Miesiąc później,
13.02.1976 r.— Mar nie mogę uwierzyć! Jutro walentynki a Dominic nadal mnie nie zaprosił... — powiedziałam załamana.
Miałam nadzieję, że Dominic zaprosi mnie na randkę. W końcu jest moim chłopakiem i liczyłam na taki gest z jego strony.
— Liz nie martw się — dziewczyna podeszła do mnie i mnie przytuliła — Napewno cię zaprosi...
— Bardzo bym chciała chociaż ostatnio rzadko się z nim widuję... Za każdym razem gdy chcę spędzić z nim trochę czasu ten zbywa mnie mówiąc, że musi się uczyć.
— To po co z nim jesteś skoro on cię tak traktuje?
— Bo go kocham?
— Ty się mnie pytasz?! Dziewczyno powinnaś wiedzieć czy go kochasz i dlatego z nim jesteś czy po prostu się do niego przyzwyczaiłaś...
Nie mogłam uwierzyć, że Marlena to powiedziała. Jednak nie chciałam się z nią kłócić więc postanowiłam, że zmienię temat.
— Lepiej powiedz jak tam z Remusem. Zaprosił cię na randkę?
— Zaprosił mnie wczoraj... — odpowiedziała lekko zarumieniona.
— Koniecznie będziesz musiała mi powiedzieć jak było.
— Ty też będziesz musiała opowiedzieć jak z
Dominicem.— O ile przypomni sobie o moim istnieniu...
— Kto przypomni sobie o twoim istnieniu? - Zapytała Lily wchodząc do pokoju.
— Dominic — odpowiedziała krótko Mar.
— Wy nadal jesteście razem? — Lily zdziwiła się.
— Tak! — oburzyłam się — Wiecie co? Mam dosyć tej rozmowy.
I wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym przy kominku siedzieli Huncwoci. Postanowiłam, że się do nich dosiądę.
— Cześć chłopcy...
— Hej Liz — odpowiedzieli chórem.
— Czemu jesteś taka przygnębiona? Jutro są walentynki! — ekscytował się Black. — Pochwal się kto cię zaprosił... — poruszył znacząco brwiami.
—Wy też?! Wyszłam z dormitorium żeby odpocząć od tego tematu. Nie chcę o tym rozmawiać...
— Nikt cię nie zaprosił?— zapytał Potter.
Bez słowa wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w stronę pokoju życzeń. Kiedy się tam znalazłam upadłam na kolana pod jednym z drzew i cichutko zaszlochałam. Przykro mi się zrobiło. Jest już po kolacji a Dom nadal mnie nie zaprosił. Naprawdę miałam nadzieje, że skoro jesteśmy parą to zaprosi mnie na randkę. Jednak się przeliczyłam... W pokoju życzeń spędziłam dobrą godzinę. Wstałam, wytarłam rękawami bluzy łzy z oczu oraz policzków i ruszyłam w stronę wyjścia. Kiedy już sięgałam za klamkę drzwi same się otworzyły, a przede mną pojawił się Syriusz. Zrobiłam krok do tyłu a chłopak je zamknął.
•Perspektywa Syriusza•
Razem z chłopakami wpadliśmy na pomysł żebyśmy zagrali w butelkę, ale z dziewczynami. Evans, McKinnon i Meadows się zgodziły, ale chciały żeby grała z nami Liz. Nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć. W końcu do głowy wpadł mi pomysł, że dziewczyna może jest w pokoju życzeń. Skierowałem się tam. Kiedy upewniłem się, że nikogo nie ma w pobliżu szybko otworzyłem drzwi i zobaczyłem blondynkę. Ona zrobiła krok do tyłu a ja je zamknąłem.
CZYTASZ
my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]
FanficKiedy miała niecały roczek oddano ją do sierocińca. Teraz ma prawie jedenaście lat i pomimo tego, iż nie zna swoich rodziców, to za nimi tęskni. Każdego ranka, zanim otworzy oczy, ma nadzieję, że to tylko zły sen i, że za chwilę zawoła ją mama na py...