2: Rozdział 4

706 33 17
                                    

*No one's POV*

To była ciężka noc. Nie tylko dla Ariany, ale również dla wielu ludzi. Z sekundy na sekundę coraz więcej ludzi dowiadywało się o tragedii, jaka miała miejsce na angielskiej arenie. A przecież miało być już tylko lepiej... 

Rodziny ofiar, fani Ariany i nie tylko. Pół świata było pogrążone w żałobie. Czy to ludzi sławnych, czy zwykłą piętnastoletnią dziewczynę poruszyło to wydarzenie. 

Myśl o tej tragedii nie przestawała dręczyć Arianę. Brunetka nie mogła spać w nocy. Udało jej się to dopiero rankiem. To była godzina dziewiąta. Jej manager był już na miejscu, a jej przyjaciele, Brian i Scoot, czuwali nad nią. Oni sami byli okropnie zmęczeni i przejęci tą sprawą.

- Skorzystajcie z okazji, póki możecie. - rzucił w stronę tancerzy nie za wysoki mężczyzna. - Obstawiam, że niedługo się obudzi.

- Jeśli w ogóle zasnęła. - powiedział jeden z bliźniaków. - Po niej można się spodziewać wszystkiego, tym bardziej, że starała się nas pozbyć.

- Dostała silne środki nasenne. Napewno śpi. Nie powinna obudzić się szybko. - wtrącił Brian siadając na stołek.

- Cokolwiek, byle by nie myślała o tym za dużo. Za bardzo to przeżywa. I nie powinna tak siebie obwiniać.

- Wiecie, nam jest to bardzo łatwo powiedzieć. Ale spróbujmy postawić się na jej miejscu. Wyobraźcie sobie że na waszym występie, czy jakimś większym przyjęciu ma miejsce coś takiego. Napewno w środku czuli byście się winni w małym, czy dużym stopniu.

- Może i masz rację. - westchnął szatyn. Nagle rozbrzmiał dzwonek jego telefonu, na co mężczyzna niezwłocznie podniósł się z miejsca. Zerknął na ekran smartfonu, a widząc zdjęcie znanego wszystkim Justina Biebera nad wyświetlającym się numerem westchnął ciężko.  - Czego on chce? - wymamrotał sam do siebie. Przesunął palcem po ekranie i odebrał połączenie. - Tak? - powiedział jakby od niechcenia. Wiedział doskonale, po co on dzwoni. Właśnie nadszedł moment, kiedy Bieber zaczął zasypywać go pytaniami.

- Co z nią? Jak ona się czuje? Co tam się w ogóle wydarzyło? - wypalił młodzieniec.

- Justin posłuchaj. - Brown usiadł na swoje poprzednie miejsce. - To nie jest najlepszy czas na pogadanki na ten temat.

- Ale ja... - jednak manager Ariany przerwał mu wypowiedź.

- Przepraszam, ale nie mam siły o tym rozmawiać.

- Jak mi nie powiesz to wsiądę w samolot i osobiście to z ciebie wyciągnę. - zagroził blondyn.

- Nie będziemy się tak bawić. - westchnął ciężko. - Pojawieniem się tutaj tylko pogorszysz sytuację.

- Teraz ty mnie posłuchaj. - rzucił groźnie Bieber. - Jestem wstanie załatwić sobie pilota w pięć minut. Nie obchodzi mnie, że pogorszył bym to. Chce ją tylko zobaczyć.

- Nawet nie waż się tego robić. Ona jest w totalnej rozsypce. Swoim pojawieniem się tutaj nie zdziałasz nic dobrego. - stwierdził Scooter. - Za kilka dni będzie w Los Angeles, ale nawet tam nie waż się z nią spotykać. - ostrzegł go z ciężkim westchnieniem. Nie minęła nawet doba od zdarzenia, a on był już tym wykończony. Do tego Bieber planował swoją wizytę, która niewiadomo jak wpłynęłaby na młodą wokalistkę.

Szczęknięcie zamka od drzwi zwróciło uwagę wszystkich chłopaków w stronę pokoju, gdzie miała spać Ariana. Miała. Ale właśnie w tym momencie zmierzała mozolnym krokiem w stronę swojego managera. Oczy miała całe zapuchnięte od płaczu, jej włosy były potargane, jakby tornado przeszło nad nimi jakąś sekundę temu. Na jej twarzy nie było śladu po wiecznym uśmiechu. W tej chwili było widać tylko smutek. Biło od niej depresyjnym nastrojem. Nic dziwnego, jeśli w jej głowie krzątały się myśli, mówiące że to jej wina.

- Scooter... - powiedziała ledwie słyszalnie. Jej nogi ledwo co unosiły się ponad drewnianą podłogę, na co każdy jej krok był wyraźnie zaznaczony charakterystycznym dźwiękiem. - Ja muszę tam iść. - Bieber usłyszał w słuchawce jej znużony głos, na co jego serce zabiło szybciej, ale równie szybko pękło na wiele maleńkich kawałków. Nie mógł znieść tego, że w tak okropnej sytuacji nie może być obok niej. Nie może wybaczyć sobie tego, w jaki sposób potraktował tak kruchą osóbkę, ani tego, że przez to Grande odtrąca go za każdym razem.

- Nie rób nic z tych rzeczy. A teraz muszę ciebie przeprosić, ale muszę kończyć. - rzucił szybko Brown rozłączając się. Nie czekał nawet na odpowiedź młodego mężczyzny.

- Hej, Ariana. - Brian szybko rzucił się w jej stronę. - Nie możesz tam teraz pójść. - objął ją swoim ramieniem.

- Ale ja muszę. - wyszeptała z przejęciem. - Muszę im to wynagrodzić.

- Ariana, nie. - kategorycznie zabronił tego jej manager, który również znalazł się u jej boku. - Scoot, przynieś jej trochę wody. - zwrócił się do chłopaka, który właśnie podniósł się z sofy.

- Nie... Nie chcę wody. - rzuciła wzrokiem na blondyna. - Chcę tam iść. - powtarzała. Dwaj mężczyźni, którzy szli po obu jej bokach i trzymali ją za ramię, doprowadzili jej delikatne ciało do miękkiej kanapy. Usiadła na skraju mebla i spojrzała na trzy znajome jej twarze, które stały przed nią. 

- To jest teraz niemożliwe. - poinformował ją Scooter kucając przy niej.

- Ale ja tam muszę być. Muszę. - jej oczy się zaszkliły, a jej ciało zaczęło lekko drżeć.

- Skar... - zaczął jeden z jej tancerzy, a zarazem bliski przyjaciel. Jednak dziewczyna nie dała mu dokończyć.

- Ja tam chce iść! Zabierzcie mnie tam! - krzyknęła zrozpaczona. Przypominało to histerię. Zanosiła się płaczem i powtarzała, że chce wrócić na miejsce wczorajszego koncertu. Żaden z mężczyzn nie rozumiał jej zachowania. Nie wiedział, co się z nią dzieje. Drobna brunetka nie chciała wrócić do sypialni, nie chciała spać. Miała dość snu, nawet kiedy jej organizm nie dosięgnął tego stanu od wielu godzin. Chciała tylko iść do tamtego miejsca. Chciała w jakiś sposób oddać hołd tym ofiarom. Ale jej manager zadzwonił do lekarza, z którym mieli do czynienia w kilku drobnych sprawach, a nawet poprzedniej nocy. Jej psychika nie była w najlepszym stanie, co mogło prowadzić do poważnych skutków. Nikt nie wie, co mogłoby jej przyjść do głowy, i do czego młoda kobieta posunęłaby się.

Ariana Grande, wiecznie uśmiechnięta, miła dziewczyna, właśnie trafiła do angielskiego szpitala z powodu nagłego napadu histerii. Nikt nie spodziewałby się tego. Jeszcze dobę temu wszystko było w jak najlepszym porządku. Kolejny koncert miał odbyć się za trzy dni. A tym czasem ona leżała na szpitalnym łóżku w pełnym załamaniu i poczuciu winy. I nikt nie był w stanie zdjąć z niej tego okropnego poczucia w tej chwili. Nawet Justin Bieber, którego w głębi serca pragnęła zobaczyć w progu drzwi swojej sali. Ale on był uziemiony w swoim domu tysiące kilometrów od niej. Przestraszony dalszymi losami jego skrytej miłości. Oboje obwiniali się. Ona, za śmierć swoich fanów. On, że ona obwinia się za to. Trochę trudne do zrozumienia. Ale tak było.

♡♡♡
Jestem już po egzaminach, więc wracam do was po tej nieobecności. Moja wena nabiera sił, a ja próbuję przekształcić to w coś sensnego.
Od teraz rozdziały będą pojawiały się częściej (mam nadzieję)
I przepraszam, że takie smuty, ale nie zawsze jest kolorowo.
PS. Jeszcze nastaną dni szczęśliwe dla tej dwójki, spokojnie 😂😘

Snapchat |jariana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz