4.

625 38 2
                                    

Jestem już na stacji King's Cross w Londynie. Hagrid powiedział, że muszę wbiec w ścianę między peronami dziewięć i dziesięć, ale kiedy chciałam zapytać, czy sobie nie żartuje, już go nie było...

— Raz się żyje — szepnęłam do siebie, wzięłam rozpęd i wbiegłam w ścianę z całym moim bagażem. Miałam nadzieję, że wielkolud mówił prawdę... i wiecie co? Przejście na peron dziewięć i trzy czwarte naprawdę istnieje między dziewiątym a dziesiątym. Spojrzałam na zegar wiszący na jednej ze ścian, była dziesiąta siedem. Do odjazdu pociągu zostały pięćdziesiąt trzy minuty. Powoli ruszyłam przed siebie, rozglądając się we wszystkie strony. To było niesamowite, ogromna czerwono-czarna lokomotywa mająca za sobą dużo wagonów w czerwonym kolorze, buchająca parą. Chwilę jeszcze obserwowałam otoczenie, a potem ruszyłam w stronę pociągu. Postanowiłam, że znajdę już sobie wolny przedział, bo przecież później być może nie byłabym w stanie tego zrobić.

 Postanowiłam, że znajdę już sobie wolny przedział, bo przecież później być może nie byłabym w stanie tego zrobić

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Za piętnaście minut pociąg odjedzie do Hogwartu. Nadal nie mogę w to uwierzyć, mam nadzieję, że to nie jest jeden z tych realistycznych snów, których miałam całkiem sporo, i które zawsze kończą się w najlepszym momencie... Z mych rozmyślań wyrwała mnie pewna dziewczyna. Była średniego wzrostu, miała śliczne, średniej długości rude włosy i zielone oczy.

— Cześć, jestem Lily Evans. Czy mogę się dosiąść? Prawie wszystkie przedziały są pełne...

— Jasne, siadaj — uśmiechnęłam się do niej.

Po pięciu minutach milczenia Lily odezwała się:

— A ty jak się nazywasz?

— Elizabeth Johnson.

— A więc Elizabeth, masz jakieś rodzeństwo?

— Nie mam, moi rodzice oddali mnie do sierocińca kiedy miałam niecały roczek... — odpowiedziałam ze smutkiem.

— Przepraszam Elizabeth, ja nie... ja nie wiedziałam...

— Nic się nie stało, skąd niby miałaś wiedzieć... A ty...? Masz jakieś rodzeństwo?

— Tak, mam siostrę. Ma na imię Petunia...

Nagle do przedziału weszła niska blondynka.

— Hejka, czy mogę się dosiąść? Wszystkie przedziały są już zajęte — powiedziała z uśmiechem.

—Proszę — Lily wskazała ręką wolne miejsce.

Kiedy dziewczyna uporała się z kufrem, przedstawiła się nam:

— Jestem Marlena Mckinnon, a wy?

— Lily Evans.

— Elizabeth Johnson.

Przez następną godzinę dowiedziałyśmy się o sobie całkiem sporo rzeczy. Na przykład to, że prawie cała rodzina Marleny to czarodzieje i czarownice, a w rodzinie Lily tylko ona posiada magiczne moce. Ja natomiast opowiedziałam dziewczynom o kucharce, którą poznałam dzisiaj rano...

— Liz powiedz jak było w sierocińcu, to znaczy ja wiem, że pewnie nie było za ciekawie, ale może miałaś jakichś przyjaciół?— zapytała Marlena.

— Masz rację, w sierocińcu nie działo się nic ciekawego, a szczególnie w moim przypadku... Nie miałam tam żadnych koleżanek i kolegów, a o przyjaźni mogłam sobie pomarzyć...

— Co czemu?! — zapytały chórem.

— Wszystkie dzieci, które tam są uważają mnie za dziwadło.

— Ale wiesz, że to nieprawda... Rozmawiamy ze sobą od dobrej godziny i ja nie uważam żebyś była dziwadłem, a ty Marlena?

— Ja też, przecież gdybyśmy uważały cię za dziwaczkę to już dawno byśmy z tobą nie rozmawiały...

— Może znamy się bardzo krótko, ale mogę już stwierdzić, że jesteście wspaniałymi koleżankami. — w końcu się odezwałam.

— Tylko koleżankami? Przez tę godzinę dowiedziałam się więcej o was niż, o którejkolwiek z moich koleżanek w całym życiu... zostańmy przyjaciółkami... Bez względu na to do jakiego domu trafimy...

 Bez względu na to do jakiego domu trafimy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
my story with marauders || syriusz black [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz