2: Rozdział 3

764 47 24
                                    

*POV Justin*

Nie było jakoś szczególnie późno. Jeśli szósta wieczorem to w ogóle późna godzina. Wróciłem ze spaceru po Rodeo Drive. To był bardzo upalny dzień. A jedyne na co miałem ochotę, to coś zimnego do picia. Jak dobrze, że w mojej lodówce zostało kilka butelek piwa po ostatnim spotkaniu z chłopakami.

Na półce stały dwie butelki. Myślałem, że udało mi się uratować więcej alkoholu. Ale przed tymi bestiami nie można ukryć nawet bezalkoholowego piwa, a co dopiero mówić tu o normalnym.

Wyjąłem chłodny napój z lodówki i w drodze do salonu otworzyłem butelkę. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu pilota od telewizora. W końcu należała mi się chwila odpoczynku. Justin Bieber też może spędzić wieczór przed telewizją z piwem w ręku, tak jak większość mężczyzn na tym świecie.

Wkurzyłem się. Nigdzie nie było tego pieprzonego pilota. Sprawdzałem wszędzie. Pod poduszkami, na stole, pod stołem, na dywanie, na komodzie. I nic. Po pięciu minutach szukania, salon wyglądał jak pobojowisko. W chowanego się ze mną bawi czy jak?

- W końcu ciebie znajdę, a wtedy nie nadążysz przewijać kanałów. - wykrzyczałem w przestrzeń swojego domu. Może i byłem sam w ogromnym budynku. Ale nikt mi nie zabroni rozmawiać z moim pilotem, który na marginesie, próbował mnie wkurzyć.

Wziąłem butelkę do ręki i westchnąłem patrząc na bałagan. Upiłem kilka łyków alkoholu. Cholera, przydałoby się coś do jedzenia. Co z tego, że jakieś dwadzieścia minut temu zjadłem sporego hamburgera. Wciąż byłem strasznie głodny. Z tego co pamiętam, to w lodówce została jeszcze mrożona pizza.

Po raz kolejny tego dnia otworzyłem te pudło, które sprawiało, że wszystko co zostanie do niego włożone i zamknięte na jakiś czas, staje się zimne. Przeleciałem wzrokiem po półkach. Na samej górze były jakieś jogurty. Niżej były jakieś zielone małe drzewa, które moja mama nazywała brokułami. Nie cierpię tego. Tak jak cała populacja dzieci na tym świecie. Przecież każdy wie, że te szatańskie wytwory są tylko po to, żeby wyssać z nas całą energię, a na końcu pożreć mózgi i rozpocząć zagładę ludzkości. Lepiej nie będę tego dotykał. Na ostatniej półce było jeszcze jedno piwo i to czego szukałem.

Mój pilot leżał obok szklanej butelki i był cholernie zimny. Ale przynajmniej mam to czego potrzebowałem. Gdyby ktoś pytał, pizza też tu jest. Moja lodówka to miejsce zaginionych rzeczy. Przynajmniej będę wiedział gdzie mam szukać następnym razem jak coś zgubię.

Trzasnąłem drzwiczkami od tego mrożącego pudła rozdzierając karton. A następnie wyjąłem z niego pizzę. Nie było to danie moich marzeń na ten moment, ale lepsze to niż czekanie przynajmniej trzydziestu minut na zamówione żarcie. Dlatego też sprawnie wstawiłem moją kolacje do piekarnika. Włączyłem go i poszedłem z moim zimnym pilotem, i piwem, do salonu. Uruchomiłem telewizor i od razu usłyszałem te chore wiadomości. Jak ja tego kurwa nienawidzę. Chciałem przełączyć na następny kanał, ale zmrożony pilot miał opóźnione myślenie i nie chciał tego zrobić. Mimo to postaram się spełnić swoją obietnicę.

To cholerstwo nie chciało współpracować. A przesłodzony głos reporterki zaczynał mnie coraz bardziej irytować. Wyłączył bym to gówno, ale na ekranie pokazało się zdjęcie Ariany, a przy tym nagłówek "wiadomość z ostatniej chwili". Zanim prezenterka znowu zaczęła mówić, pokazali urywki nagrań. Ludzie wybiegali z areny jak poparzeni. Jakby nagle na scenę wbiegł jakiś lew czy coś. - Manchester Arena. Tu właśnie kilka godzin temu doszło do zamachu terrorystycznego podczas koncertu Ariany Grande. Znalezione są już pierwsze ofiary śmiertelne, ale sprawca jest jeszcze niez... - nie słuchałem już tego. Nie chciałem. Był to dla mnie jeden wielki szok.

Jedyna myśl jaka krążyła po mojej głowie, to czy jej się nic nie stało? Miałem ogromną ochotę ją przytulić, potrzymać za rękę. A nawet nie wiem co się z nią dzieje w tym momencie. Musiałem. Musiałem ją usłyszeć.

Chwyciłem za swojego smartfona i wybrałem numer do niej. Wciąż miała ten sam. Niezmieniony. Chociaż wiele razy próbowała stwarzać takie pozory. Ale moim stalkerskim zdolnościom nie umknie taka rzecz.

Przysunąłem telefon do ucha i czekałem, aż połączenie zostanie odebrane. Niestety po kilku sygnałach włączyła się sekretarka. Za drugim i trzecim razem również. A za czwartym od razu usłyszałem ten automatyczny głos.

Scooter. Scooter był rozwiązaniem. Przecież on nadal jest jej managerem.

- Tak? - odezwał się nieco zdenerwowany.

- Brown, co się dzieje? Co z Arianą? - wypaliłem szybko bez zbędnych powitań.

- Justin, nie mam czasu. Muszę zająć się ważnymi sprawami. Nie mam czasu na rozmowy.

- Powiedz mi tylko, czy wszystko z nią w porządku. - powiedziałem błagalnym głosem.

- Tak. Jest cała, a teraz muszę kończyć. Jeśli będę wiedział coś więcej i będę mieć odrobinę czasu to poinformuje ciebie o wszystkim. - odparł i rozłączył się. Tak po prostu. Jakby mógł ignorować mnie, a przy tym moją słodką Ari. Tyle dobrego w tym wszystkim, że ta krucha brunetka jest cała. Cała i zdrowa. Ale ja nie byłbym sobą, gdybym nie postawił na swoim. Ostatnio odpuściłem i nie miałem okazji jej przytulić, pocałować. Może to jest najlepszy czas na naprawę swoich błędów sprzed kilku lat? Nie mogę zmarnować tej okazji. Muszę ją przytulić.

Znów wybrałem jeden z numerów w moich kontaktach.

- Jak szybko mój samolot może być gotowy na lot do Manchesteru?

- Panie Bieber, ależ pański pilot jest właśnie na urlopie. 

- To dajcie mi jakiegoś innego. Najlepiej najszybciej. To jest sprawa bardzo ważna. - podkreśliłem.

- Zobaczę co da się zrobić i odezwę się do pana. - powiedziała kobieta po drugiej stronie i zakończyła połączenie.

Nie. Nadal to do mnie nie docierało. Ten zamach to jakiś absurd. Jak ktoś może tak bestialsko potraktować ludzi? Tyle młodych osób słucha muzyki Ariany. I napewno wielu z nich doznało obrażeń, poniosło śmierć. I śmierć poniosła również moja pizza. Woń spalonego żarcia roznosiła się po całym domu.

Szybko wyłączyłem piekarnik i otworzyłem go. Moja kolacja była zwęglona, całą czarna. Nie nadawała się do jedzenia. Ale i tak ochota na jakiekolwiek pożywienie przeszła mi już kilka minut temu.

Snapchat |jariana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz