Rozdział 26

967 69 18
                                    

Moja ręka na oślep szukała ciała Justina. Nie znalazła go, co było dość... dziwne, smutne? Nie wiem jak to określić. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nikogo, prócz mnie. Ubrania Biebera zniknęły. Tak samo jak jakakolwiek oznaka, że tu był. Podniosłam się z łóżka i przeszłam apartament. Sprawdzałam każdą pułkę, stolik, szufladkę. Szukałam chociażby jakiegoś liściku. Jak to zawsze bywa w filmach. Ale nie było nic. Tak jakby go tu nie było. Tak jakby wczorajsze zdarzenie to był sen.

Wzięłam do ręki telefon i odblokowałam jego ekran. Miałam cichą nadzieję na wiadomość ze strony Justina. I faktycznie dostałam kilka wiadomości, ale żadna nie była od Biebera. Kilka od ojaca, Kate i Dylana. Trochę zdziwiło mnie to, ponieważ odkąd przeprowadziłam się do ojca moje kontakty z przyjaciółmi znacznie się uszczupliły. Dlatego też w pierwszej kolejności zaczęłam czytać SMS'y nadane przez nich.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wpatrywałam się w ekran telefonu nie wiedząc co mam zrobić

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wpatrywałam się w ekran telefonu nie wiedząc co mam zrobić. Nie wiedziałam, co mam im odpisać. Oni myślą, że to ja o nich zapomniałam. Ale to ja czuję jakby to oni zapomnieli o mnie. Cały czas mam ich za przyjaciół jakich mało. Chciałam im to wszystko wyjaśnić. Ale nie wiedziałam jak zacząć. Nie miałam zielonego pojęcia jak ubrać to w słowa.

Siedziałam wpatrzona w ekran telefonu dobre kilka minut. Zastanawiałam się co mam do nich napisać. W końcu należą się im jakieś słowa wyjaśnienia.

Czekałam na odpowiedź kilka dobrych minut

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czekałam na odpowiedź kilka dobrych minut. Ale nie uzyskałam jej w tym czasie. Dlatego też postanowiłam porozmawiać z moim ojcem. Kilka nieodebranych połączeń, nie mogło pojawić się tak znikąd. Wiem, że sobie przeskrobałam. Dlatego muszę przyjąć karę na siebie. Wybrałam numer do mojego taty i czekałam aż odbierze swój telefon. 

- Tak? - usłyszałam jego głos w słuchawce. 

- Tato... - nie dane mi było dokończyć tego zdania. 

- Byłabyś na tyle dobrą córką i przyjedź do mnie do pracy. Musimy pogadać. - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć on już się rozłączył. Westchnęłam błogo na to wszystko przeczesując włosy palcami. Wstałam z kanapy i podeszłam do okna. To co zobaczyła, przebiło moje najśmielsze oczekiwania. Tłum ludzi8 zgromadzony przed budynkiem krzyczał głośno Ari, a niektórzy trzymali transparenty z moim imieniem. Błyski fleszy co chwila pokazywały się między osobami.

Nigdy nie sądziłam, że to tak wygląda. Zazwyczaj to ja byłam na miejscu tych osób wyczekując na Justina. Nawet przez chwilę nie myślałam jak gwiazda czuje się w takiej sytuacji.

Szybko oderwałam się od okna, kiedy aparaty paparazzich powędrowały ku górze wprost na moje okno. Podeszłam do mojej torby i wyjęłam z niej ubrania oraz kosmetyczkę i poszłam do łazienki, aby zapanować nad moim nieładem.

Po kilku minutach byłam już gotowa spotkać się z moim ojcem. Wzięłam torbę treningową do ręki i otworzyłam drzwi, aby wyjść z pokoju hotelowego. Nie zdążyłam zrobić kroku, a przede mną stanął manager Justina. Scooter Braun.

- Dzień dobry... - powiedziałam zmieszana. - Co pana do mnie sprowadza?

- Jutro masz pierwszy promocyjny koncert. - oznajmił bez zbędnych słów przywitania.

- Zaraz, co? - spojrzałam się na mężczyznę.

- Za chwilę masz próbę, a jeszcze jutro rano będziesz musiała stawić się w jednym z lokalnych radiów, aby udzielić im wywiadu na żywo.

- Ale ja nic nie rozumiem.

- Myślę, że nie obrazisz się jeśli dasz w przyszłym tygodniu cztery koncerty? - kontynuował.

- Ale o co chodzi?! - niemalże krzyknęłam.

- Jakoże nie masz managera, ja postaniwłem, że zajmę się twoją sławą. - chciałam mu przerwać, ale on nie dał dojść mi do słowa. - Ktoś musi poprowadzić ciebie w świecie show biznesu. Sama nie dasz rady. Ach tak, za dziesięć minut masz próbę tańca.

- Ale ja... - nie dane mi było skończyć.

- Porozmawiamy po twoich dziejszych obowiązkach. A teraz musimy jechać. - nakazał Scooter.

Jak się czułam w tym momencie? Sama nie wiem. Wszystko się kumulowało. Złość, smutek, zaciekawienie, ekscytacja i jeszcze wiele innych. Nie mogłam racjonalnie myśleć.

Scooter, mój manager, tuż po opuszczeniu windy, prowadził mnie do tylnego wyjścia. Nie chciał, aby drogę utrudniali nam moi fani.  

Snapchat |jariana|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz