2: Rozdział 7

397 20 31
                                    

- Nie mam pojęcia, kto może ci w tym pomóc. - mój brat spojrzał na mnie nieco zmieszany. Powiedziałam mu o swoim pomyśle i o tym, jaka była reakcja Scootera. Frankiemu spodobał się mój wymysł. A od dobrej godziny debatujemy nad tym, co zrobić i kto mógłby mi pomóc w organizacji tego całego wydarzenia.

- Nie musimy się z tym spieszyć. To jest dość poważna sprawa, do której potrzebujemy osoby z doświadczeniem przy organizacji takich imprez. - westchnęłam podpierając swoją głowę na dłoni. - Może jak Mac przyjedzie to nam kogoś podsunie. - zaśmiałam się sztywno. No tak. Mac pojawi się w Los Angeles już za dwa dni, a ja pod jego nieobecność całowałam się z Justinem. Nie była to moja wina, ale i tak czuję się okropnie. Ciągle mam słabość do Justina. Ale to nie usprawiedliwia mnie. Nie powinnam była do tego dopuścić.

- A może... - zaczął mój brat. Był bardzo podekscytowany tym, co właśnie wpadło mu do głowy. Miałam nadzieję, że jest to coś naprawdę super. - Justin mógłby wpłynąć na Scootera. Pogadaj z nim. - słysząc to imię zrobiłam wielkie oczy. Nie spodziewałam się tego. A raczej nie chciałam tego słyszeć.

- Nie pomagasz mi Frankie. - rzuciłam w jego stronę, zeskakując z wysokiego krzesła. Czasami nienawidzę mojego wzrostu. Do wszystkiego jestem za niska, wszystko jest dla mnie za wysokie.

- Ej no, przecież to jest dobry pomysł.

- Tak, oczywiście. - powiedziałam z ironią. On doskonale wiedział, co jest między mną, a Justinem. Zresztą nie on jeden. Dlaczego pcha mnie w jego objęcia?! Najpierw wpuszcza go tu, do domu, a teraz nakłania mnie do skorzystania z pomocy Biebera?

- Ja do niego zadzwonię, jeśli ty tego nie zrobisz. - zagroził, ale jego ton ciągle zdradzał jego rozbawienie tym. Och, nie doczekanie jego. To wszystko dąży do kolejnego spotkania z Justinem, a wtedy, kto wie czy znów nie posunąłby się do tego samego, albo nawet i dalej? Nie chcę tego.

- Proszę bardzo. - rzuciłam na niego spojrzenie, a po chwili postawiłam pierwsze kroki w stronę swojego pokoju. Nie zrobi tego. Frankie nie jest do tego zdolny.

- Sama tego chciałaś. - zmarszczyłam czoło na jego słowa. Stanęłam w miejscu i odwróciłam się w jego stronę. Chłopak z szerokim uśmiechem sięgał po swój telefon. Cholera.

- Frankie! - jęknęłam wkurzona. Szybko podbiegłam do brata i wyrwałam mu smartfona w ręku. Chyba zdążyłam. Spojrzałam na ekran. O nie, nie, nie. Zdążył już wybrać numer do Justina, a Bieber właśnie odebrał połączenie. Co mam robić?! Odezwać się, rozłączyć?

- Halo? - z telefonu dało się słyszeć ten rozkoszny głos. Zrezygnowana przyłożyłam telefon do ucha.

- Justin? Och, musiałam się... - chciałam powiedzieć mu, że pomyliłam numery, ale i tym razem Frankie wciął mi się i wszystko zepsuł. Dlaczego on to do cholery robi?! Niech już przestanie.

- Ariana ma do ciebie ważną sprawę. Mógłbyś przyjechać? - powiedział na jednym tchu, kiedy wyrwał mi telefon z ręki. Zatłukę go kiedyś, przysięgam. - Świetnie. Ari będzie na ciebie czekać. Ja? Ja, niestety muszę załatwić jedną sprawę. - czy on sobie ze mnie żartuje? Nie wiem, czy mówi to na serio, ale jeśli ma zamiar zostawić mnie sam na sam, to powyrywam mu te jego blond włoski z głowy. - Super. Do zobaczenia. - rozłączył się z triumfującym uśmiechem na twarzy. - Justin będzie za piętnaście minut. - schował swój telefon do kieszeni i minął mnie. Ten uśmiech nie schodził mu z twarzy. Miałam ochotę nieźle mu nakopać.

- Frankie! Zabiję cię! - szybkim krokiem podążałam za nim. Dlaczego on tak szybko chodzi? - Nakopię ci w ten tyłek. Zobaczysz. Tylko ciebie dorwę! - krzyczałam za nim, a on śmiał się z tego. Ugh.

- Uciekam stąd. Miłej zabawy. - zaćwierkał otwierając frontowe drzwi. Chyba nie zamierza tego naprawdę zrobić?

- Dlaczego ty mi to robisz? Wiesz co będzie, jak się Mac dowie?!

- Nie przepadam za nim, dlatego nie obchodzi mnie to. Wrócę późno, ale Joan ma być wcześniej, więc uważajcie. A no i zabezpieczajcie się. - założył na swój nos Ray Bany, które wcześniej wisiały mu na bluzce. - Czekam na ślub i wasze dzieci. Od razu zgłaszam się na ojca chrzestnego.

- Ciebie już do reszty pogięło. - skwitowałam. Nie było już odwrotu, Justin miał być tu lada chwila, więc jedynie co mogłam zrobić to odgryźć się za to Frankiemu. - Gdzie ty się w ogóle wybierasz? - niech tylko wróci z powrotem do domu. Ten uśmiech długo nie utrzyma się mu na twarzy. Przysięgam.

- Ktoś musi zająć się zaproszeniami na wasz ślub. Potem poszukam jakiegoś ładnego domu dla was i gromadki dzieci. - krzyczał w moją stronę, otwierając kluczykiem auto.

- Wiesz co? Spadaj! - trzasnęłam za sobą drzwiami. Frankie ma prawo nie przepadać za Maciem, ale nie powinien pchać mnie w objęcia innego mężczyzny. Tym bardziej Justina. Nie chcę się z nim widzieć, bo wiem że różnie może się to skończyć. Nie chcę ranić Malcolma. Kocham go. A Justin zranił mnie. A już w ogóle nie chcę się z nim widywać, po tym, co mi powiedział. Jęknęłam desperacko opadając na sofę. Przecież on za kilka chwil pojawi się w tych drzwiach!

To jest takie popieprzone.

Nie chcę go widzieć, a jednocześnie pragnę być obok niego. Sama tego nie rozumiem.

________________
Komu brakowało takich akcji? 🙋

"Thank u, next" bije rekordy, a ta książka pnie się coraz wyżej. Ja nawet nie wiem jak mam wam dziękować 🙈

Ogólnie to zawsze obiecuję, że kolejny rozdział będzie niedługo. Ale teraz chyba odzyskałam swoją równowagę, która została zburzona w ostatnich 2 latach, więc myślę że i na wattpadzie będzie mnie więcej 😁

Na dodatek zaczęłam poprawiać pierwsze rozdziały tej książki. Nie zmieniam fabuły, spokojnie 😀

Miłego nowego tygodnia ❤

Ten numer jeden to jest dla mnie za dużo 😭❤❤❤

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ten numer jeden to jest dla mnie za dużo 😭❤❤❤

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 29, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Snapchat |jariana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz