9.

567 30 3
                                    

Miesiąc później,
13.02.1976 r.

— Mar nie mogę uwierzyć! Jutro walentynki a Dominic nadal mnie nie zaprosił... — powiedziałam załamana.

Miałam nadzieję, że Dominic zaprosi mnie na randkę. W końcu jest moim chłopakiem i liczyłam na taki gest z jego strony.

— Liz nie martw się — dziewczyna podeszła do mnie i mnie przytuliła — Napewno cię zaprosi...

— Bardzo bym chciała chociaż ostatnio rzadko się z nim widuję... Za każdym razem gdy chcę spędzić z nim trochę czasu ten zbywa mnie mówiąc, że musi się uczyć.

— To po co z nim jesteś skoro on cię tak traktuje?

— Bo go kocham?

— Ty się mnie pytasz?! Dziewczyno powinnaś wiedzieć czy go kochasz i dlatego z nim jesteś czy po prostu się do niego przyzwyczaiłaś...

Nie mogłam uwierzyć, że Marlena to powiedziała. Jednak nie chciałam się z nią kłócić więc postanowiłam, że zmienię temat.

— Lepiej powiedz jak tam z Remusem. Zaprosił cię na randkę?

— Zaprosił mnie wczoraj... — odpowiedziała lekko zarumieniona.

— Koniecznie będziesz musiała mi powiedzieć jak było.

— Ty też będziesz musiała opowiedzieć jak z
Dominicem.

— O ile przypomni sobie o moim istnieniu...

— Kto przypomni sobie o twoim istnieniu? - Zapytała Lily wchodząc do pokoju.

— Dominic — odpowiedziała krótko Mar.

— Wy nadal jesteście razem? — Lily zdziwiła się.

— Tak! — oburzyłam się — Wiecie co? Mam dosyć tej rozmowy.

I wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym przy kominku siedzieli Huncwoci. Postanowiłam, że się do nich dosiądę.

— Cześć chłopcy...

— Hej Liz — odpowiedzieli chórem.

— Czemu jesteś taka przygnębiona? Jutro są walentynki! — ekscytował się Black. — Pochwal się kto cię zaprosił... — poruszył znacząco brwiami.

—Wy też?! Wyszłam z dormitorium żeby odpocząć od tego tematu. Nie chcę o tym rozmawiać...

— Nikt cię nie zaprosił?— zapytał Potter.

Bez słowa wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w stronę pokoju życzeń. Kiedy się tam znalazłam upadłam na kolana pod jednym z drzew i cichutko zaszlochałam. Przykro mi się zrobiło. Jest już po kolacji a Dom nadal mnie nie zaprosił. Naprawdę miałam nadzieje, że skoro jesteśmy parą to zaprosi mnie na randkę. Jednak się przeliczyłam... W pokoju życzeń spędziłam dobrą godzinę. Wstałam, wytarłam rękawami bluzy łzy z oczu oraz policzków i ruszyłam w stronę wyjścia. Kiedy już sięgałam za klamkę drzwi same się otworzyły, a przede mną pojawił się Syriusz. Zrobiłam krok do tyłu a chłopak je zamknął.

•Perspektywa Syriusza•

Razem z chłopakami wpadliśmy na pomysł żebyśmy zagrali w butelkę, ale z dziewczynami. Evans, McKinnon i Meadows się zgodziły, ale chciały żeby grała z nami Liz. Nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć. W końcu do głowy wpadł mi pomysł, że dziewczyna może jest w pokoju życzeń. Skierowałem się tam. Kiedy upewniłem się, że nikogo nie ma w pobliżu szybko otworzyłem drzwi i zobaczyłem blondynkę. Ona zrobiła krok do tyłu a ja je zamknąłem.

my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz