Nowy Jork, 29.09.2015 r.
Dzień zaczął się tak samo, jak każdego poranka. Obudziłam się, wstałam, wykonałam poranne czynności i przyszłam na zajęcia. Siedziałam znowu na literaturze, chociaż we wtorki było trochę więcej przedmiotów. Czas naprawdę nas nie oszczędza, biegnie jak struś pędziwiatr. Może nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo, gdyby nie te płonące rozmowy o grudniowym przedstawieniu.
Dopiero co zaczął się rok, a już wszyscy żyli tylko tym wydarzeniem. Podejrzewam, że gdybym tak bardzo interesowała się aktorstwem, to pewnie też chodziłabym cała podniecona ową farsą. Jednak to nie było dla mnie, to nie moje miejsce. Potrzebowałam czegoś innego. Czegoś, co da mi pełnię życia, czegoś, co sprawi, że będę szczęśliwa.
— W związku ze zbliżającym się przedstawieniem musimy zacząć przygotowania i osadzić role. — Usłyszałam głos profesora. Cała sala po tych słowach zawrzała. Każdy bardzo się tym przejął. Tylko szkoda, że ja nie byłam tym zainteresowana.
— Judith, czemu się nie cieszysz? — W pewnym momencie zapytała Lynette.
— Bo jakoś mnie to nie obchodzi — odpowiedziałam, lekko naginając prawdę. Nie chciałam jej mówić, że wolałabym robić coś innego niż grać w filmach czy teatrze. Nie byłam pewna czy by to zrozumiała. A może powinnam jej to dawno powiedzieć? W końcu jest bliską mi osobą i powinna zrozumieć. Choć i matce mogłam powiedzieć to samo.
— Jak to możliwe, skoro twoja mama jest aktorką?! — rzekła, lekko podnosząc głos. Pacnęłam ją w ramie, by się uspokoiła. Nie potrzeba mi jeszcze ciekawskich spojrzeń pozostałych osób.
— Porozmawiamy na przerwie, okej? — odparłam. Zauważyłam, że powtarzałam te kilka słów jak mantrę. Kiwnęła tylko głową na znak, że się zgadza.
Nasz wykładowca zaczął przedstawiać nam cały zamysł na przedstawienie. W tym roku miał to być William Szekspir i jego „Romeo i Julia". Nie spodziewałam się, że może to być właśnie ta książka. Dlatego bardzo zdziwiłam się dokonanym wyborem nauczycieli. Z tego, co pamiętałam, to zawsze starali się przedstawiać weselsze sztuki. Jednak nie mi to było oceniać. Miałam nadzieję, że profesor ominie mnie w wyborze ról. Wiedziałam, że żeby zaliczyć semestr musiałam wziąć w tym udział, ale chciałam załatwić to po zajęciach. Nie miałam zamiaru mówić publicznie, że być może zrezygnuję z owego wydziału.
Najpierw zostały osadzone role drugoplanowe, dopiero na końcu profesor skupił się na pierwszoplanowych. Romea otrzymał Louis, czego można było się spodziewać. W końcu została tylko postać Julii i pani Capuletti. Widziałam, że ciężko było zdecydować wykładowcy komu przydzielić owych bohaterów. Modliłam się w duchu, by tylko nie padło na mnie, chociaż prawda była taka, że większość ludzi w sali miała już dobrane swoje inscenizacje. Spuściłam głowę w dół, by nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. Wiedziałam, że w ten sposób nie sprawiłabym, że mogłabym zniknąć stamtąd.
— Judith, czy chciałabyś zagrać rolę Julii? — zapytał ostrożnie pan Collins.
— Cóż... nie bardzo, nie chcę brać w ogóle udziału w tej sztuce — powiedziałam z dozą niepewności, czy powinnam mówić to na głos. Bałam się reakcji ze strony osób w sali, ale także samego nauczyciela. A przede wszystkim mojej matki. Niby byłam dorosła i mogłam sama decydować, ale tej kobiecie zawsze nie podobały się moje wybory. Czułam palące spojrzenie Louisa.
— Jak to w ogóle? — powtórzył mężczyzna w podeszłym już wieku. Był moim ulubionym nauczycielem, jednym z niewielu, których lubiłam na tym wydziale.
CZYTASZ
Judith Campbell - w pogoni za marzeniami
Teen FictionJudith jest przeciętną uczennicą, choć posiada własną pasję. Musi się jednak zmagać ze swoim życiem, które nie do końca jej pasuje. Odkąd pamięta, stoi w cieniu matki, która jest słynną aktorką filmową. Nie podoba jej się podążanie wydeptaną ścieżką...