Rozdział 7

2.5K 129 18
                                    

W parku zauważyłam mojego ojca. Rozmawiał przez telefon i był widocznie zdenerwowany.

- Coś się stało?- zapytał Dylan.

-Nie, nic. Po prostu zagapiłam się.- wypaliłam otrząsając się.

-To gdzie teraz idziemy?- złapał mnie za rękę.

-Ariana!- Kate wydarła mi się do ucha.

-Czego się drzesz?- powiedziałam zmarnowana.

-Tam jest twój ojciec!- wskazała na sylwetkę mojego rodzica zmierzającego w naszym kierunku.

Próbowałam się uspokoić. Wiedziałam, że jeśli mój ojciec zobaczy mnie z chłopakiem wybuchnie. Już raz to przerabiałam. Rzuciłam wrogie spojrzenie mojej przyjaciółce. Po chwili sama wyszłam na przeciw ojcu. Rzuciłam się mu w ramiona. (o.a: bez podtekstów seksualnych)

-Dzień dobry!- krzyknęła na całe gardło Kate.

-Ariana...- zaczął, ale od razu mu przerwałam

-Tato...- tym razem on mi przerwał.

-Wiem, że chciałaś inaczej. Ale musisz teraz wrócić ze mną do Kanady.

-Ale...- znów mi przerwał.

-Nie ma żadnego ale. Musimy wyjechać. Wszystko jest już załatwione. A ja nie mam dużo czasu.

-A co ze szkołą?

-Testy końcowe napiszesz tam. Przyślą ci arkusz, a napiszesz go w domu pod opieką egzaminatora. Wszystko już jest załatwione.

-Nie.- powiedziałam stanowczo.

-Ja już wszystko powiedziałem. Wszyscy już czekają na nas.

-Ale ja nie zostawię teraz tego wszystkiego. Inaczej się umawialiśmy.

-Ariania, porozmawiajmy na spokojnie. Westchnęłam, a po chwili szłam za moim ojcem. Spojrzałam jeszcze za siebie, aby zerknąć na Dylana. Biedny nie wiedział co zrobićb ale Kate zaraz zareagowała i poszła z nim w inną stronę.

Siedzieliśmy już w kawiarni pijąc zimne napoje.

-Ariana, przyjechałemb bo martwiłem się o Ciebie.

-Ale nie ma do tego powodów.

-Nie odbieranie telefonów...

-Zrozum to, że potrzebowałam chwili spokoju. Musiałam od tego odetchnąć.

-Ja już wiem co zrobiła matka. Byłem dzisiaj rano u niej.

-Ale po co to wszystko? Chcę skończyć tutaj szkołę. Nie mogę zostawić moich przyjaciół tak z dnia na dzień.

-Nie chcesz widzieć jak twój brat będzie stał na ślubnym kobiercu za kilka dni? Nie chcesz się z nim spotkać?- Frankie i ślub? Przecież... Przez to wszystko nawet nie rozmawiałam z nim. Od czterech miesięcy nie odzywaliśmy się do siebie.

-Ślub?

-Tak. To był kolejny powód aby ściągnąć Ciebie do Kanady.

-To nie jest jakiś wyścig. Matka płacze, że nie może mnie stracić. Teraz Ty za wszelką cenę chcesz mnie stąd zabrać. O co w tym wszystkim chodzi?

-Teraz nie jest na to najlepszy moment. Powiem Ci, kiedy będzie odpowiedni czas. Nie jesteś na to jeszcze gotowa.

-Tato...

-Arianam, nie teraz. Musimy pojechać po twoje rzeczy i za kilka godzin mamy lot.- zerknął na swój zegarek.

-Och, już dobrze.- westchnęłam odchodząc od stolika. Miałam kompletny mętlik w głowie. Nie wiedziałam...w sumie nic. Pojechałam do domu przyjaciółki i spakowałam swoje rzeczy. Kiedy zobaczyła samochód mojego ojca wparowała do pokoju niczym torpeda. Widziałam łzy w jej oczach. Ja miałam je już przy pakowaniu się. Zniosłyśmy bagaże i nadszedł czas pożegnania.

-Ariana, obiecaj mi, że... nie, nic nie obiecuj. Po prostu bądź szczęśliwa.- przytuliła mnie, tym samym płacząc w moje ramię.

-Eheh- naszą uwagę zwrócił na siebie Dylan. Jego było mi najbardziej szkoda. Dopiero co dwie godziny temu zapytał się mnie, czy chcę być jego dziewczyną. Jeden plus był taki, że nie zdążyła wytworzyć się większa relacja niż przyjaźń. Wierzę, że znajdzie sobie tą prawdziwą drugą połowę.

-Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyszło.

-Nie przepraszaj. Nic nie mów.- zbliżył swoje wargi do moich a po chwili złączył je w żarliwym pocałunku. Nie chciałam wyobrażać sobie miny mojego taty w tym momencie. Ale najprawdopodobniej mówiła to: zostaw moją córkę, nie jesteś godzien nawet na nią patrzeć.

Kiedy już zabrakło nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie. Nasze czoła się stykały a oddechy były nierównomierne.

-Ariana, już czas na nas.- warknął mój ojciec wrogo patrząc na Dylana.

-No to...

-Bądź szczęśliwa. Nie zawracaj sobie mną głowy. I szczęśliwej podróży.- szybko wypalił mój już chyba przyjaciel.

Wsiadłam do auta. Nic nie mówiąc mój rodzic odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę na lotnisko.

Wszystko szło zgodnie z planem. Bez opóźnień ani usterek.

______________________________________
Tutaj zrobie polsat. Nie chcę pisać zbyt długich rozdziałów, nie mam po prostu tyle czasu.

Dziękuję wszystkim czytelnikom za to, że to czytacie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dziękuję wszystkim czytelnikom za to, że to czytacie. Mamy 914 miejsce w rankingu fanfiction! Niby dalekie ale to jest już coś. Myślałam, że ta książka okaże się dnem, a ona jest moim sukcesem. Dziękuję jeszcze raz 😊 zapraszam do komentowania i gwaizdkowania. W komentarzach napiszcie co takiego przynósł Wam Mikołaj.

A może jakieś q&a? Piszcie w komentarzach!

Dobranoc ✨

Snapchat |jariana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz