8.

541 33 5
                                    

Nie sądziłam, że kiedyś do tego dojdzie... że będę siedziała z Blackiem w jednym pomieszczeniu bez jego zniszczenia i kłótni, a jednak... i jeszcze to, że będę mówiła o tym gdzie mieszkałam do tej pory oraz to jakie dzieci z sierocińca dla mnie były...

— Nie rozumiem dlaczego te dzieciaki tak cię traktowały, przecież jesteś całkiem normalna...

— Mówisz to ty, osoba która mnie nie lubi — zdziwiły mnie jego słowa.

Chwile siedzieliśmy w ciszy, jak dla mnie dosyć krępującej. Jednak chłopak postanowił ją przerwać.

— Wiesz co właśnie sobie uświadomiłem?

— Oświeć mnie — zerknęłam na niego.

— To, że siedzimy niecałą godzinę, a ty mnie nie wyzwałaś od idiotów i tym podobnych.

— Za chwilę może to się zmienić... - uśmiechnęłam się słodko i dodałam - ...frajerze.

— Ehh...wywołałem wilka z lasu — oboje się zaśmialiśmy.

— Ej, tak w ogóle to która godzina?

Syriusz zerknął na zegarek zdobiący jego lewą rękę, jego oczy się powiększyły po czym odpowiedział:

— Dziesięć po jedenastej... znowu jesteśmy spóźnieni.

— Super! Kolejne punkty stracone i zapewne kolejny szlaban... Cudownie!

— Nie wiem jak ty, ale ja odpuszczę sobie tą lekcję i następne chyba też. Przecież i tak odjeli nam już punkty i dali ten szlaban, nic innego nie mogą nam zrobić — wzruszył ramionami, a następnie oparł głowę o ścianę.

Black ma rację, może ja też nie pójdę na kolejne lekcje... nie jestem pewna. Przez niego nic już nie wiem! Najpierw kłócimy się na korytarzu potem on przychodzi mnie przeprosić a na sam koniec opowiadam mu swoją historię życia... najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że okazał się całkiem spoko... kolegą? Chyba tak mogę to nazwać.

— Zostaję z tobą — z moich ust wydobyły się słowa o które w życiu bym się nie spodziewała, że zostaną skierowane w jego stronę.

•Perspektywa Syriusza•

Ja i Elizabeth, tak Elizabeth Johnson, siedzimy w pokoju życzeń. Postanowiliśmy, że nie będziemy siedzieć na zimnej posadzce w łazience, a pójdziemy do pokoju życzeń, gdzie zażyczyliśmy sobie pięknej polny. Rosło tam mnóstwo kolorowych kwiatów, kilka drzew a w oddali słychać było szum strumyka i śpiew ptaków. Idealne miejsce aby się zrelaksować. Siedzę pod jednym z drzew i obserwuję robiącą wianek Liz. Muszę przyznać, że dziewczyna wygląda bardzo słodko kiedy jest skupiona na czynności, którą teraz wykonuje. W ogóle ona jest bardzo ładna... fajnie by było gdybyśmy się już nie kłócili, ale my się przecież nie lubimy, a dzisiaj tylko chwilowo zakopaliśmy topór wojenny. Jednakże to nie znaczy, że chcę się z nią kłócić. Tak naprawdę wolałbym się z nią przyjaźnić. W sumie to nawet nie wiem dlaczego się kłócimy. Może lubię jak się złości? Wtedy słodko wygląda, prawda? Nie... dobra tak, ale to nic nie znaczy. W tym momencie Liz spojrzała w moją stronę, uśmiechnąłem się do niej co a ona odwzajemniła. Moje serce wtedy zabiło szybciej, tak mi się wydaje, że to serce. Pierwszy raz poczułem coś takiego. Podoba ci się... Wcale nie! Jest ciepło a ja za długo jestem na słońcu... to dlatego, chyba. Zamknąłem oczy z nadzieją, że to pomoże mi przestać myśleć o blondynce, jednak nic z tego gdyż chwilę później usiadła obok mnie.

— Zobacz udało mi się go skończyć — oznajmiła uśmiechnięta.

— Ładny, gdzie nauczyłaś się robić takie wianki?

my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz