20.

233 15 2
                                    

Po długiej podróży dotarliśmy na peron dziewięć i trzy czwarte. Cała nasza grupa wyszła z bagażem przed pociąg. Wszyscy się pożegnaliśmy, a następnie większość poszła w stronę swoich rodziców bądź opiekunów. Zostałam tylko ja, James i Syriusz. Nagle James krzyknął:

— Mamo! Tato! — machał w stronę swoich rodziców. — Tutaj jesteśmy!

Podeszła do nas kobieta przed czterdziestką. Miała brązowe, proste włosy do ramion oraz piwne oczy. Czarnowłosy, wysoki mężczyzna szedł za nią. Z wielkim uśmiechem przywitali się z chłopakami.

Potem oboje spojrzeli na mnie.

— Mamo, tato to jest Elizabeth — przedstawił mnie swoim rodzicom.

Uśmiechnęłam się nieśmiało. Mama bruneta szybko wzięła mnie w ramiona i mocno przytuliła.

— Jestem Euphemia, a to jest mój mąż Fleamont — powiedziała odsuwając się ode mnie.

Wystawiłam rękę do mężczyzny, jednak tata Jamesa także mnie przytulił. Lekko się zmieszałam, ale odwzajemniłam uścisk.

— Fleamont, kochanie weź od Elizabeth kufer — zwróciła się do męża.

— Nie trzeba — odpowiedziałam. — Sama mogę go zanieść.

— Nie, nie — zaprzeczył. — Ja go wezmę.

Podszedł do mojego kufra i złapał go za rączkę.

— Syriuszu, nikt po ciebie nie przyszedł? — pani Potter zwróciła się do Blacka.

Rozejrzał się dookoła, zapewne rozglądając się za rodziną.

— Najwidoczniej nie.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech wyrażający coś w stylu ulgi i radości.

— W takim razie może pojedziesz z nami, hm? — odezwał się ojciec Jamesa.

— SYRIUSZU ORIONIE BLACKU III! Ani mi się wasz iść gdziekolwiek z tymi zdrajcami krwi! — z drugiego końca peronu dało się słyszeć krzyki Walburgi Black.

Spojrzałam na Syriusza. Na głos swojej matki przewrócił oczami i zaczął ją przedrzeźniać.

— Ależ droga Walburgo, po co te krzyki? — zapytała grzecznie pani Euphemia.

— Euphemio, zajmij się swoim własnym czubkiem nosa — powiedziała przesłodzonym głosem.

Mama Jamesa chciała już coś powiedzieć, ale uprzedził ją pan Potter.

— Kochanie jedźmy już do domu, dzieci pewnie są głodne — dotknął ramienia małżonki.

— Zgadzam się z Fleamontem, wracajcie do swojej zanieczyszczonej zdrajcami krwi nory — uśmiechnęła się złośliwie czarnowłosa kobieta.

Spojrzałam na nią wrogo. Jak można być tak zadufanym? Staram się, z grzeczności, trzymać język za zębami, ale zaraz nie wytrzymam i powiem coś czego nie powinnam.

— No już idźcie... Czekacie na specjalne zaproszenie czy jak? — zapytała.

— Czekamy aż wreszcie się pani zamknie i stąd pójdzie — mruknęłam.

Jej złowrogi wzrok przeszedł na mnie. Gdyby tylko potrafiła nim zabijać dawno bym nie żyła.

— Słucham? — zakpiła. — Coś powiedziała ty mała, nic nie warta szlamo?!

— To co pani słyszała — posłałam jej jeden z moich złośliwych uśmiechów.

— Jak śmiesz się do mnie w ten sposób odzywać?! Należy mi się szacunek! — oburzyła się.

Reszta przyglądała nam się z zaskoczeniem. Nikt nic nie mówił i nie robił z tą sytuacją. Każdy był ciekawy co będzie dalej, jak to się skończy.

— Szacunek? — zaśmiałam się. — Za co niby? Za to, że wyzywa pani rodzinę mojego przyjaciela? Za to, że wyzywa pani mnie od szlam? Wielce pani wspaniała Walburga Black oczekuje szacunku?! Nigdy nie będę pani szanować! — wzburzyłam się.

Kobieta sięgnęła po coś do płaszcza, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić splunęłam jej pod nogi śliną. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy przyglądali mi się z jeszcze większym zaskoczeniem. Może trochę przesadziłam? Sama nie wiem. Wycofałam się powoli, a następnie pobiegłam do ściany prowadzącej na mugolski peron. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, wyszłam więc przed budynek.

Przede mną pojawiła się ulica, mnóstwo samochodów jechało w różne strony. Przy krawężniku chodnika rósł cały szereg drzewek. Po drugiej stronie ulicy znajdowały się kolorowe kamienice. Niektóre na parterze miały różne lokale. Rozejrzałam się ponownie, a następnie usiadłam na najbliższej ławce. Przyglądalam się niebu, a konkretniej chmurom i ich krztałtom.

Ktoś usiadł obok mnie. Odwróciłam się powoli. James.

— Czemu sobie poszłaś? — zapytał zmartwiony. — To przez matkę Syriusza?

— Po części tak... mam na myśli to jak się zachowałam, pewnie twoi rodzice nie będą chcieli przyjąć mnie pod swój dach przez to... — spojrzałam mu w oczy.

— Dlaczego tak myślisz?

— Bo to co zrobiłam było nie grzeczne... — wytłumaczyłam. — Osobiście nie porusza mnie sumienie i dobrze się czuję z tym jak powiedziałam Walburdze kilka słów, ale twoi rodzice nie koniecznie mogą się zgadzać z moim zachowaniem.

— Liz, nie martw się. Przecież możesz zostać u mnie na wakacje — objął mnie ramieniem.

— Napewno? Jak już pewnie zauważyłeś jestem bardzo awanturnicza — zmieszałam się trochę.

— Napewno — uśmiechnął się. — Chodźmy, wracajmy już do domu.

Wróciliśmy na peron, Blacków już tam nie było. Po dotarciu na miejsce, państwo Potter teleportowali nas do domu.

 Po dotarciu na miejsce, państwo Potter teleportowali nas do domu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hejka,
Co sądzicie o Elizabeth i jej awanturniczym charakterze?

Piszcie w komentarzach, a i nie zapomnijcie dać gwiazdki

buziaki,
visunshine

my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz