Leżę na kanapie i bezcelowo wpatruję się w sufit. Myślę o przyszłości. Nie wiem, co będzie jutro. W każdej chwili mogę paść ofiarą, na przykład, zamachu terrorystycznego lub jakiejś innej katastrofy. W końcu jestem tylko człowiekiem.
Nie wyobrażam sobie świąt spędzonych w samotności. Od dziecka każde uroczystości przesiadywałem w gronie rodziny bądź Erena, który poniekąd też stał się dla mnie rodziną. Nie dopuszczam do mojej głowy myśli, że tym razem go zabraknie. A może to mnie zabraknie? Może to ja powinienem być teraz przy nim, a nie on przy mnie? Nie wiem. To teraz chyba najmniej istotne.
Nie mogę ciągle dołować się takimi rzeczami. Muszę być pozytywnej myśli, że niedługo stąd wyjdę, a jeśli nie — jak już powiedziałem — ucieknę. Ale gdyby to było takie proste, jak się wydaje...
Podnoszę się z kanapy i kieruję w stronę schowka. Wyciągam z niego pudełka z różnego rodzaju ozdobami, które kładę na kuchennym blacie, a na samym końcu niezbyt wysokie sztuczne zielone drzewko. Kiedyś choinkę zawsze ubierałem razem z moim słońcem.
Pamiętam te wszystkie potłuczone bombki choinkowe, które wypadały mu z rąk, niby niechcący, jak małemu dziecku. Zawsze od razu zwracałem mu uwagę. Mocno mnie to irytowało. A on po prostu głośno się ze mnie śmiał. W efekcie końcowym razem sprzątaliśmy cały bałagan. A teraz wszystko będę musiał zrobić sam.
Ustawiam drzewko pod ścianą, niedaleko kanapy i pierwsze, co robię, to zawieszam na szczycie pseudo choinki srebrną gwiazdę. Uśmiecham się do siebie niemrawo, próbując po raz kolejny wmówić sobie, że to tylko tymczasowa zmiana — na próżno.
***
No hejka! Co tam u Was? ;D
W czwartek wróciłam już do domku. Tego, co tam się działo, nie da opisać się słowami. ^^ Wolontariusze z Wietnamu, Indonezji, Nepalu, Etiopii, Gruzji... No było świetnie! Polecam EuroWeek, bo to naprawdę ciekawe doświadczenie.
Dzisiaj będę pisać. Także no... Spodziewajcie się jutro rozdziału do Friendzone.
Może jakaś gwiazdka na motywację i zacny komentarz? :>
Do następnego! <3
CZYTASZ
Prisoner cz. I [Ereri/Riren]✓
FanfictionBól fizyczny? Błahostka. Psychiczny zadaje większe rany. W dodatku jest o wiele trudniejszy do wyleczenia, czasami to nawet niemożliwe, po prostu nierealne. Ciągle cię wykańcza, a najzwyklejsza cisza i nieobecność zabija od środka. Więc dlaczego tak...