Nie sądziłam, że kiedyś do tego dojdzie... że będę siedziała z Blackiem w jednym pomieszczeniu bez jego zniszczenia i kłótni, a jednak... i jeszcze to, że będę mówiła o tym gdzie mieszkałam do tej pory oraz to jakie dzieci z sierocińca dla mnie były...
— Nie rozumiem dlaczego te dzieciaki tak cię traktowały, przecież jesteś całkiem normalna...
— Mówisz to ty, osoba która mnie nie lubi — zdziwiły mnie jego słowa.
Chwile siedzieliśmy w ciszy, jak dla mnie dosyć krępującej. Jednak chłopak postanowił ją przerwać.
— Wiesz co właśnie sobie uświadomiłem?
— Oświeć mnie — zerknęłam na niego.
— To, że siedzimy niecałą godzinę, a ty mnie nie wyzwałaś od idiotów i tym podobnych.
— Za chwilę może to się zmienić... - uśmiechnęłam się słodko i dodałam - ...frajerze.
— Ehh...wywołałem wilka z lasu — oboje się zaśmialiśmy.
— Ej, tak w ogóle to która godzina?
Syriusz zerknął na zegarek zdobiący jego lewą rękę, jego oczy się powiększyły po czym odpowiedział:
— Dziesięć po jedenastej... znowu jesteśmy spóźnieni.
— Super! Kolejne punkty stracone i zapewne kolejny szlaban... Cudownie!
— Nie wiem jak ty, ale ja odpuszczę sobie tą lekcję i następne chyba też. Przecież i tak odjeli nam już punkty i dali ten szlaban, nic innego nie mogą nam zrobić — wzruszył ramionami, a następnie oparł głowę o ścianę.
Black ma rację, może ja też nie pójdę na kolejne lekcje... nie jestem pewna. Przez niego nic już nie wiem! Najpierw kłócimy się na korytarzu potem on przychodzi mnie przeprosić a na sam koniec opowiadam mu swoją historię życia... najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że okazał się całkiem spoko... kolegą? Chyba tak mogę to nazwać.
— Zostaję z tobą — z moich ust wydobyły się słowa o które w życiu bym się nie spodziewała, że zostaną skierowane w jego stronę.
•Perspektywa Syriusza•
Ja i Elizabeth, tak Elizabeth Johnson, siedzimy w pokoju życzeń. Postanowiliśmy, że nie będziemy siedzieć na zimnej posadzce w łazience, a pójdziemy do pokoju życzeń, gdzie zażyczyliśmy sobie pięknej polny. Rosło tam mnóstwo kolorowych kwiatów, kilka drzew a w oddali słychać było szum strumyka i śpiew ptaków. Idealne miejsce aby się zrelaksować. Siedzę pod jednym z drzew i obserwuję robiącą wianek Liz. Muszę przyznać, że dziewczyna wygląda bardzo słodko kiedy jest skupiona na czynności, którą teraz wykonuje. W ogóle ona jest bardzo ładna... fajnie by było gdybyśmy się już nie kłócili, ale my się przecież nie lubimy, a dzisiaj tylko chwilowo zakopaliśmy topór wojenny. Jednakże to nie znaczy, że chcę się z nią kłócić. Tak naprawdę wolałbym się z nią przyjaźnić. W sumie to nawet nie wiem dlaczego się kłócimy. Może lubię jak się złości? Wtedy słodko wygląda, prawda? Nie... dobra tak, ale to nic nie znaczy. W tym momencie Liz spojrzała w moją stronę, uśmiechnąłem się do niej co a ona odwzajemniła. Moje serce wtedy zabiło szybciej, tak mi się wydaje, że to serce. Pierwszy raz poczułem coś takiego. Podoba ci się... Wcale nie! Jest ciepło a ja za długo jestem na słońcu... to dlatego, chyba. Zamknąłem oczy z nadzieją, że to pomoże mi przestać myśleć o blondynce, jednak nic z tego gdyż chwilę później usiadła obok mnie.
— Zobacz udało mi się go skończyć — oznajmiła uśmiechnięta.
— Ładny, gdzie nauczyłaś się robić takie wianki?
CZYTASZ
my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]
Fiksi PenggemarKiedy miała niecały roczek oddano ją do sierocińca. Teraz ma prawie jedenaście lat i pomimo tego, iż nie zna swoich rodziców, to za nimi tęskni. Każdego ranka, zanim otworzy oczy, ma nadzieję, że to tylko zły sen i, że za chwilę zawoła ją mama na py...