23.

212 18 2
                                    

Poczułam lekkie szarpnięcie gdzieś z boku. Natychmiast otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się na kanapie w salonie Potterów. Cała trójka stała wokół mnie. Nagle poczułam ból głowy i z powrotem opadłam na sofę.

— Co się stało? — zapytałam zdezorientowana przyglądając się każdemu z osobna.

— Walburga Black rzuciła na ciebie jakieś zaklęcie i zabrała Syriusza — odpowiedział James.

— Nie zrobiła mu żadnej krzywdy, prawda? — zmartwiłam się.

— Szczerze nie mam pojęcia, ale w tym momencie ważne jest to czy z tobą wszystko w porządku — okularnik podszedł do mnie i lekko przytulił.

Pani Potter przyłożyła mi swoją dłoń do czoła i powiedziała:

— Jesteś bardzo zimna, chcesz jakiś koc? A może zaparzyć ci herbatkę, kochanie? — kobieta również była zmartwiona.

— Dziękuję, ale mogę pójść na górę do łóżka, jeśli to nie problem — uśmiechnęłam się lekko.

— Jasne — pogłaskała mnie po policzku. — Zaparzyć ci tą herbatkę? — dopytała.

— Bardzo bym prosiła — ponownie podniosłam się do pozycji siedzącej.

Zakręciło mi się w głowie przez co złapałam oparcie kanapy i zmrużyłam mocno oczy.

— James, pomóż Lizzy wejść na górę — zwrócił się do syna pan Fleamont.

Brunet usiadł obok mnie i pomógł mi się podnieść. Następnie podtrzymując mnie ruszyliśmy w stronę schodów, a potem na górę do „mojego" pokoju. Położyłam się na łóżku, a James usiadł na jego rogu.

— Jamie? — zapytałam.

— Tak? — spojrzał mi w oczy.

— Wytłumacz mi dokładnie co się stało na Pokątnej — poprosiłam.

Chłopak westchnął.

— Po tym jak matka Łapy wyciągnęła różdżkę rzuciła na ciebie zaklęcie, ale nie wiem jakie. Nigdy go nie słyszałem i nie udało mi się go zapamiętać — spojrzał na mnie przepraszająco.

— Nie martw się, najważniejsze, że jestem tutaj z tobą i twoimi rodzicami — podniosłam się powoli by ból przy wstawaniu nie był mocny, a następnie przytuliłam się do niego.

— Potem upadłaś na ziemię, a Walburga złapała Syriusza za rękę i się teleportowała, pewnie do swojego domu — powiedział. — Kiedy leżałaś nieprzytomna zawołałem o pomoc. Podeszło do mnie kilka czarownic i czarodziejów. Dwójka z nich, jakieś małżeństwo, pomogło mi wrócić z tobą do domu — pogłaskał mnie po plecach.

Przez najbliższy tydzień siedziałam w domu i starałam się nigdzie nie wychodzić gdyż przy najmniejszej aktywności kręciło mi się w głowie a czasami nawet mdlałam. Z każdym tygodniem było coraz lepiej i coraz częściej wychodziłam na dwór by na przykład polatać na miotle czy popływać w jeziorze.

 Z każdym tygodniem było coraz lepiej i coraz częściej wychodziłam na dwór by na przykład polatać na miotle czy popływać w jeziorze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

W połowie sierpnia razem z Marleną pojechałyśmy do Lily na trzy dni. Rodzice rudowłosej zabrali nas oraz jej siostrę, Petunię, do zoo. Dwa razy udało nam się wybrać na przejażdżki rowerowe oraz zrobiłyśmy sobie piknik. Tym razem to Marlena nas zapraszała do siebie na kolejne kilka dni. Pomyślałyśmy, że możemy to zrobić w przedostatnim tygodniu sierpnia i wtedy mogłybyśmy razem wybrać się na zakupy. Przez resztę czasu byłam oczywiście u Potterów.

Jestem im wdzięczna z całego mojego serca. Przyjęli mnie pod dach chodź tak naprawdę nie znali mnie wcześniej. Dzięki nim chodź przez chwilkę mogłam poczuć jak to jest mieć własną rodzinę.

 W ostatnim tygodniu wakacji, a dokładnie dwudziestego siódmego sierpnia są moje urodziny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

W ostatnim tygodniu wakacji, a dokładnie dwudziestego siódmego sierpnia są moje urodziny. Nie mogę uwierzyć jak ten czas szybko leci. Już za chwilę skończę szesnaście lat. To wszystko dzieje się tak szybko. Tego dnia odbyć się mają Mistrzostwa Europy w Quidditchu. Bardzo chciałabym na nie pojechać, ale nie mówiłam o tym rodzicom Jamesa ani samemu Jamesowi ze względu na to, że nie chciałabym ich naciągać na takie wyjazdy oraz zbytnio się narzucać.

Wstałam tego dnia o siódmej, z podekscytowania nie mogłam spać dłużej. Podeszłam do szafy, wyjęłam czyste ubrania i poszłam do łazienki się ubrać. Wykonałam poranną toaletę, a gdy byłam gotowa odniosłam resztę swoich rzeczy do pokoju. Następnie zeszłam powoli oraz cicho do kuchni aby zrobić sobie jakieś śniadanie. Pół godziny później do pomieszczenia zawitała mama Jamesa.

— Już nie śpisz? — zdziwiła się widząc mnie przy kuchennym stole.

— Nie mogłam dzisiaj długo spać — odparłam.

— Chcesz mi pomoc zrobić śniadanie dla chłopaków? — miała na myśli swojego syna oraz męża.

— Jasne, nie ma problemu — uśmiechnęłam się do niej ciepło co odwzajemniła.

Przygotowałyśmy dla nich jajecznicę z boczkiem oraz świeżym szczypiorkiem z ogródka.

Po śniadaniu Potterowie przygotowali się do wyjścia. Powiedzieli, że chcą nas gdzieś zabrać. Podróż autem trwała dwie godziny. Byłam ciekawa dokąd jedziemy. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się na jakimś polu campingowym. Bardzo się zdziwiłam.

— Jesteśmy na miejscu — oznajmił pan Fleamont.

Wszyscy wyszliśmy z samochodu. Rozejrzałam się dookoła. W kilku miejscach stały namioty i gdzieniegdzie przyczepy campingowe.

— Gdzie my jesteśmy? — odwróciłam się w stronę uśmiechających się do mnie Potterów.

— Zgadnij — powiedział James poszerzając swój uśmiech.

— Jamie — przeciągnęłam ostatnią literę jego imienia. — Powiedz mi co to jest.

— Rozejrzyj się uważnie — zakręcił się wokół własnej osi.

Tak więc zrobiłam, znowu. Nic nie rzuciło mi się w oczy.  Za polem campingowym był las i tyle. Chwila co stoi za lasem? Czy to stadion?!

 Chwila co stoi za lasem? Czy to stadion?!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz