie do kuchni. Na moje szczęście pomieszczenie było puste, więc podkradłam kawałek chleba i trochę sera. Gdy skończyłam jeść i już zmierzałam do wyjścia, usłyszałam czyjeś kroki. Schowałam się w rogu kuchni, za szafką. Po chwili, która zdawała się wiecznością, weszła jedna z kucharek. Przez kilka minut krzątała się po pomieszczeniu, a potem wyszła. Upewniłam się czy teren jest czysty.— „Droga wolna" szepnęłam do siebie.
Wstałam powoli, jednak kiedy postawiłam pierwszy krok, do kuchni weszła ta sama kobieta, która była tu przed chwilą.
— Co ty tutaj robisz Elizabeth? — spojrzała na mnie przeszywającym wzrokiem.
— Jaa... przyszłam coś zjeść... Skąd zna pani moje imię?
— Znam twoje imię, gdyż jako jedyna z tego sierocińca jesteś taka jak ja...
— Nie lubiana...? — spytałam prosto z mostu.
— Nie — kobieta lekko się uśmiechnęła. — Ja też jestem czarownicą. Jeśli nie wierzysz w moje słowa to uwierz w me czyny...
Po tych słowach kucharka wyjęła z fartuszka drewniany patyk, który po chwili jednak okazał się różdżką, machnęła nią i sekundę później przez pomieszczenie przeleciała łyżeczka. Przedmiot wylądował w jej dłoni, a kobieta znów się odezwała:
— Teraz mi wierzysz?
— T-tak...wierzę, ale dlaczego pani mi powiedziała, że jest pani czarownicą? Przecież mogłabym nie wiedzieć jakiego jestem pochodzenia, a pani mi by o tym powiedziała i wtedy zapewne poszła bym do, jednej z opiekunek by wszystko jej powiedzieć... — zaczął mi się słowotok.
— Wiedziałam, bo chwilę po tym jak Dumbledore przyszedł do ciebie to spotkał się ze mną i mi wszystko powiedział oraz kiedy tu trafiłaś kazał mi mieć cię na oku.
Jakiś czas siedziałam jeszcze w kuchni z kucharką, opowiadała mi trochę o Hogwarcie.
— Proszę pani, która jest godzina?
Spojrzała na srebrny zegarek zdobiący jej rękę i odpowiedziała:
— Dziesięć po siódmej, spieszysz się gdzieś?
— Właściwie to tak. Hagrid powiedział mi, że przyjedzie po mnie około godziny siódmej trzydzieści.
— Dobrze, więc leć się przygotować...
— Miło mi się z panią rozmawiało. — uśmiechnęłam się do kobiety. — Mam nadzieję, że to kiedyś powtórzymy.
— Ja też, a teraz żegnaj Elizabeth. — pomachała mi na pożegnanie.
Gdy już wychodziłam na schody, zerknęłam ostatni raz w stronę kuchni i zauważyłam w progu kobietę, pomachałam jej i zaczęłam się wspinać.
— Powodzenia w Hogwarcie!! — usłyszałam jeszcze z dołu....
CZYTASZ
my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]
FanfictionKiedy miała niecały roczek oddano ją do sierocińca. Teraz ma prawie jedenaście lat i pomimo tego, iż nie zna swoich rodziców, to za nimi tęskni. Każdego ranka, zanim otworzy oczy, ma nadzieję, że to tylko zły sen i, że za chwilę zawoła ją mama na py...