•Perspektywa Lily•
W trakcie śniadania Liz powiedziała, że musi coś załatwić a potem wyszła z Wielkiej Sali. Nie wiem gdzie poszła ani po co, ale jestem strasznie ciekawa.
— Lily!
Zobaczyłam jak ktoś macha mi przed twarzą ręką.
— Co? Co się stało?
— Lils, mówiłam, że idę z Remusem na błonia.
— Okej, baw się dobrze — uśmiechnęłam się do blondynki.
Kiedy Lupin i McKinnon poszli zostałam sama z Blackiem, Pettigrewem i Potterem. Miałam nadzieję, że Potter chociaż dzisiaj da mi spokój z zapraszaniem mnie na randkę...
— Skoro mamy dzisiaj walentynki to może... — okularnik przysunął się bliżej mnie. — ...umówisz się ze mną Evans?
...a jednak się przeliczyłam... ugh...
— Nie.
— Evans, daj się zaprosić — spojrzał na mnie wzrokiem „szczeniaczka".
— Dasz mi w końcu spokój, Potter?
— Ale kochanie...
— Nie. Mów. Do. Mnie. Kochanie!
Po tych słowach wstałam i poszłam poszukać Severusa.
•Perspektywa Marleny•
— Do zobaczenia później — cmoknęłam Remusa w policzek, a następnie ruszyłam do swojego dormitorium.
Kiedy tam weszłam usłyszałam czyjś szloch. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że łóżko Elizabeth jest zakryte kotarami. Podeszłam bliżej i odchyliłam lekko kotarę. Leżała tam Liz zakryta kołdrą po sam czubek nosa, płakała.
— Marlena? — pociągnęła głośno nosem.
— Co się stało Liz? Czemu płaczesz?
Blondynka podniosła się do pozycji siedzącej i wskazała ręką żebym usiadła obok niej. Uczyniłam to po czym przytuliłam ją do siebie.
— Powiesz mi co się stało?
— Do-Dominc... Dominc... on...
— Dominic? Co z nim?
— Bo... on ze mną... ZERWAŁ — dziewczyna rozpłakała się jeszcze bardziej.
CZYTASZ
my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]
FanficKiedy miała niecały roczek oddano ją do sierocińca. Teraz ma prawie jedenaście lat i pomimo tego, iż nie zna swoich rodziców, to za nimi tęskni. Każdego ranka, zanim otworzy oczy, ma nadzieję, że to tylko zły sen i, że za chwilę zawoła ją mama na py...