Rozdział 5 | 2

290 17 17
                                    

- Leo! - przytuliła brata od razu, jak weszła do sali

- Tilly - otworzył szerzej oczy od nagłego ruchu, bo nie kontaktował do końca, ale zaraz mu przeszło

Siedzieliśmy razem kilka godzin. Gadaliśmy, a raczej łyśmy, bo Leo nie może mówić. Leo sobie leżał, Tills siedziała obok i oboje słuchali, co mam im do powiedzenia. Oczywiście nie wspomniałam o tym, że poznałam Ari... Jeszcze nie teraz

- O nie! - chłopak podniósł się do siadu

- Leondre, co jest? - zaniepokoiłam się zachowaniem brata

- Charlie miał przyjść o trzeciej! Zapomniałem tego odwołać! - złapał się za głowę, a potem zaczął kaszleć

- Nie mów już - położyłam go, trzymając za ramiona - Już, w porządku...

- Leo, napisz do niego - poleciła siostra

- Nie, to bez sensu - pokręciłam głową - Jest już zapewne pod miastem, bo jest za dwadzieścia. Pójdę do domu i to załatwię

- Na pewno? - spytali jednocześnie

- Nie odzywaj się, Leondre - zganiłam go - Tak, poradzę sobie - uśmiechnęłam się lekko i zabrałam torebkę - Pa, do później, kochani - pocałowałam ich w policzki i wyszłam, tłumacząc sytuację matce rodzeństwa

Na miejscu byłam szybko. Odłożyłam torebkę do mojego chwilowego pokoju i poszłam do kuchni. Kiedy usłyszałam pukanie, oparłam się o ścianę bokiem, mając dobry widok na drzwi, zza których po chwili wyłonił się blondyn. Nie zauważył mnie i rozejrzał, nie rozumiejąc, czemu jest tak pusto. Yuki podbiegł do niego i zaczął szczekać i skakać na niego.

- Leo? Tilly? Vick? - powiedział

- Nie ma ich - wystraszony na mnie spojrzał, w dodatku jak na ducha

- Melody - powiedział cicho

Kiedy na niego patrzę, jest mi przykro. To, co powiedziałam Chloe, to była prawda, ale... To i tak mnie bolało. Tak w sumie, łatwiej było mi się dogadać z nią, bo nie miałam z nią styczności. To nie przez nią miałam złamane serce, a przez Charliego. Nawet, jeśli wszystko, co powiedziała to była prawda, nie mogę się dać zbyt łatwo. Muszę sprawdzić, czy mu w ogóle zależy, jak mówią...

Patrzyliśmy na siebie w milczeniu i skanowaliśmy od góry do dołu. Mój wzrok był twardy, nie zdradzał zbyt wiele...

- Wróciłaś - podszedł do mnie na kilka kroków. Przyjrzał się mojej postawie i zrezygnował z próby przytulenia mnie - Mel, tak strasznie przepraszam - jego oczy się zaszkliły. Niech płacze. Na razie mnie to nie rusza - Kocham Cię, tylko Ciebie i nikogo innego. Tamto, to... Chloe się z kimś założyła, nie wiedziałem, o co jej chodzi. Nic do niej nie czuję. Jesteś dla mnie najważniejsza, naprawdę i... - uniosłam rękę, żeby mu przerwać. Spojrzał na mnie zdziwiony

- Dość - westchnęłam - Reszta jest w szpitalu - zdziwił się - Leondre ma zapalenie płuc, zapomniał cię powiadomić, ale chyba to, że źle się czuje wiedziałeś, więc... no

Poszłam do swojego pokoju, zostawiając go totalnie zdezorientowanego. Pogoda się trochę popsuła, więc postanowiłam się przebrać. Wyciągnęłam z walizki, której jeszcze nie wypakowałam, bluzę, którą dostałam na urodziny od Leosia i czarne rurki. Zdjęłam to, co miałam na sobie, zostając w samej bieliźnie i zaczęłam ubierać spodnie. Kiedy prawie miałam je na dupie, poczułam na sobie wzrok tego osobnika. Nic sobie z tego nie robiłam i zakryłam swoje cztery litery, po czym odwróciłam się do niego

- Co tutaj robisz? - uniosłam brew i sięgnęłam po bluzę

Jakoś fakt, że przed chwilą widział mnie półnagą nie robi na mnie większego wrażenia...

- Melody, ja naprawdę... - przerwałam mu, podchodząc do niego, już ubrana

- Słuchaj, bo nie będę powtarzać - przytknęłam palec do jego klatki piersiowej - Nie mam zamiaru słuchać tego wszystkiego. Jeśli naprawdę myślisz, że tłumaczenia, czy przeprosiny coś tutaj pomogą, to się mylisz. Tutaj głównie chodzi o zaufanie, Charlie. A zaufanie, zwłaszcza to utracone, bardzo trudno zdobyć... Nie oczekuj wiele. Wychodzę...

Minęłam go w drzwiach i po zabraniu potrzebnych rzeczy wyszłam. Na chwilę jeszcze poszłam do szpitala, gdzie usiadłam przy bracie. Tills nie było

- I co? - szepnął, bo po tylu godzinach, na tyle pozwolił mu lekarz, ale kazał się oszczędzać

- Jeśli byłam dla niego niemiła to mnie ochrzanisz? - pokręcił przecząco głową - Nie byłam miła - zaśmialiśmy się - Lecę, bo na miasto miałam dzisiaj iść. Pisz jakby co i potrzebujesz czegoś?

- Serio się pytasz? - uniósł rozbawiony brew

- Ile? - pokazał na palcach 2, a śmieszne, bo w jego wydaniu wyglądało to do reszty uroczo - Dobrze, dobrze - pocałowałam go w policzek i wyszłam ze szpitala, mijając się z Charliem

- Melody... - zignorowałam go i poszłam dalej, na co zrezygnowany wszedł do środka, a ja odebrałam dzwoniący telefon

- Mel! - usłyszałam ukochany głos przyjaciółki - Jestem w Port Talbot, bo chciałam przyjechać do Leo, ale nikogo nie ma i nie odbierają telefonów... Wiesz coś o tym? - byłam niedaleko domu

- Tak przy okazji... Ciebie też miło słyszeć kochana przyjaciółko - sarknęłam - Tak, Leondre ma zapalenie płuc, jest w szpitalu, ale się trzyma, za trzy dni będzie w domu, a właśnie...

- Co? - stanęłam za dziewczyną i się rozłączyłam. Nie widziała mnie - Melody, co jest... Melody? - odsunęła telefon od ucha - Rozłączyła się, co za... - patrząc na wyświetlacz, zobaczyła moje odbicie - A!

Rzuciła się na mnie. Dosłownie. Owinęła ręce wokół mojego karku, a nogi w talii, a ja prawie się wywaliłam, ale zaraz złapałam ją, nim spadła i okręciłam się lekko. Uśmiechnęłam się na to.

- Tak tęskniłam - powiedziała szczęśliwa

- Nic nawet nie mów. Przez ten cały czas miałam jedynie ojca i FaceTime'a, którego już nie lubię, bo mi się zwieszał... - zaśmiała się

- Tak się cieszę - stanęła na ziemi i znowu mnie przytuliła

Live Your Life || BaM|| 1 i 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz